Thursday, April 17, 2025
Home / Ludzie  / Gwiazdy  / Zośka Papużanka: Mistrzyni w byciu szczęśliwą

Zośka Papużanka: Mistrzyni w byciu szczęśliwą

Autorka książki „On” znalazła się w gronie trojga nominowanych do Paszportów Polityki w kategorii „Literatura”

Dużo słyszę, kiedy jadę tramwajem. Jeśli ktoś głośno rozmawia przez telefon, to odkładam książkę i słucham / fot. materiały prasowe

Autorka dwóch książek Szopka i On, która nie mówi o sobie „pisarka”. Matka, żona, teatrolożka z doktoratem na temat recepcji sztuk Federica Garcii Lorki, nauczycielka polskiego. Uważa, że wiele umie, i jeszcze nie wie, co będzie w życiu robiła. W książkach pisze o ciemnej stronie życia, bo ta jest jej zdaniem pisarsko i czytelniczo ciekawsza. Osobiście jest szczęśliwa. – Szczęście jest bardzo blisko człowieka – przekonuje Zośka Papużanka

Zośka Papużanka: Warto siebie lubić, bo szczęście jest bardzo blisko człowieka / fot. Adam Golec

Zośka Papużanka: Warto siebie lubić, bo szczęście jest bardzo blisko człowieka / fot. Adam Golec

Paulina Bandura: W notce do Onego mówisz jednocześnie, że lubisz ludzi i że nie lubisz ludzi. To zapytam tak: bardziej lubisz ludzi czy książki?
Ludzi. Książka nie jest człowiekiem. A człowiek jest jak książka, ma na twarzy wypisane, co jest w środku.
Dlatego lubisz ludzi obserwować?

Zośka Papużanka: Tak, lubię obserwować ludzi, chociaż wolę ich podsłuchiwać. Słucham ich, czy tego chcę czy nie chcę. Słyszę wszystkimi kanałami. Nie jestem w stanie czytać książki albo rozmawiać w pomieszczeniu, gdzie jest głośna muzyka – to mnie rozprasza. Słucham wszędzie, cały czas.

I co słyszysz?

Zośka Papużanka: Dużo słyszę, kiedy jadę tramwajem. Jeśli ktoś głośno rozmawia przez telefon, to odkładam książkę i słucham. Ktoś do kogoś dzwoni i pyta: wstałaś już? Nie wstałaś jeszcze? A co robisz? – a jest czternasta. Albo kobieta tłumaczy komuś przez telefon, że ma ugotować makaron: Tam jest, gdzie zawsze. Nie wiesz, gdzie zawsze chowam?! Przecież wiesz!

To jest rodzaj zabawy?

Zośka Papużanka: Tak, bo wychodzę z założenia, że ludzie są śmieszni, także ja i moja rodzina. Stąd wynikają niezaplanowane zabawne sytuacje. One są powodem do budowania opowieści.

Ludzie są śmieszni – ale normalni czy nienormalni?

Zośka Papużanka: A ty jesteś normalna?

A co to znaczy?

Zośka Papużanka: No właśnie! Nie robisz żadnych śmiesznych rzeczy? Robisz! Dla ciebie są zwyczajne, ale spróbuj komuś o nich opowiedzieć. Nie myślisz magicznie? Nie liczysz płytek chodnikowych? Nie masz dziwnych zwyczajów, rzeczy, które robisz, tylko gdy jesteś sama? To nie jest nienormalne, w znaczeniu „szkodliwe”, ale normalne też przecież nie jest.

Wolisz ludzi normalnych czy nienormalnych?

Moje życie jest zupełnie inne niż to, o czym piszę. Nie mam żadnych traum do wyleczenia, żadnych tragicznych doświadczeń do przepracowania / fot. A. Golec

Moje życie jest zupełnie inne niż to, o czym piszę. Nie mam żadnych traum do wyleczenia, żadnych tragicznych doświadczeń do przepracowania / fot. A. Golec

Zośka Papużanka: Lubię np. ludzi, którzy idą ulicą i mówią sami do siebie. Potrafię łazić za takimi osobami i ich słuchać. Jest bardzo wiele rzeczy, o których musimy powiedzieć sami sobie, a nie każdy to robi. Ludzie w knajpach udają, że piszą coś ważnego na telefonie, bo siedzenie przy stoliku i picie kawy po to, żeby się napić kawy, nie jest normalne.

I z podsłuchanych historii biorą się książki.

Zośka Papużanka: Tak, z codzienności. Nie mam ambicji, żeby pisać po coś, żeby zmieniać świat. Moje myślenie o literaturze jest zupełnie czymś innym. Dla mnie czytanie i pisanie to czynności estetyczne.

Sztuka dla sztuki?

Zośka Papużanka: Można tak powiedzieć. Nie lubię, gdy na podstawie książek mówi się, jakie jest społeczeństwo. Literatura jest, moim zdaniem, mało diagnostyczna. Stawiam dużą kreskę między literaturą a życiem. One są osobne, ale nie istnieją bez siebie. Nie da się pisać o tym, co jest w całości wymyślone; nie wierzę takiej książce. Z kolei im więcej jest w książce opisanych sytuacji dziwnych, tym bardziej wierzę autorowi, że on to przeżył. Nikt nie wymyśla tak dobrych historii jak życie. Kiedy autor przetworzy swoje przeżycia w konkretny sposób na potrzeby opowiadania, to wtedy to jest już literatura.

Ciebie właśnie ten sposób przetworzenia interesuje najbardziej, to jak, a nie co jest napisane. Mówisz, że kręci cię język.

Zośka Papużanka: Czytałam dziś recenzje mojej nowej książki On; autorka recenzji stwierdza, że nie odpowiada jej mój język, jest zbyt trudny. Przyjmuję tę opinię jako komplement. Chcę pisać trudnym językiem, bo tak właśnie słyszę, tak myślę, tak do mnie świat dociera. Rozumiem, że dla kogoś to jest nie do przyjęcia, ale ten ktoś nie musi czytaniem moich książek utrudniać sobie życia, niech ich nie czyta po prostu. Język jest dla mnie najważniejszą materią. Będę pisać tak, żeby to było wyraziste.

Może problemem nie jest sam język, ale konstrukcja twoich książek – wielość narratorów, indywidualizowanie języka dla każdego bohatera, wielowątkowość?

Zośka Papużanka: Sama się zastanawiam nad przyczyną takiego odbioru moich książek. Chciałabym pisać tak, jak lubię czytać. A lubię, kiedy książka mnie zmęczy, zawstydzi, przerośnie, kiedy napotykam opór z jej strony. Piszę tak, żeby siebie nie znudzić. Wiem, że to, co wymieniłaś – kilku narratorów, indywidualizacja języka, słowotoki moich bohaterów mogą przeszkadzać, ale przecież żyjemy w świecie, w którym bodźce docierają do nas tyloma kanałami! Człowiek idzie ulicą, rozmawia przez telefon, niesie teczkę, ogląda wystawę i zastanawia się, czy go stać na zakupy w tym sklepie czy nie – i taki człowiek nie ma trudności z liczbą kanałów i bodźców, a przy książce nie umie złapać kilku perspektyw naraz. To dziwne.

Dużo też w twoim pisaniu poczucia humoru w wydaniu ironicznym. I kierujesz to ostrze, bardzo odważnie, w wartości. Jako nauczycielka języka polskiego wykpiwasz kanon lektur szkolnych, wykpiwasz „pobożność” – matka Maciusia w Szopce mówi np.: „Bo ja przykazania znam i takiego, żeby się ze starym nie kłócić, to nie ma” – wykpiwasz „honor” – opisujesz pijaństwo Maciusia i jego kolegów z wojska jak walkę na polu bitwy.

Dużo słyszę, kiedy jadę tramwajem. Jeśli ktoś głośno rozmawia przez telefon, to odkładam książkę i słucham / fot. materiały prasowe

Dużo słyszę, kiedy jadę tramwajem. Jeśli ktoś głośno rozmawia przez telefon, to odkładam książkę i słucham / fot. materiały prasowe

Zośka Papużanka: Świętości dla mnie istnieją, nie depczę ich. Nie podoba mi się jednak traktowanie tych wartości obłudnie. Patriotyzm nie polega na tym, że mam w szafie wyprasowaną flagę, wiara nie jest tylko chodzeniem co niedziela do kościoła, honor to nie to, że się zaweźmiemy i nie przebaczymy. Śmieszy mnie zabobonne traktowanie tych zagadnień, bo to nas oddala od ich istoty i powoduje, że tracimy indywidualny stosunek do nich. A zabobonni i obłudni jesteśmy śmieszni.

Także w rodzinie? W rodzinach, o których piszesz, są dominujące matki i ojcowie, których właściwie nie ma.

Zośka Papużanka: Nasi ojcowie właśnie tacy byli – nieobecni. To matki wszystko załatwiały, pełniły wszystkie życiowe funkcje – od ugotowania obiadu po wzięcie odpowiedzialności. Świadomość błędów naszych rodziców powinna nas skłonić do tego, by ich nie powtarzać, by być trochę lepszymi, niż byli oni.

„Karmienie jest dla mnie symbolem władzy, zwłaszcza kobiecej. Kto ma chochlę, ten rządzi” – powiedziałaś w kontekście Szopki i matki Maciusia, której robiło się lżej na sercu, kiedy narobiła pierogów.

Zośka Papużanka: To przekonania pokolenia naszych matek i babć. Ważna była ilość, a nie jakość jedzenia. Przy stole rozmawiało się o jedzeniu – ile kto zrobił pierogów, ile zjadł. Nienawidziłam tych rozmów. Teraz też rozmawiamy o jedzeniu, ale inaczej. Jeździmy po świecie, oglądamy programy kulinarne i uczymy się gotować dobrze, a nie tylko dużo. Wspólna kolacja to przyjemność i nikt nad nikim nie stoi z chochlą i nie męczy: czemu nie jesz?! Jedz! Zjedz więcej! Teraz nikt nie rządzi.

Dlaczego nie piszesz o miłych rzeczach?

Zośka Papużanka: Piszę przecież! Napisałam na przykład, że Śpik przyniósł mamie kwiaty!

Ale to są jasne punkciki na obrazie, który w całości jest ponury.

Zośka Papużanka: Ciekawiej jest pisać – i czytać – o tym, co jest brzydkie. Moje życie jest zupełnie inne niż to, o czym piszę. Nie mam żadnych traum do wyleczenia, żadnych tragicznych doświadczeń do przepracowania. Co więcej – i tu niektórzy mogą być rozczarowani – w momencie kiedy kończę pisać książkę i odkładam ją, nie mam żadnego stosunku do moich bohaterów. Nie myślę o tym, że chciałabym ich spotkać i coś im powiedzieć. Ja po prostu lubię język, lubię pisać.

Czyli będziesz pisarką?

Pisarz to ktoś, kto napisał 15 książek, a ja jestem autorką dwóch i tak o sobie myślę i mówię jak o autorce dwóch książek. Mam bardzo wiele planów; bardzo wiele umiem i mogę robić, co nie znaczy, że nie będę pisała książek.

To, co mówisz, to dowód na to, że cenisz siebie i lubisz.

Zośka Papużanka: Ja siebie uwielbiam, wszystko w sobie lubię! Warto siebie lubić, bo szczęście jest bardzo blisko człowieka. Odkryłam to bardzo późno, dzięki mojemu mężowi. Moim zdaniem szczęście nie polega na założeniu i osiąganiu jakichś celów. To coś, co jest w nas, tylko trzeba sobie pozwolić to zauważyć. Tak właśnie robię i uważam, że jestem mistrzynią świata w byciu szczęśliwą.

Zośka Papużanka „On” (wyd. Znak liternaova) / fot. materiały prasowe

Zośka Papużanka „On” (wyd. Znak liternaova) / fot. materiały prasowe

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ