„Jedyny powód dla którego się nie zabiłam był taki, że nie chciałam nikomu sprawiać problemu” Żałoba po samobójcy (prawdziwa historia)
Popełnił samobójstwo, chwilę po tym jak z nim zerwałam

Żałoba po samobójcy – prawdziwa historia / fot. Valeriia Miller / Unsplash
„Mówił, że sobie flaki wypruje, tylko żebym z nim była. Skąd mogłam wiedzieć, że faktycznie zrobi sobie krzywdę? Jedyny powód dla którego się nie zabiłam był taki, że nie chciałam nikomu sprawiać problemu. Myślę, że dlatego kobiety popełniają samobójstwo rzadziej niż mężczyźni. Bo jest im głupio robić komuś problem.” O sumieniu, żałobie i tym jak ją przetrwać, opowiedziała moja anonimowa rozmówczyni.
Jak wyglądała twoja relacja z Danielem?
Daniel nie był narcystyczny, niby mną nawet nie manipulował, ale tak czy siak zmienił moje życie w piekło – w najbardziej egoistyczny sposób.
Popełnił samobójstwo niedługo po tym jak z nim zerwałam. Wcześniej groził, że jeśli się rozstaniemy, on sobie nie poradzi i będzie musiał ze sobą skończyć. Sama relacja z nim był okropna. Od naszego poznania do jego śmierci minęły dwa lata związku, w którym ani raz nie byliśmy na prawdziwej randce, a on nigdy nie zrobił dla mnie nic miłego.
Zamiast tego wiecznie pokazywał mi, że nic mu się nie podoba. Gdy ładnie się ubrałam, nazywał mnie zdzirą. Mieszkał w moim mieszkaniu, a mimo to wytykał mi ciągle, że robię bałagan i robił mi awantury o drobnostki. Nie wiem dlaczego tak długo to trwało – chyba dlatego, że rok wcześniej miał próbę samobójczą, po której długo bałam się, że jest zbyt niestabilny żebym mogła z nim zerwać. Ale on tę próbę zwalał na swój „ćpuński okres” i jeśli kiedykolwiek do tego wracał, to naśmiewał się z niej, nie traktował tego wydarzenia poważnie. W końcu przyszedł dzień, w którym zmarł mój ukochany dziadek. Leżałam zapłakana na łóżku, on przyszedł i powiedział, żebym ogarnęła się i poszła do pracy, bo się spóźnię. Kilka dni później z nim zerwałam.
Jak to przyjął?
Najpierw wpadł w histerię, wkurzył się na mnie, zapytał co ja sobie wyobrażam i stwierdził, że jestem nienormalna. Miał takie wahania nastrojów, że to wyglądało jakby chciał przejść 5 etapów żałoby w 15 minut. Wyszłam z domu, pamiętam że była piękna pogoda. Kupiłam sobie sushi i mrożoną herbatkę, usiadłam na krakowskich Plantach i poczułam się wreszcie spokojna. Przenocowałam u przyjaciółki i wróciłam do domu następnego. Zapytałam go, czy może się wyprowadzić w ciągu dwóch tygodni. I te następne dwa tygodnie zrobił mi taki wyzysk emocjonalny, że ciężko to opisać. Płakał, klękał przede mną, mówił mi, że przecież chciałam, żeby moje dzieci miały jego oczy. Starałam się przejść przez to zerwanie miło, nie być dla niego wredna. On za to darł się, płakał, wył. Mówił, że beze mnie nie przeżyje, że jestem najlepszym, co go w życiu spotkało, że na mnie nie zasługuje, że teraz będzie musiał powiedzieć swoim rodzicom,że stracił kobietę swojego życia. Mówił, że sobie flaki wypruje, tylko żebym z nim była. Skąd mogłam wiedzieć, że faktycznie zrobi sobie krzywdę?
Polecamy:
A potem się wyprowadził?
Gdy minęły te dwa tygodnie, on miał już wszystkie swoje rzeczy popakowane. Ja wyjechałam na weekend nad jezioro, poprosiłam go, żeby zostawił klucze w skrzynce na listy. Gdy wróciłam do miasta, zobaczyłam że był nieaktywny na social mediach od wielu godzin, nie mogłam się do niego dodzwonić, żeby zapytać czy już się wyniósł. Zadzwoniłam do jego kuzyna, który miał mu rzekomo pomagać z przeprowadzką – okazało się, że tamten nic nie wie, ani gdzie jest Daniel, ani że miał mu pomóc z przenoszeniem rzeczy. Zaczęłam się bać, że on leży w tym mieszkaniu. Zadzwoniłam do przyjaciółki, żeby tam ze mną weszła. Ale jego nie było. Były tylko wszystkie jego rzeczy i klucz w skrzynce. Za to pieniądze, które zbierał w gotówce, zniknęły.
Pierwsze co pomyślałam, to że poszedł się zabić. Zostawił list, w którym pisał, że całe życie jest przegrany i żeby powiedzieć jego matce, że poszedł na „długi spacer”. Zadzwoniłam na policję, oni powiedzieli, że jak wziął pieniądze to znaczy, że nie popełni samobójstwa, bo samobójcy nie biorą ze sobą pieniędzy.
Zabrali parę rzeczy z naszego mieszkania, żeby go szukać, no i wpisali go na listę osób zaginionych. Przyjechali też jego rodzice, wzięli jego rzeczy. Po czterech dniach poszukiwań jakaś dziewczyna zobaczyła go na campingu w Tatrach, zwróciła mu uwagę, że jest poszukiwany i skontaktowała się z jego rodziną.
Czy on jakoś tłumaczył to swoje zaginięcie?
On się do mnie nawet nie odezwał po tym jak go znaleźli. Ja przeszłam przez piekło na ziemi, nie spałam, nie jadłam tylko martwiłam się. Nigdy w życiu nie byłam tak wściekła. Jedyne co, to po kilku dniach napisał, że niedługo wpadnie po swoje rośliny. Napisałam mu wtedy wielką wiązankę. Wcześniej nie byłam otwarta ze wszystkimi swoimi emocjami, bo chciałam być miłą osobą. Miałam podejście typu „proszę, nie bądź dla mnie niemiły”. Tamtego dnia po raz pierwszy napisałam mu, jak się przez niego czułam te dwa lata, ile przykrości mi sprawił, wszystko co myślę o nim i o tym co mi zrobił. Zrobiłam nawet listę rzeczy, którymi mnie kiedykolwiek skrzywdził – była długa. Wytknęłam mu, że zostawił mnie samą, trzy tygodnie po śmierci mojego dziadka, z listem samobójczym i wszystkimi jego rzeczami, żebym to ja za niego sprawy ogarnęła. On wtedy powiedział, że zniszczyłam mu życie dzwoniąc na policję, bo teraz mają go za jakiegoś świra. 48 godzin później powiesił się w domu swoich rodziców.
Czułaś wtedy, że jego śmierć jest twoją winą?
Oczywiście że tak. Ja następne trzy miesiące miałam codziennie myśli samobójcze. Znowu nie jadłam i nie spałam, nie miałam wsparcia od strony rodziny, nie miałam też wsparcia ze strony przyjaciół. Gdy wychodziłam na balkon, myślałam o tym, czy by się nie przechylić mocniej przez barierkę. Gdy szłam ulicą, zastanawiałam się czy auto zdążyłoby się zatrzymać, jeśli bym się pod nie rzuciła. Nie chciałam zabijać się w mieszkaniu.
Najbardziej chore jest to, że jedyny powód dla którego się nie zabiłam był taki, że nie chciałam nikomu sprawiać problemu. Myślę, że dlatego kobiety popełniają samobójstwo rzadziej niż mężczyźni. Bo jest im głupio robić komuś problem. Proszę – powiedziałam to.
Zobacz także:
Naprawiaczka i Król Życia: Ona miała kompleks zbawcy, on używki i koleżanki
Jak wyglądały te pierwsze dni po jego śmierci?
Byłam totalnie rozhisteryzowana. W tym mieszkaniu dalej była część jego rzeczy, leżałam w jego ubraniach, trzymając jego bluzę jak dziecko i płakałam dwa dni bez przerwy. Potem wyszłam, bo miałam umówioną wizytę u fryzjera i moja psychika była już tak poryta, że bałam się odwołać wizytę, bo fryzjer będzie na mnie zły. Więc poszłam do tego fryzjera, żeby nie robić problemu. Siedziałam tam i płakałam dalej. Nie pomyślałam, że mogę powiedzieć „hej, mój chłopak się zabił, muszę odwołać wizytę”.
Byłaś na pogrzebie?
Tak, dzień później, w nowych włosach. Potem przez tydzień mieszkałam u jego rodziców, którzy mówili mi ciągle, że to nie jest moja wina, żebym się nie przejmowała. Ale to niewiele dało. Dalej miałam ogromne wyrzuty sumienia, nie jadłam i nie spałam. Następne 4 miesiące pracowałam jak szalona, zajmowałam sobie każdą minutę życia. Dalej panicznie boję się relaksować. Boję się, że jeśli spędzę jeden dzień w łóżku, to znów będę miała myśli samobójcze.
Jak długo wychodziłaś z tego stadium żałoby?
Długo to trwało. Ciągle miałam w głowie, że nie mogę być szczęśliwa, bo doprowadziłam swojego chłopaka do samobójstwa. Bo byłam taka dobra i kochana, a potem przestałam, więc musiał się zabić.
Więc ja zawsze już muszę być dobra i kochana i nie mogę mieć żadnych wymagań, bo jeśli nie będę robić tego, co ludzie chcą, to się zabiją. Potem dotarło do mnie, że nikt mi nie podziękuje za to, że jestem smutna. Nikt się też na mnie nie obrazi, że nie płaczę. A najważniejsze – że Dawid ma głęboko w poważaniu, co ja robię, bo nie żyje. Wtedy zrozumiałam, że żałoba jest dla żywych, nie dla martwych i że nic, co ja teraz zrobię nie zmieni faktu, że jego już nie ma.
Z dnia na dzień zaczęłam powoli funkcjonować. Z żałobą jest tak, że masz 10 okropnych dni, po czym jeden jest normalny, bo jesteś tak przebodźcowana smutkiem, że twój mózg go wyłącza. I wtedy myślisz sobie „dobra, już to przepracowałam, mam to za sobą”. Ale następnego dnia jest znowu bardzo źle. I tak było cztery miesiące, przy czym w którymś momencie ten stosunek złych i dobrych dni się zmienia. Masz pięć złych dni i jeden dobry, potem cztery złe i jeden dobry, potem trzy, dwa, jeden, aż w końcu masz jeden zły dzień i dwa dobre. A potem jeden zły i trzy dobre. I mija cały okrągły rok, a następny jest już łatwiejszy. Teraz minęły dokładnie cztery lata od kiedy Daniel nie żyje, ja nadal miewam dni, w których płaczę i przeżywam te wydarzenia.
Co odwracało twoją uwagę w tych najgorszych dniach? Co ci najbardziej pomogło?
Mi na początku nic nie pomagało – przede wszystkim dlatego, że z perspektywy czasu uważam, że powinnam była od razu trafić pod nadzór lekarza. A ja szukałam psychiatry pierwsze półtora miesiąca, czyli w tym najważniejszym okresie, bo każdy mówił, że sobie nie poradzi i nie potrafił mi pomóc.
Najbardziej boli mnie to, że nikt się wtedy mną nie zaopiekował, nie zaciągnął mnie do jakiegoś dobrego psychiatry, Myślę, że jakbym nie siedziała w domu sama, bez nikogo, to miałabym szansę lepiej to przejść.
Ja cały czas mam poczucie, że udało mi się wybudować wielką tamę, która chroni mnie przed moimi emocjami, ale że ta tama w końcu pęknie, a wtedy dokonam jakiegoś ludobójstwa. Dzień i noc mam wrażenie, że zaraz coś złego mi się przydarzy, mimo że od roku znowu chodzę na terapię. Nie życzę nikomu tego samego.
UWAGA
Jeśli czujesz, że potrzebujesz pomocy, odczuwasz lęk i smutek, masz myśli samobójcze — nie czekaj, zadzwoń pod jeden z numerów pomocowych dostępnych bezpłatnie i czynnych całą dobę, siedem dni w tygodniu:
800 70 22 22 – Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym
800 12 12 12 – Wsparcie psychologiczne w sytuacji kryzysowej – infolinia dla dzieci, młodzieży i opiekunów
116 111 – Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży
112 – W razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia