Thursday, January 16, 2025
Home / Kultura  / Zaliczyć świat

Zaliczyć świat

Teraz trendy jest działanie i odkrywanie (czasem pozornie) nieznanego. Najlepiej ramię w ramię z tubylcami, w jak najdalszej dziczy.

Świat najlepiej poznamy korzystając z lokalnych środków transportu. Barbara Radwańska w Hawanie, Kuba / fot. materiał prasowy

W te wakacje znajomi nie spytają cię, gdzie jedziesz na urlop, tylko co będziesz na nim robić. Nicnierobienie, nawet na najpiękniejszych plażach świata, nie zachwyca już nikogo. Teraz trendy jest działanie i odkrywanie (czasem pozornie) nieznanego. Najlepiej ramię w ramię z tubylcami, w jak najdalszej dziczy. Ale uwaga – świadome pozostanie w kraju jest równie modne i zdecydowanie bardziej eko.

henuati expeditions dorota polaczek

Przeprawa do rezerwatu żółwi morskich, Indonezja, HenuatiExpeditions.com / fot. Dorota Polaczek

Dla miłośników dobrej kuchni – zbieranie winogron w Andaluzji i wędrowanie szlakiem wina, dla fotografów – plener w lesie równikowym, dla szukających mocnych wrażeń – polowanie na lwy i małpy w RPA, dla inwestujących w siebie – nauka samby w Brazylii, a dla filantropów – budowanie sierocińców gdzieś w Azji. Turystyka to już nie tylko odwiedzanie nowego miejsca, to robienie nowych rzeczy, najlepiej jak najbardziej
ekstremalnych lub takich, których we własnym kraju zrobić nie można.

Jadąc na wczasy, warto się najpierw zastanowić, jakim typem turysty jesteśmy, czego oczekujemy. Czy po prostu chcemy odpocząć, czy może coś sobie albo innym udowodnić? Czy na pewno wiemy, co oferuje miejsce, do którego się wybieramy, bo czytaliśmy o jego realiach, czy tylko przejrzeliśmy folder biura podróży albo album znajomych na Facebooku? Jak przekonują podróżnicy – nazwijmy ich zawodowymi – bez tej
świadomości czasem lepiej zostać w domu.

Wsłuchując sie w odgłosy wyjców, Delta Orinoko, Wenezuela, HenuatiExpeditions.com / fot. Dorota Polaczek

Wsłuchując sie w odgłosy wyjców, Delta Orinoko, Wenezuela, HenuatiExpeditions.com / fot. Dorota Polaczek

3 x E czyli emocje za jeden uśmiech
Hotel z wyżywieniem, opaski all inclusive, zamknięta plaża, wycieczki fakultatywne, a tuż przed powrotem wizyta w sklepie z pamiątkami to nie dla nas – przekonują backpakerzy, czyli osoby podróżujące na własną rękę. Rozpoznasz ich po ciężkim plecaku, którego połowę zajmuje lustrzanka cyfrowa. Na Bałkany, do Maroka czy Indii docierają tanim lotem lub autostopem, pod drodze zatrzymują się w małych hotelach, ewentualnie nocują u znajomych lub wirtualnych znajomych z couchsurfingu (dostają łóżko u obcych ludzi w zamian za zarejestrowanie się w bazie osób, które tym samym odpłacą się komuś odwiedzającemu ich miasto). Jedzą i bawią się tam, gdzie lokalni mieszkańcy, i stronią od wszelkich rozrywek przewidzianych dla turystów. Dlaczego to robią? Niektórzy dla idei – nie podoba im się spędzanie urlopu w zamkniętym hotelu, pod dyktando biura podróży. Dla wielu jednak to jedyna możliwość, by odwiedzić miejsca, o których się marzy. Tak jest po prostu taniej – kalkulują. Tego, że świat można zobaczyć prawie bez pieniędzy, dowodzą liczni blogerzy, m.in. Bartek Szaro i Patryk Świątek, autorzy Paragonu z Podróży (www.paragonzpodrozy.pl). – Leżenie nad hotelowym basenem w Egipcie na szczęście już przestało być modne. Turystyka tzw. 3xS (sun, sea, sand, czyli słońce, morze, piasek – przyp. red.) zmienia się w 3xE (excitement, entertainment, education, czyli przygoda, rozrywka, edukacja – przyp. red.), i to bardzo mnie cieszy. Bo podróżowanie na własną rękę jest naprawdę genialnym przeżyciem – mówi Patryk Świątek. I wylicza, co dobrego daje samodzielne zdobywanie świata. – Przebywanie w zupełnie innym miejscu niż to, w którym żyjemy na co dzień, wiąże się z koniecznością radzenia sobie samemu. Funkcjonowanie wśród inności wymaga większego wysiłku intelektualnego, a czasem nawet fizycznego. Przyglądanie się jej pozwala spojrzeć z innej perspektywy na siebie i kraj, w którym się mieszka – mówi. Zgadza się z nim Barbara Radwańska, podróżniczka, specjalistka od krajów Ameryki Łacińskiej. – Potraktujmy podróż do innego kraju jako podróż w głąb siebie. Przyjrzyjmy się sobie w odmiennym środowisku, zobaczmy, jak na nas działa, jakie emocje dana kultura w nas wywołuje. Dowiemy się wtedy wiele zarówno o innych, jak i o nas samych. I być może odkryjemy swoje miejsce na ziemi, albo wręcz przeciwnie – z ulgą wrócimy do Polski – mówi.

W poszukiwaniu Hoacynów, Amazonia, HenuatiExpeditions.com / fot. Dorota Polaczek

W poszukiwaniu Hoacynów, Amazonia,
HenuatiExpeditions.com / fot. Dorota Polaczek

Być dobrym gościem czyli wyjście z hotelu
Wbrew temu, co mówi Radwańska, panuje dziś trend, by świat zaliczyć. W wyznaczaniu kierunków kolejnej podróży idzie się na ilość. Ochoczo melduje się na Facebooku z jak największej liczby miast i krajów, pokazuje znajomym i odhacza – następny zakątek świata odwiedzony. Ale miejsc zdobywanych w biegu czy przejazdem nigdy nie poznajemy dobrze. – Masowa turystyka podzieliła świat na getta – hotelowe dzielnice dla turystów oraz slumsy dla ubogich mieszkańców, którzy obsługują gości. Słyszę czasem, że Kuba wcale nie jest taka biedna, jak się twierdzi; ktoś mówi, że tam był i zachwyciła go ilość jedzenia i eleganckie pokoje.

Świat najlepiej poznamy korzystając z lokalnych środków transportu. Barbara Radwańska w Hawanie, Kuba / fot. materiał prasowy

Świat najlepiej poznamy korzystając z lokalnych środków transportu. Barbara Radwańska w Hawanie, Kuba / fot. archiwum prywatne

I ja już wtedy wiem, że nie był na Kubie, tylko w jej turystycznej enklawie Varadero – mówi
Barbara Radwańska. Wszystkie sieciowe hotele są podobne. Właściciele restauracji w takich obiektach, by sprostać oczekiwaniom przyjezdnych, do menu wprowadzają międzynarodowe dania, a na dyskotekach, zamiast lokalnej muzyki, puszczają wyłącznie znane przeboje. Nawet szyldy kawiarni i ceny na targowiskach bywają już wyłącznie w językach i walucie turystów. To zabija lokalną kulturę. Przykładem jest Ibiza, która bardziej przypomina Niemcy niż Hiszpanię – tak bardzo zgermanizowały się tam restauracje, sklepy i hotele. Co zrobić, by zatrzymać ten proces? – Jadąc do innego kraju, pamiętajmy, że jesteśmy tam tylko gośćmi, i zachowujmy się właśnie jak gość – szanujmy zwyczaje naszych gospodarzy, spróbujmy ich jedzenia, posłuchajmy ich muzyki, dostosujmy się do ich rytmu życia. Nie krytykujmy ich odmienności, nie oczekujmy, że to oni dopasują się do nas, tylko my spróbujmy dopasować się do nich – mówi Radwańska.

Dzikość serca czyli z aparatem wśród zwierząt
Zniechęceni zatłoczonymi kurortami, gdzie niezależnie od lokalizacji zjemy zawsze to samo
(pizzę i owoce morza) i zrobimy to samo (popłyniemy stateczkiem oglądać pobliskie skały i lazurową wodę), zaczynamy szukać wrażeń unikatowych. Jednak i tu łatwo wpaść w pułapkę. Polacy coraz chętniej jeżdżą do miejsc, dokąd cywilizacja nie dotarła wcale albo gdzie – jak nam się wydaje – jest raczkująca, a czas się zatrzymał. Równie silna jest potrzeba zobaczenia czegoś, co lada chwila może zniknąć. Tłumnie więc jeździmy na Kubę (póki żyje Fidel Castro) albo na wybrzeże Australii (by zdążyć, nim całkowicie umrze Wielka Rafa Koralowa). Paradoksalnie jednak to turyści najmocniej przyczynią się do niszczenia dzikiej przyrody albo bezcennych zabytków. Taki los spotkał świątynię Tadż Mahal, której drzwi za kilka lat zatrzasną się na zawsze – miliony turystów i zanieczyszczone powietrze powodują powolny rozpad budynku, więc UNESCO planuje zamknąć go dla zwiedzających. Przedstawiciele ruchu antyturystycznego idą o krok dalej, sugerując, że turyści – bez względu na to, jakikolwiek rodzaj zwiedzania świata uprawiają – są ziarnem obcej cywilizacji, które raz zasiane w dziewiczym miejscu zmienia je
bezpowrotnie. Przekonują, że niezależnie od tego, czy jedziemy do Egiptu czy do peruwiańskiego buszu, zawsze będziemy obcymi, którzy dla tubylców byli, są i będą wyłącznie źródłem pieniędzy. Znane są przypadki plemion, które na wiadomość o przyjeździe turystów zakładają spódniczki z trawy i zaczynają tańczyć wokół ogniska Gdy tylko biali wyjadą, znów ubierają się w T-shirty i jeansy i wracają do nowoczesnego
życia, które znają już od dawna. – Aby zobaczyć prawdziwie dziewicze miejsca, trzeba się dziś naprawdę postarać. Na świecie zostały nieliczne rejony, do których ludzie nie mogą masowo zaglądać – mówi podróżniczka i fotograf Dorota Polaczek, organizatorka wyjazdów do najdzikszych zakątków świata, które aranżuje wraz ze swoim biurem Henuati Expeditions – Wyprawy Przyrodnicze.pl. – Zabieramy pięć, maksymalnie siedem osób, bo często tylko tyle może dziennie wejść i przenocować w niektórych parkach narodowych czy rezerwatach, np. na Madagaskarze czy w Indonezji. Taką wizytę trzeba odpowiednio przygotować i zarezerwować miejsce wraz ze specjalnymi rządowymi zezwoleniami już wiele miesięcy wcześniej. Mała grupa gwarantuje, że nie stworzymy tłoku, hałasu ani zagrożenia dla przyrody. Osoby, z którymi podróżuję, zawsze uprzedzam, by niczego nie dotykać, nie zrywać, nie zabierać – wyjaśnia. Na takich wyprawach dostaje się coś znacznie cenniejszego – czas. Nie ma gonitwy, by zwiedzić jak najwięcej w jednym dniu. Można trwać w skupieniu tyle, ile się chce, by fotografować albo obserwować rzadkie rośliny i zwierzęta. Można podejść do nich tak blisko, jak kamera z Animal Planet. To jednak luksus, który kosztuje, bo ekologiczna turystyka nie należy do najtańszych, ale zdaniem wielu warto wyjeżdżać rzadziej, aby doświadczyć czegoś wyjątkowego.

Copyright © Dorota Polaczek - Nature Tours

Piknik w Boliwijskiej Selvie Madidi, HenuatiExpeditions.com / fot.DorotaPolaczek

Zostań w kraju czyli wielki odwrót
A gdyby tak nie jechać nigdzie, spędzić wakacje, przemierzając na rowerze okolicę, w której się mieszka? Coraz więcej osób kwestionuje istotę zwiedzania Paryża, gdy się nie widziało Warszawy, lub zachwalanie plaż na Lazurowym Wybrzeżu, jeśli się nie wie, co oferuje polski Hel. Szukając rozrywek daleko, przegapiamy to, co się dzieje wokół nas. Grzybobranie w pobliskim lesie, staw z rybami za polem babci, tam dokąd jeździliśmy jako dzieci, jaskinie w najbliższych nam górach – to cele oszczędnych, ekologicznie, a więc i modnie myślących wczasowiczów. – Naszym zdaniem w podróży chodzi głównie
o przygodę – to jest powód, dla którego ja lubię podróżować – mówi Patryk Świątek. – W dalekich krajach ta przygoda jest istotnie dużo bardziej prawdopodobna, ale równie dobrze
coś fajnego może się zdarzyć tuż obok, wystarczy, że jest się w tzw. trybie podróżniczym,
czyli ma się oczy i uszy otwarte. Wiadomo, że fajniej jest móc powiedzieć znajomym, że odpoczywało się w Ameryce Środkowej niż na Roztoczu, ale nie śmiałbym twierdzić, że
będzie tam mniej ciekawie.

Barbara Radwańska w parku Torres del Paine w Chile / fot. archiwum prywatne

Barbara Radwańska w parku Torres del Paine w Chile / fot. archiwum prywatne

Karolina Siudeja 

OKLADKA-65-Beata-Sadowska200pxartykuł pochodzi z nr 3/2015

Miłośniczka słowa pisanego i mówionego, gaduła i tropicielka językowych banałów. Dziennikarka lifestylowa, redaktorka, konferansjerka oraz specjalistka od content marketingu. Z „Miastem Kobiet” związana od początku jego istnienia. Najchętniej pisze o ludziach, seksie i gotowaniu. Prowadzi blog obyczajowo-kulinarny historieslodkoslone.pl. Prywatnie zakochana mama i początkująca ogrodniczka.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ