Wyznania „rzęsoholiczki”
Z własnych rzęs zawsze byłam bardzo dumna. Długie, gęste, lekko zawinięte do góry. Czego chcieć więcej? Koniecznie przeczytajcie wyznania „rzęsoholiczki”.
Z własnych rzęs zawsze byłam bardzo dumna. Długie, gęste, lekko zawinięte do góry. Czego chcieć więcej? Nigdy nie zastanawiałam się nad ich udoskonalaniem. Do momentu, gdy pojawiłam się na spotkaniu klasowym.
Muszę przyznać, że natura była dla mnie bardzo łaskawa. Obok kręconych blond włosów wyposażyła mnie w efektowną oprawę oczu. Już w wersji 'saute’ moje rzęsy prezentowały się nieźle. A po tym jak nałożyłam na nie tusz? Efekt „wow!” gwarantowany. Do tej pory pamiętam jak Justyna, przyjaciółka z liceum, od czasu do czasu wzdychała w trakcie lekcji nad moim uchem: „Kaśka, ale ty masz te rzęsy długie… Chyba tuszu Ci nie starcza na ich pomalowanie. A te moje? Szkoda gadać…” Same rozumiecie, że nie miałam powodu, żeby myśleć nad upiększaniem własnych rzęs. Do czasu…
11 lat po ukończeniu liceum zebraliśmy się starą paczką. Udało się namówić na przyjazd większość klasy, łącznie z tymi, którzy nigdy jakoś specjalnie imprezowi nie byli. Zjawiła się też Justyna, która akurat w tym czasie przebywała w Polsce (mieszka na stałe w Wielkiej Brytanii). Jak zwykle spóźniona. Wpadła do klubu, kiedy już wszyscy wygodnie rozłożeni na kanapach sączyli drugie piwo. Rzuciła na wszystkich okiem, krzyknęła „Cześć, sorry, ale korki, nie dało rady wcześniej”, a wszyscy na jej widok zrobili gromkie: „Wow”. „No, no, no… nie poznaję koleżanki – sypnął żartobliwie w swoim stylu Radek. „To nasza Justyna czy Brigitte Bardot?” I tym tekstem trafił w dziesiątkę.
Justyna wyglądała jak wycięta z plakatów modelek z lat 60-tych. Jej oczy spoglądały na nas spod długich, gęstych rzęs. Byłam zauroczona. Co ja piszę…
Byłam zahipnotyzowana! I nie tylko ja. W jednym momencie wszystkie dziewczyny obsiadły ją i zasypały lawiną pytań: „Co to? Jak? Ile? Gdzie?”
Okazało się, że kilka dni przed naszym spotkaniem Justyna była u kosmetyczki na zabiegu przedłużania rzęs Noble Lashes. Zabieg trwał około dwóch godzin, podczas których Justyna leżała na łóżku w salonie kosmetycznym. A stylistka w tym czasie z precyzją aptekarki przyklejała wyglądające niemal jak prawdziwe pojedyncze, jedwabne rzęsy do naturalnych rzęs Justyny. Taki efekt po dwóch godzinach leżenia? „Warto było” – skwitowała opowieść Justyna. „Warto, warto” – pomyślałam. Przez cały wieczór wzroku nie mogłam oderwać od jej oczu, a raczej od tych rzęs. Przy nich moje naturalne wydawały się nagle krótkie i mało efektowne.
I zapragnęłam zmiany.
Po godzinie rozmowy z Justyną o przedłżaniu rzęs wiedziałam już niemal wszystko: gdzie, co, jak, kiedy.
A wyglądało to tak. Justyna na zabiegi chodzi już od ponad dwóch lat. Regularnie, co 3-4 tygodnie. Tyle czasu utrzymują się przedłużone rzęsy. Z miesiąca na miesiąc coraz trudniej jej się umówić na zabieg. Bo jak tylko pokazała się w tych rzęsach w biurze, to jej brytyjskie koleżanki poleciały zrobić to samo. „A potem to już poszło lawinowo. Koleżanki koleżanek, ciotki, matki, kuzynki. „I teraz trudno mi się wcisnąć na termin do mojego salonu” – śmiała się.
Co jeszcze? Wydłużanie rzęs należy robić tylko u sprawdzonej kosmetyczki. Bo jedynie specjalista zagwarantuje jakość, efekt oraz zadba o rzęsy. Źle wykonany zabieg może rzęsy zniszczyć, ale tylko pod warunkiem, że zrobi to ktoś, kto nie ma w tej kwestii doświadczenia. Tak długo jak sztuczne rzęsy są prawidłowo przyklejane, tak długo te prawdziwe będą miały się dobrze. Justyna podała mi namiary do koleżanki, która robi rzęsy w Polsce, w Łodzi, w salonie specjalizującym się w przedłużaniu rzęs OneMillionLashes. „Tylko uważaj, bo to uzależnia” – rzuciła na pożegnanie. Puściłam jej uwagę koło uszu – na drugi dzień zarezerwowałam termin!
Po dwóch tygodniach (wcześniej się nie było terminu) sama leżałam nieruchomo na łóżku kosmetycznym i zastanawiałam się jak będę wyglądać z rzęsami w stylu Brigitte Bardot. Stylistka rzęs Noble Lashes, Agata Rucińska, w przerwach między przyklejaniem rzęs podawała mi informacje na temat zabiegu. „Przedłużanie rzęs staje się tak popularne, jak manicure czy pedicure. Faktycznie uzależnia, ale w tym pozytywnym słowa znaczeniu” – przyznała – „Jak raz Pani przedłuży, to potem nie będzie Pani mogła się bez tego obejść. Przyzwyczai się Pani do tego zjawiskowego wyglądu i nie będzie chciała go utracić. Ale to normalne. Każda moja klientka tak ma. W końcu wszystkie chcemy wyglądać oszałamiająco. Prawda?” Jakoś wierzyć mi się nie chciało, że to może być aż tak bardzo uzależniające. Rzęsy? Bez przesady.
Po dwóch godzinach spojrzałam w lustro. Efekt? Wow! Długie, gęste, fantastyczne! Mąż spadnie ze stołka!
Nosiłam się z nowymi, pięknymi rzęsami przez blisko 4 tygodnie. Bardzo szczęśliwa i bardzo piękna!
Od tego czasu minął już ponad miesiąc. I wiecie, co? Justyna mówiła prawdę. Kusi mnie na kolejną wizytę. Z tymi rzęsami czuję się lepiej i wyglądam „nieprawdopodobnie uwodzicielsko” (takie słowa usłyszałam od męża), więc… Czemu nie? Wizyta zarezerwowana. Chyba faktycznie zostałam rzęsoholiczką.
Lena, rzęsoholiczka
Po więcej zapraszamy na www.noblelashes.pl
Sara 3 czerwca, 2019
wszystko się zgadza 😉 ja pokochalam efekt przedłużanych rzęs i sama postanowiłam sprawiać dziewczynom radość, więc zrobiłam szkolenie 1:1 od Magnitica Lashes a teraz myślę o jakimś objętościowym 😀