Monday, January 20, 2025
Home / Ludzie  / Gwiazdy  / Patrick The Pan – wzruszają mnie rzeczy nietypowe

Patrick The Pan – wzruszają mnie rzeczy nietypowe

Muzycznie mówi, że wciąż poszukuje. Jednego jest pewny, że chce odejść od wizerunku smutnego, melancholijnego chłopca. Poznajcie - Patrick The Pan.

Najnowsza płyta "...niczym jak liść" / fot. materiał prasowy

Jak pracuje nad muzyką, to dopóki nie skończy. Potrafi zamknąć się w pokoju i nagrać w dwa miesiące płytę, która okazuje się sukcesem i mówi, że to nic wielkiego. Muzycznie mówi, że wciąż poszukuje. Jednego jest pewny, że chce odejść od wizerunku smutnego, melancholijnego chłopca. Poznajcie – Patrick The Pan. 

Patrick-teh-pan r

Patrick The Pan / fot. materiał prasowy

Mam do Ciebie mówić Piotr czy Patrick The Pan?
Patrick The Pan: Może być Piotr.

Pewnie wciąż Cię o to pytają. Skąd wziął się Twój pseudonim?
Patrick The Pan: To prawda… Miałem być długopisem ( z angielskiego – pen), ale te dwa słowa całe życie mi się myliły i przy rejestrowaniu witryny i strony fb właśnie ten błąd się wydarzył.

Przez „Tak brzmi Miasto” zostałeś nazwany „złotym dzieckiem” lokalnej sceny. Jak się w tym odnajdujesz? Czujesz się gwiazdą?
Patrick The Pan: Nie, absolutnie nie czuję się gwiazdą. „Złote dziecko”? „Tak brzmi Miasto” to festiwal muzyków z Krakowa – to są ludzie, którzy tu działają od lat. Żyją tym miastem, tutaj stworzyli swoją grupę, wspierają się. I nagle „znikąd” pojawiam się ja – gość, który nigdy nie był w żaden sposób zaangażowany w tę scenę, nie grał nigdy z żadnym zespołem – nagle „przynoszę” im płytę, o której szybko zrobiło się głośno. I wiesz co się dalej stało – trochę pojeździłem, zagrałem i już nie tylko Kraków o mnie usłyszał. Więc może dlatego tak mnie postrzegają, że jestem „złotym dzieckiem”, przyszedł gość znikąd.

Może to dlatego, że sam nagrałeś, skomponowałeś, zagrałeś i zaśpiewałeś na swojej pierwszej płycie?
Patrick The Pan: Nie wierzę, że w Krakowie nie ma takich ludzi jak ja.

Widocznie mało się o nich mówi.
Patrick The Pan: Być może tak. Nie uważam, żebym zrobił coś wielkiego i wyjątkowego. Na tamten moment nie wyobrażałem sobie, że można to zrobić inaczej. Każdy byłby w stanie to zrobić. Trzeba się zebrać, zacisnąć zęby i w pewien sposób się przygotować. To nie była decyzja podjęta z dnia na dzień, żeby siąść i nagrać płytę. Przez lata zastanawiałem jak to zrobić, chłonąłem wiedzę, myślałem o tym, dochodziłem do tego metodą prób i błędów. To są lata pracy nad tym, żeby finalnie to należycie zrobić.

Czyli śpiewanie i nagranie płyty to było Twoje marzenie?
Patrick The Pan: Chyba nikt nie bierze się za sztukę z przymusu. Oczywiście, to było moje marzenie, najbardziej priorytetowe. To był jak do tej pory najważniejszy cel w życiu. I może właśnie dlatego się udało.

W materiale o Tobie przeczytałam, że zamknąłeś się na 2 miesiące w pokoju, żeby nagrać swoją pierwszą płytę. Prace trwały non stop?
Patrick The Pan: Tak. To był okres, w którym straciłem pracę i uznałem, że w końcu mam trochę czasu żeby siąść i to marzenie zrealizować. Zawsze coś stało na przeszkodzie albo uczelnia, albo właśnie praca lub jakieś inne obowiązki. Oczywiście, ktoś powie, że mogłem nagrywać płytę po godzinach. Wydaje mi się jednak, że jeśli chce się to zrobić dobrze, trzeba to robić „ciągiem”, nie można rozkładać na raty. Lubię taki styl pracy. Siadam i działam przez dwa miesiące bez przerwy. I tak też było w przypadku nagrań pierwszej płyty.

Wizję, teksty, muzykę miałeś już gotową w głowie, czy wszystko powstawało na bieżąco?
Patrick The Pan: Pół na pół. Większość piosenek wiedziałem, jak chcę nagrać i jak mają finalnie wyglądać. Zawsze wiem, jak nagrać podstawę piosenki, czyli gitarę, pianino i wokal. Natomiast wszelkie pozostałe kwestie, typu partia perkusji, partia basu, partia gitar, jakieś chórki, to właściwie zawsze powstaje na zasadzie improwizacji, już w trakcie nagrań.

Co było najtrudniejsze podczas tworzenia płyty?
Patrick The Pan: (Hmmm) Szczerze powiedziawszy nie pamiętam, to było dwa i pół roku temu. Chyba nic, to była czysta przyjemność. Może jakieś techniczne aspekty, typu: Mam pomysł na jakiś fajny chórek, albo na jakieś gitary, albo na jakieś dziwne brzmienie – słyszę to w głowie, ale nie wiem jak to technicznie „wykręcić”, żeby to było klarowne, czytelne, żeby to było słychać. Jeśli miałem jakieś problemy, to właśnie głównie w aspekcie technicznym.

Najnowsza płyta "...niczym jak liść" / fot. materiał prasowy

Najnowsza płyta „…niczym jak liść” / fot. materiał prasowy

Lubisz wyzwania?
Patrick The Pan: Oczywiście. Próbujesz czegoś nowego, w czym nie wiesz czy jesteś dobry. I nagle okazuje się, że świetnie Ci to wychodzi, coś takiego totalnie popycha Cię do przodu. Wydaje mi się, że bez takich odważnych decyzji, człowiek w ogóle w żaden sposób nie jest w stanie się rozwinąć. Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.

Masz wsparcie w swoim środowisku? Sukces, sława czasami jest kosztem czegoś.
Patrick The Pan: Oczywiście. W rodzinie i wśród bliższych i dalszych znajomych, śmiem twierdzić, mam pełne wsparcie. Chyba są ze mnie dumni. Były momenty, że to, co się wydarzyło w moim życiu przez ostatnie lata pokazało mi drugą, lepszą twarz moich niektórych znajomych. Czasem zdarza się tak, że jacyś dalsi znajomi, których rzadko widuję lub nawet podejrzewałem, że za mną nie przepadają, podchodzą do mnie gratulują i prosto w oczy mówią mi, że cieszą się z mojego sukcesu. To jest niesamowite. Nagle zaczynasz czuć szacunek od osób, które myślałeś, że go do ciebie nie mają.

Kiedy wytwórnia Kayax wzięła Cię pod swoje skrzydła? To było zaraz po nagraniu Twojej debiutanckiej płyty?
Patrick The Pan: Nie – po nagraniu swojej pierwszej płyty nie kontaktowałem się z żadną wytwórnią. Kayax napisali do mnie maila rok po wydaniu debiutanckiej płyty. Byłem wtedy akurat w Warszawie, co jest tym bardziej niesamowite, bo bardzo rzadko tam bywałem wtedy. Więc kiedy zaprosili mnie na rozmowę, parę godzin później byłem już w siedzibie Kayaxu i gadałem z Tomkiem Grewińskim. To niesamowita historia, jak z filmów.

Co Cię inspiruje, motywuje do tworzenia muzyki? Czerpiesz inspiracje od innych artystów?
Patrick The Pan: Oczywiście. Nie wierzę, żeby którykolwiek artysta nie inspirował się innymi. Według mnie to jest właściwie najwyższa forma okazania szacunku – czerpanie inspiracji z dorobku innych. Inspirują mnie rzeczy bardzo nieoczywiste: nie śpiewam piosenek o miłości, a jak już, to rzadko. Lubię pisać piosenki o wydarzeniach nietypowych, ale też mało znaczących w historii ludzkości. Np. na nowej płycie jest piosenka o wielorybie, który z nieznanych nikomu przyczyn nadaje w innej częstotliwości niż cała reszta jego gatunku i przez to jest samotny. Tego typu historie uderzają mnie bardziej w serce niż np. wojna po drugiej stronie świata, czy złamane serce.

Jest ktoś z kim chciałbyś zagrać lub zaśpiewać razem na scenie?
Patrick The Pan: Hmm.. Zawsze chciałem ze Smolikiem, ale to już zrobiłem i chętnie to powtórzę. Nie wiem, chyba nie. Nie miewam takich marzeń. Boję się wszelkich kolaboracji. Wiem, ze jestem dobry w tym, co robię sam, że jak ktoś mi da trzy miesiące to zamknę się w domu i nagram fajną płytę. Mam kompleks – nie czuję się mocny jako muzyk-artysta. Boję się, że gdyby przyszło mi współpracować z jakimś wielkim nazwiskiem typu Kasia Nosowska, to obawiam się, że nie okazałbym się niekompetentny. Mogę powiedzieć wprost, jestem trochę zakompleksiony na tej płaszczyźnie. Więc raczej nie fantazjuję na ten temat wielkich kolaboracji.

Teledyski są bardzo spójne z Twoimi utworami. Czy Ty również tworzysz ich koncepcje?
Patrick The Pan: Nie, to już nie są moje pomysły. Umiem „myśleć” muzycznie, ale nie umiem stworzyć do tego dobrze wizualizacji. To są kwestie, które powierzam innym osobom. Natomiast zawsze, kiedy robimy teledyski, muszę najpierw zaakceptować scenariusz i wizję danego reżysera czy scenarzysty. Czasami rzucę jakiś pomysł, ale staram się bardzo nie ingerować w koncepcję.

A co z występami na żywo? Jak się czujesz?
Patrick The Pan: Wspaniale. Moment wyjścia na scenę to najważniejsza nagroda za to wszystko, co robię. Mogę tam wyjść i wiem, że po drugiej stronie są ludzie, którzy z własnej i nie przymuszonej woli przyszli mnie posłuchać. Ten moment jest wart całego trudu i pracy, którą wkładam w muzykę. Kontakt z publiką daje mnóstwo radości i napełnia energią. Wiadomo, że zdarzają się różne koncerty w różnych warunkach i nie kryję, że były koncerty, na których chciałem zejść ze sceny jeszcze za nim na nią wszedłem. Ale chyba nigdy nie wpływała na to publika, tylko najczęściej aspekty techniczne, niekompetentny realizator czy źle wypromowana impreza, na którą mało kto przyszedł itp.

Stresujesz się za każdym razem?
Patrick The Pan: Oczywiście. Zawsze jest stres. Śmiem twierdzić, że z każdym koncertem coraz mniejszy, bo to jest już jakieś doświadczenie, obeznanie, ale zawsze przed koncertem jakaś dawka nerwów jest.

Zespół. Powiedz jak się stworzył?
Patrick The Pan: Gdy pojawiła się potrzeba koncertowania musiałem dobrać skład. Pierwszy pojawił się Justyn Małodobry (bass), który przyprowadził ze sobą Adama Stępniowskiego (perkusja). Justyn też polecił Kubę Dudę, czyli obecnego gitarzystę, który już od roku z nami koncertuje w zastępstwie za poprzedniego – Tomka Starzyka. Ot cała historia.

Współpraca z Dawidem Podsiadło to był Twój pomysł?
Patrick The Pan: Tak, to był mój pomysł. Z Dawidem jesteśmy kolegami. Wiele razy widzieliśmy się w życiu zanim spotkaliśmy się w studiu. (śmiech). Po „Męskim graniu” we Wrocławiu, gdzie wykonywaliśmy jedną z moich piosenek, zapytałem go czy miałby ochotę wystąpić na mojej nowej płycie. Wtedy to był tylko pomysł, ale Dawid wyraził chęć. Powiedział mi bodajże, że to byłby dla niego zaszczyt. Więc pół roku później, kiedy już prace nad drugą płytą trwały, napisałem „Niedopowieści” i to było to – słyszałem w tym utworze Dawida. Wysłałem mu propozycję i się zgodził.

Wiesz jaką ścieżką muzyczną chcesz podążać?
Patrick The Pan: Nie jestem w stanie przewidzieć jej w 100%. Wystarczy spojrzeć na ostatnie dwa lata mojej twórczości, żeby zobaczyć, że drogi się zmieniają. Zacząłem od smutnych, folkowych ballad, a nowa płyta to zupełnie inna bajka, zdecydowanie mocniejsza i odważniejsza. Teraz na przykład słucham dużo jazzu. Czy to znaczy, że za dwa lata wydam płytę jazzową? Nie wiem. Nie myślę o takich rzeczach.

Jakie plany na przyszłość? Nowe projekty, pomysły?
Patrick The Pan: Poza Patrickiem pomagam też w projekcie Further Away (do niedawna nazywało się to Inqbator). Jest to projekt Kuby Bugały i pomagam mu tę płytę wyprodukować i nagrać.

Czego Ci życzyć na przyszłość?
Patrick The Pan: Żeby ta sukcesywność rozwoju mojego projektu była tak duża, jak do tej pory.

Rozmawiała Katarzyna Małodobry

Oceń artykuł
1KOMENTARZ
  • tai xiu bong da truc tuyen 20 listopada, 2019

    … [Trackback]

    […] Read More Information here on that Topic: miastokobiet.pl/wywiad-z-patrick-the-pan/ […]

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ