Friday, December 6, 2024
Home / Ludzie  / Kre-aktywne  / Bestsellerowa autorka

Bestsellerowa autorka

Pisze wzruszające powieści obyczajowe, fantasy, erotyki, ale i książki poruszające poważne problemy społeczne.

Katarzyna Michalak "Ogród Kamili"

Katarzyna Michalak "Ogród Kamili" / fot. materiał prasowy

Pisze wzruszające powieści obyczajowe, fantasy, erotyki, ale i książki poruszające poważne problemy społeczne. Wszystkie łączy jedno: ogromna dawka emocji i coraz większa rzesza czytelników. Katarzyna Michalak to bestsellerowa autorka, która doskonale zna swoich Czytelników i wie jak do nich trafić.

Przy okazji premiery swojej kolejnej książki „Zacisze Gosi”, zdradza tajniki swojej pracy, opowiada o dalszych planach i marzeniach!

Katarzyna Michalak "Zacisze Gosi" / fot. materiał prasowy

Katarzyna Michalak „Zacisze Gosi” / fot. materiał prasowy

Przyznam, że jest Pani dla mnie swoistym fenomenem, jeśli nie na skalę światową, to na pewno polską: dwadzieścia dwie książki w ciągu sześciu lat! I to wszystkie na listach bestsellerów! Jak Pani tego dokonała?

Dwadzieścia pięć (śmiech), trzy następne są już napisane. Jak tego dokonałam? Ja uwielbiam pisać, Czytelniczki czytać, zaś Wydawcy wydawać. Stanowimy zgrane trio. A że zupełnie przy okazji jestem pracoholiczką…

Jest Pani również bardzo wszechstronną Autorką – powieści obyczajowe, romans, erotyk, sensacja, kryminał, fantasy, a nawet książka kucharska. Nie ucieka Pani też przed trudną tematyką społeczną.

Moja wszechstronność wynika, po pierwsze, z ciekawości, a po drugie, z ambicji. Jestem bardzo ciekawa nie tylko świata – lubię dużo wiedzieć na każdy temat, ale i swoich możliwości, stale sprawdzam samą siebie – co potrafię, jakim wyzwaniom sprostam, czym mogę siebie jeszcze zaskoczyć, a czym już nie. Gdy utwierdziłam się w przekonaniu, że w ogóle potrafię pisać, gdy Czytelniczki dały mi znać, że powieści pogodne, ku pokrzepieniu serc i z koniecznie dobrym zakończeniem wychodzą mi całkiem, całkiem, zapragnęłam pójść krok dalej i zmierzyć się z trudniejszą tematyką. Napisałam więc Nadzieję, potem – gdy ta powieść została zaskakująco dobrze przez Czytelniczki przyjęta, wyszarpnęłam z duszy i serca historię jeszcze trudniejszą, czyli Bezdomną, i przestałam się bać różnorodnej tematyki.

Czy trudno się konstruuje tak różne światy?

Na pewno trzeba dostać od Boga talent, wyobraźnię i empatię. Ja miałam to szczęście, że zostałam nimi obdarzona, i tworzenie innych, zupełnie różnych rzeczywistości przychodzi mi samo z siebie, po prostu „wchodzę” w świat, który opisuję. Trudno zaczyna się robić dopiero wtedy, gdy ten świat jest brutalny, gdy rozgrywają się w nim nieprawdopodobne dramaty, a ja, będąc „tam”, staję się ich uczestniczką i przeżywam dramaty moich bohaterów jak swoje własne. Po takiej powieści bardzo długo nie mogę wrócić do rzeczywistości i długo leczę zadane mi w tamtym świecie rany.

Powiedziała Pani „zaskakująco dobrze przez Czytelniczki przyjęte” – zaskakuje Panią sukces Pani książek?

Tak, nadal nie potrafię uwierzyć, że z niepozornej, nikomu nieznanej Kasi Michalak, najpierw lekarki weterynarii, później zarządczyni nieruchomości, stałam się pisarką, posiadającą własne, podpisane moim imieniem i nazwiskiem półki w księgarniach. Jest to coś… zupełnie nieprawdopodobnego, bo w głębi duszy nadal jestem tą cichą, zakompleksioną kobietką po ciężkich przejściach.

Jakie to przejścia? Chce się nimi Pani z nami podzielić?

Ech… nie jest łatwo o tym opowiadać… Kiedyś, dawno temu, wydawało mi się, że mam wszystko, o czym tylko można zamarzyć. Miałam kochanego męża, któremu ufałam, jak nikomu na świecie, miałam śliczny domek na leśnej polanie, miałam wspaniałą pracę, dającą mi mnóstwo radości i satysfakcji – byłam lekarzem w ogrodzie zoologicznym i prowadziłam własną lecznicę, a jakby jeszcze tego było mało, urodziłam ślicznego, zdrowego, wymarzonego synka. Byłam naprawdę szczęśliwa i spełniona. Każdy dzień zdawał się pełen niespodzianek i… cóż… taka niespodzianka właśnie się przydarzyła. Z dnia na dzień okazało się, że moje małżeństwo to ułuda zbudowana na zdradzie i kłamstwie, z mojego domu zostałam wraz z synkiem wystawiona za drzwi, a ukochaną pracę musiałam porzucić i wrócić do rodzinnego miasta. Jednego dnia miałam wszystko, następnego kompletnie nic. Poznałam, co to głód i strach o przyszłość, poznałam, co to brak podstawowego poczucia bezpieczeństwa, „zaliczyłam” trudny rozwód i wieloletnią depresję porozwodową. Tak. Doskonale potrafię wczuć się w emocje moich bohaterek, bo wszystkie – od szczęścia, nadziei i ufności do rozpaczy, bezradności i strachu poznałam. Bardzo dobrze poznałam.

Teraz doceniam każdą chwilę spokoju, cieszę się każdym jasnym, radosnym dniem, bo wiem, jak szczęście jest ulotne i jak łatwo wszystko stracić.

Czyli cierpienie uczy cieszyć się małymi sprawami, sprawia, że jesteśmy mądrzejsi, potrafimy dawać rady, czy to podczas rozmowy, czy poprzez napisane książki, jak w Pani przypadku…

Cierpienie ponoć uszlachetnia. Mnie uwrażliwiło na to, co staram się przekazać w każdej książce: jak łatwo jest wszystko stracić. Jak przewrotny bywa los. I jak – mimo że teraz też bywa mi ciężko – muszę doceniać wszystko, co mam, tu i teraz. Cieszyć się choćby tym, że moje dzieci są zdrowe i bezpieczne. Że odbudowałam z kompletnych zgliszczy moje życie. Ta życiowa nauczka – teraz widzę, jak bezcenna – przyniosła mi jeszcze coś: świadomość, że choćby było bardzo źle, wręcz tragicznie, jest ktoś, komu mogę ufać, kto mnie nie zawiedzie: ja sama. Zyskałam niesamowitą siłę wewnętrzną i wiarę w siebie.

Ale czy takie przeżycia nie sprawiają, że z rezerwą podchodzi się do życia i tego, co ze sobą niesie? Czy nie boi się Pani zaangażować w znajomość, przyjaźń… miłość?

Rzeczywiście kiedyś byłam taka ufna i naiwna… Zupełnie jak moje bohaterki – może dlatego często piszę o dziewczynie, którą byłam wtedy, przed życiową traumą. Dziś jestem może nie tyle nieufna, ile ostrożna. Może nawet zamknięta w sobie? Wolę przeżywać romantyczne uniesienia na kartach książek niż w rzeczywistości, bo… tak jest bezpieczniej? Właściwie w moich opowieściach mam wszystko! Książę na białym koniu? Proszę bardzo! (śmiech)

Fascynująca jest Pani droga od lekarki weterynarii do kobiety tworzącej bestsellery. Jaki jest Pani przepis na szczęście?

Nie poddawać się. Odszukać w sobie pasję, odnaleźć siłę i sięgnąć po marzenie, choćby wydawało się zupełnie nieosiągalne. Gdy masz cel w życiu, godny cel, który da ci szczęście, satysfakcję czy spełnienie, miej odwagę do niego dążyć z całych sił. Czy byłam lekarzem weterynarii, czy administratorką biurowca na Marszałkowskiej, czy teraz jestem pisarką, robię to najlepiej jak potrafię, daję z siebie wszystko. To jest właśnie mój sposób na życie. I przepis na szczęście. Pod jednym wszakże warunkiem: nie krzywdząc innych. Szczęście zbudowane na czyimś cierpieniu to coś najbardziej żałosnego i godnego pogardy.

Podkreśla Pani, że trzeba mieć siłę, by realizować swoje cele i marzenia… Ale skąd czerpać siłę, będąc samotną matką, jak Pani? Skąd brać czas na marzenia? Jak sobie Pani z tym radzi na co dzień?

Skoro jesteś kobietą, to masz tę siłę. Musisz ją tylko w sobie odkryć. My, kobiety, dla kogoś, kogo kochamy, potrafimy dokonać nieprawdopodobnych rzeczy. Samotna matka, mająca na utrzymaniu dziecko, zależne przecież tylko od niej, nie powie: „Mam tego dosyć, odchodzę, radź sobie, kochany dwuletni Piotrusiu sam”. Po prostu będzie walczyć o byt swój i swojego dziecka. Poznałam kobiety pozostawione same sobie z dziećmi niepełnosprawnymi, czasem śmiertelnie chorymi i siła tych kobiet, ich codzienne, spokojne – choć nam wydają się dramatyczne – zmagania z życiem potwierdzają to, w co wierzę: my, kobiety, jesteśmy nie do zdarcia. Musimy tylko w to uwierzyć. I podjąć walkę. Ja mam tę niesamowitą radość, że za moją samotną walkę jestem wynagradzana: kochanymi dziećmi, domkiem w pięknym miejscu, a przede wszystkim pisarstwem, które daje mi ogromną radość, i setkami tysięcy doceniających moją pracę Czytelniczek. Nie wszystkie z nas mają tyle szczęścia…

A czas… czas na spełnianie marzeń zawsze się znajdzie.

Wydaje się Pani jak Pani bohaterki, z zewnątrz delikatna, bardzo kobieca, trochę rozmarzona, ale wewnątrz czają się ogromne pokłady siły i samozaparcia…

Jak to czasem powtarzam: nie dajcie się zwieść tej niewinności. Delikatna i kobieca, potrafię w jednej chwili stać się lwicą broniącą swojego dziecka czy jakiejkolwiek krzywdzonej istoty – widząc, jak ktoś się znęca nad kimś bezbronnym, staję się naprawdę… nieobliczalna (kiedyś w obronie dręczonej starszej pani chciałam się bić – ja, pięćdziesięciokilogramowe chuchro – z dwoma podpitymi dresiarzami!), z drugiej strony, gdy coś przerasta moje siły, gdy los sprzysięga się przeciwko mnie, czy po prostu jestem śmiertelnie zmęczona, potrafię rozpłakać się jak małe dziecko. Z bezradności, z bezsilności, z beznadziei… Płaczę tak w samotności dotąd, aż skończą się łzy, trzeba wstać i iść dalej. Ale ta samotność w zmaganiach z życiem jest czasem naprawdę trudna.

No właśnie: każda z Pani bohaterek prócz celu, do którego dążyła z siłą i determinacją, marzyła jeszcze o czymś… A raczej o kimś… Czy jest w życiu Katarzyny Michalak jeszcze miejsce dla mężczyzny? Tego wyśnionego, wymarzonego?

Och… dotknęła Pani czułego punktu… (śmiech) Do niedawna wydawało mi się bowiem, że wystarczy mi to, co mam. Że nie będę kusić losu marzeniem o wielkiej miłości. Ale jak ja, właśnie romantyczka i marzycielka, mogłabym nie pragnąć wielkiej, pięknej miłości? Po piętnastu latach samotności naprawdę mam jej serdecznie dosyć i po cichu, w skrytości serca śnię o moim księciu, który być może gdzieś tam jest i śni o mnie. Jak jednak całkiem niedawno zauważyłam, na pewno nie ma owego księcia w czterech ścianach mojego domu, w ogrodzie też nie. Musiałabym wyjść z bezpiecznego azylu, który sobie stworzyłam, i sprawdzić, co jest za zakrętem drogi mojego życia… Co, a może kto?

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ