
Wiedźmin / fot. Netflix Media Center
W oczekiwaniu na nowy sezon Wiedźmina, zapowiedziany przez Netflix na 17 grudnia, przypomnijmy, dlaczego najpierw Polska, a potem świat zachwyciły się tym zabójcą potworów.
Ludzie zawsze kochali i będą kochać wielkie epickie historie (zwłaszcza gdy w zasięgu wzroku pojawiają się miecze i długie suknie). Jednak, gdy Netflix potwierdził produkcję Wiedźmina, najpierw poczułam lęk. Co będzie, jeśli się nie uda?
Zobacz też: Serial Wiedźmin – sezon 2. Mniej hmmm, więcej Ciri, nadal dużo potworów. Kto już oglądał?
Wiedźmin dobry, bo własny. Książka Andrzeja Sapkowskiego
Wiedźmin, czyli dokładniej opowiadania i pięciotomowa saga przygód o wiedźminie – Geralcie z Rivii, autorstwa Andrzeja Sapkowskiego, to w polskiej popkulturze byt szczególny. To saga, która rozpalała tysiące czytelniczych serc od początków lat 90. To zatem opowieść z czasów biedy, której nikt nie dostrzegał, bo zabawa była zbyt dobra, z czasów używanych VHSów sprowadzanych z Niemiec, gum turbo, trzepaka i przepoconych sal gimnastycznych. To też książka z czasów pierwszych reklam mentosów, które przywodziły nad Wisłę posmak wielkiego świata.

Dostępny na netflix / fot. Netflix Media Center
I dla mnie tym wielkim światem też był Sapkowski. Bo wśród bezdennej i szarej otchłani szkolnych polskich lektur znalazłam naszą książkę, która zasysa, zjada i nie wypuszcza. Książkę, która buduje świat, w którym chce się pozostać a jednocześnie syci i karmi się lokalnością (ach to słowo „chędożyć”!). Wiedźmin nie ustępował w lekturze Władcy Pierścieni, a nawet był nowocześniejszy, bliższy rzeczywistości, bardziej mój. I Twój. Bardziej własny.
Zobacz też: Netflix – nowości
Mutant i zabójca potworów. Obcy i bohater
Wiedźmin, jako mutant, dziwak, maszyna do zabijania z (o dziwo) emocjami, to idealny bohater dla polskiego czytelnika lat 90., który już podgląda świat, ale wciąż widzi, że czegoś mu brakuje. I nie pasuje.
Bo Wiedźmin jest opowieścią o… innym. I choć może upraszczam lub banalizuję, ale w tym także upatruję jednej z cech charakterystycznych prozy Sapkowskiego. Stworzone przez niego uniwersum to świat dziwaków i społecznych odrzutów, w którym – jeżeli dochodzi do decyzji i wyboru – ten z pewnością okaże się zły. To świat, w którym „mniejsze zło” jest złem bez względu na urodę opakowania, a takie wartości jak piękno, dobro, prawda, honor czy odwaga są niejasne, płynne i uczłowieczone.

Yennefer (Anya Chalotra) / fot. Netflix Media Center
Bo to nie jest Śródziemie ani Hogwart, w których prawość i honor zwyciężą machiny najgorszego zła. Świat Geralta z Rivii jest rozproszony. To małe wioski i państewka, dramaty wieśniaków, niedotrzymanych obietnic i drobnych zakamarków, w których tak samo ryzykuje się życiem, jak na polach Pellenoru. Tylko mniej spektakularnie.
Wiedźmin – książka, gra, film
Sapkowski był więc postmodernistą, zanim stało się to modne. Przynajmniej w Polsce. Pierwsze opowiadania o przygodach Wiedźmina pojawiły się na łamach czasopisma „Fantastyka” jako efekt konkursu literackiego na opowiadanie fantasy. Sapkowski konkursu nie wygrał. Ale i opowiadania, i saga o Wiedźminie w końcu ruszyły w Polskę. A potem zaczęła się sława i miłość polskiego czytelnika. Zaczęły się konwenty, były komiksy (we współpracy autora z Bogusławem Polchem i Andrzejem Parowskim). Pojawił się dodruk sagi ze słynnym logo „Polityki”. Potem był rok 2007 i gra. I jej kolejne edycje, które szturmem zdobyły serca graczy na całym świecie. Trzecia edycja, czyli „Wiedźmin 3: Dziki Gon” okazała się najlepsza w historii gier RPG (a przynajmniej dostała największa ilość nagród w tej dziedzinie).
I był też wstyd, bo wszyscy dowiedzieli się, jak niekorzystną umowę zawarł autor książki z autorami gry. Internet puchł ze śmiechu, nawet gdy pojawiła się informacja, że Netflix bierze się za ekranizację. „Sapkowski podpisał umowę na zyski z każdej kasety VHS sprzedanej przez Netflixa” – żartowali fani, którzy, choć kochają autora, takich wpadek nie wybaczają.
Niewątpliwie jednak bez światowego ogromnego sukcesu gry serialu najpewniej by nie było.

Geralt (Henry Cavill) / fot. Netflix Media Center
Spójność uniwersum
Serialowe uniwersa mają dziś to do siebie, że tworzą świat w sposób totalny. Dawno już popkultura zostawiła za sobą erę produktów pojedynczych, teraz trwa świat serii, kampanii 360o i podejścia holistycznego. Serial? To i książka, gra, plakaty, memy, koszulki, gadżety. Trudno więc odróżnić, gdzie jest granica kultury, marketingu, opłaconych influencerów i szczerych reakcji publiczności. Wszystko jest wspólną magmą wrażeń, bodźców i gotowości na pop-konsumpcję. I w tę rzeczywistość trafił Wiedźmin.

Ciri (Freya Allan) / fot. Netflix Media Center
I wyobrażam sobie, jak tworzono tych pierwszych osiem odcinków o przygodach Geralta z Rivii. Wyobrażam sobie producentów, art directorów, scenarzystów i inne tęgie głowy omawiające prozę Sapkowskiego. I myślę, że priorytet był jeden: nie robimy nowej „Gry o tron”. Nie tworzymy bliźniaka, odbicia, nie wracamy do tego, co widzowie już znają. I to na pewno się udaje. Bo podobieństw ani w prowadzeniu narracji, ani w wizualności nie ma, a Henry Cavill (grający głównego bohatera) ma już spore grono wyznawców. Internet znów pęka w szwach od memów. Czy to memy fanowskie czy marketingowe nigdy się nie
dowiemy.
Zobacz też: 5 najlepszych seriali, które obejrzysz w jeden dzień
Hmm. Czy Wiedźmin jest serialem udanym?
Czy Wiedźmin jest serialem udanym? I tak, i nie. Oglądam ze strachem i niepewnością i choć widzę wyraźne scenariuszowe niedociągnięcia (dla osoby, która sagi nie czytała będą jeszcze trudniejsze do zrozumienia i fabularnego ogarnięcia), miernoty i fakapy – cieszę się. Bo mimo wszystko jest nieźle. A obietnica Netfliksa, że przed nami kolejne sezony raczej daje gwarancję, że przynajmniej dwa – trzy następne będą świetne. Pierwszy traktujmy więc jako rozbieg.

Który bohater jest Wam najbliższy?
Nostalgie do czasów lat dziewięćdziesiątych wracają dziś jak bumerang, a słowa, by nie wołać o pomoc, bo nie nadejdzie czy smoku, jesteś piękny wypowiedziane przez Zbigniewa Zamachowskiego w pierwszej ekranizacji Wiedźmina (reż. Marek Brodzki, 2001) na zawsze zostaną w sercach polskiego fandomu. Netflix te uczucia szanuje i w dubbingu serialu ponownie Geralt mówi głosem Michała Żebrowskiego. Nie idzie jednak dalej.
Nostalgie to uczucia lokalne. Wiedźmin Netfliksa to Wiedźmin światowy. Bez sarmackiej, ułańskiej fantazji, bez słowiańskiego zawstydzenia niedopasowaniem. To Wiedźmin mniej „inny”, a bardziej heros. I tego Wiedźmina też mogę pokochać.
Anna Petelenz
Nikola Janicka 12 stycznia, 2020
O Wiedźminie słyszałam wiele opinii, acz sama nie śledzę tego uniwersum. Poznaję go z memów, które dosłownie zalewają mojego Facebooka xd
vidmate 8 listopada, 2021
Polacy budują nie tylko więcej domów z drewna, ale również stawiają na coraz większe projekty. O ile jeszcze niedawno powierzchnia drewnianych domów nie przekraczała 100 metrów kwadratowych