Weekend za miastem
Kiedy mięśnie brzucha już nie te, trzeba wciągnąć brzuch albo założyć koszulę
Ciepło. Słońce wyszło. Weekend się zbliża. Nie będziecie przecież siedzieć w domu. „Wyjedźmy gdzieś, wyjedźmy!”, podskakuje dziecko. „Zróbmy sobie grilla, zróbmy!”, podskakuje mąż. A pies nic, tylko leży i dyszy.
No, to w sobotę rano pakujecie grill do bagażnika, dziecko do tyłu, pies do tyłu, mąż za kierownicę, wy w ciemnych okularach rozparte na przednim siedzeniu, fotel odsunięty, pies przygnieciony, ale jak weekend, to weekend, a w weekend – wiadomo – luz. Po drodze zakupy. Nie ma gdzie stanąć przed sklepem. Dziecko chce siku. Pies chyba też. Mąż się irytuje. Zdejmujecie te okulary i z siatą do supermarketu, i jeszcze SMS „kup 4-pak piwa”. Udało się, kupiłyście ostatni kilogram dobrej kiełbasy i piękną karkóweczkę. Do tego talerzyki papierowe, serwetki, sztućce plastikowe, musztarda, pieczywo, przyprawy, woda mineralna, coś słodkiego dla dziecka, w ogóle coś słodkiego, no i piwo. Wróć, jeszcze ketchup. Wszystko do siaty, siata do bagażnika, i znów okulary, radyjko w samochodzie, mąż prowadzi, korków nie ma, dziecko znów siku. Dojechaliście nad jezioro. Nie ma gdzie stanąć. Grill na grillu jak okiem sięgnąć, dzieci, psy, muzyczka gra, kiełbasa się piecze, zapachy się mieszają, ach, wreszcie weekend poza miastem. Jest, zwolniło się miejsce! Mąż wślizguje się między drzewa, wyjmuje grill, wyjmuje czteropak, wyjmuje papierową czapeczkę i otwiera piwo. –„Poprowadzisz z powrotem?”, pyta, pociągając duży łyk. Piana cieknie mu po palcach, dziecko krzyczy z tylnego siedzenia, bo nie może odpiąć pasów, a pies poszedł się zaznajomić z innymi psami. Wyjmujecie siatę i ciach!, kiełbaska nacięta, ciach!, pieczywko pokrojone. „A majonez gdzie? Ty zawsze o czymś zapomnisz! Grill bez majonezu jest bez sensu!”, dobiega od sąsiadów po prawej. Disco polo z radyjka, zapach konkurencyjnej karkóweczki, sąsiad pochylony nad grillem burczy do sąsiadki, sąsiadka smaruje się kremem do opalania. Dziecko przestało krzyczeć, wyszło z samochodu i szuka psa. Pies nie szuka, bo znalazł sobie przyjaciela. Nie, przyjaciółkę. O, to suka sąsiadów po prawej. Mąż poprawia papierową czapeczkę i rozpala pod grillem. Kiełbaska leży na słońcu i czeka. Muzyczka leci, i to nie jedna. Dziecko wlazło na rozbitą butelkę. „Gdzie jest apteczka? Co znowu zrobiłeś z apteczką samochodową?!” Lepka od kremu sąsiadka zaoferowała swoją. Chuda jest. I jak tu przy takiej opychać się kiełbaską? Toż od razu apetyt człowiekowi przechodzi. Psu też przeszedł, ignoruje grilla, za to nie ignoruje suki. Mąż wrzuca kiełbaski na ruszt. Pachną. Słońce grzeje. Muzyczka gra. Pachnie ze wszystkich stron. Miło tak się położyć na kocu, oczy zamknąć i… Dziecko znów krzyczy, „teraz twoja kolej”, rzucacie mężowi, nie otwierając oczu. Kiełbaski dochodzą. Zjadłoby się. Ale mięśnie brzucha już nie te, a po takiej kiełbasce niezbyt dobrze się wygląda w kostiumie i szortach. Trzeba wciągnąć brzuch albo założyć koszulę. Ale sąsiadka po prawej roznegliżowana, aż papierowa czapeczka na głowie męża przekrzywiła się w jej stronę. Koszula na bok, brzuch do środka. A pies znów lata za tą suką. Dziecko krzyczy, mąż krzyczy. Dziecko dosypało podpałki do grilla, zajęła się papierowa czapeczka, pies wykorzystał waszą nieuwagę, od czapeczki zajęła się trawa. Sąsiedzi po prawej przyszli na ratunek i polali was wodą. Mokra koszula strasznie eksponuje brzuch rozepchany dwiema kiełbaskami, a trzecią by się zjadło… „A co tam – myślicie – w końcu jestem kobietą, nie tylko figura się liczy, ja siebie akceptuję, niech inni też mnie taką zaakceptują”. Po trzeciej kiełbasce mąż jednak nie akceptuje was bardziej niż wcześniej. Dziecko wymiotuje, zjadło coś, co znalazło w trawie. Napiłoby się piwka po tej kiełbasce, trochę suszy, a ciepło jest i słonko przygrzewa. Ktoś jednak musi prowadzić do domu, czapeczka spłonęła i trzeba było ją ugasić piwkiem. A pies znowu z tą suką. Dziecko zniknęło. Nigdzie nie ma bachora. Mąż nie pomaga. Rozmawia z sąsiadką. Gorąco tak, że miejsca nie można sobie znaleźć, suszy okropnie, ale cała mineralna poszła – sąsiedzi ugasili nią pożar. Gdzie to dziecko? O, jest, grzebie w grillu sąsiadów po lewej. Żeby chociaż pies go pilnował. A gdzie jest… O, lepiej odwrócić głowę i chwilowo nie przyznawać się do psa. Zajęty jest…
Ciepło. Słońce wyszło. Weekend się zbliża. Nie ma to jak wyskoczyć za miasto.
Karolina Macios / Miasto Kobiet nr 3/2011
Gośka 14 listopada, 2012
Idealne miejsce na weekendowy wypad! Aktywnie spędzicie czas, najjecie się jak nigdy! Poznacie fantastycznych ludzi a przy odrobinie szczęścia zobaczycie prawdziwego żubra! Jak weekend to tylko tam!