Sunday, March 16, 2025
Home / Kultura  / W pogoni za dobrym samopoczuciem. Notatki na marginesie

W pogoni za dobrym samopoczuciem. Notatki na marginesie

3 książki, które warto przeczytać tej zimy!

Elisabeth Strout zyskała rozgłos dzięki spopularyzowanej przez serial HBO powieści Olive Kitteridge – nagrodzonej Pulitzerem historii rodem z depresyjnej prowincji, z mało sympatyczną nauczycielką matematyki w roli głównej. Niedawno, niemal hurtem, wydawnictwo Wielka Litera opublikowało polskie wydania dwóch nowszych powieści pisarki.

książka, okładka, Mam na imię Lucy

Okładka książki Elizabeth Strout ,,Mam na imię Lucy” / fot. materiały prasowe

Mam na imię Lucy rozpoczyna się słowami: „Kiedyś, wiele lat temu…”, co brzmi trochę jak zaproszenie do baśniowego świata i w pewnym sensie nim jest – mamy tu do czynienia z opowieścią o dojrzewaniu i wtajemniczeniu. Lucy wraca pamięcią do czasu, kiedy z powodu nieoczekiwanych powikłań pooperacyjnych spędziła w szpitalu dziewięć tygodni. Zajęty pracą mąż prosi o pomoc teściową, która swoją obecnością budzi wspomnienia z mrocznego dzieciństwa Lucy. Pięć dni spędzonych przy łóżku córki nie wnosi właściwie niczego nowego do ich relacji, Lucy nie udaje się przezwyciężyć osamotnienia i poczucia wstydu, a tajemnice pozostają tajemnicami. Zasadniczą nowością jest jednak budząca się w młodej kobiecie akceptacja tego stanu rzeczy – pozwala matce milczeć w istotnych sprawach i zagłębia się z nią w plotki o ludziach, którzy od dawna nic dla niej nie znaczą. Jako pisarka zaczyna rozumieć iluzoryczność ludzkiego poznawania skażonego przez uprzedzenia i domysły. Równie niedoskonała jest ludzka pamięć – to tłumaczy introwertyczny, pełen niedopowiedzeń kształt wspomnień Lucy.

książka, okładka, Bracia Burgess

Okładka książki Elisabeth Strout ,,Bracia Burgess” / fot. materiały prasowe

Narracja Braci Burgess jest dużo bardziej uporządkowana i poprowadzona z większym rozmachem; książka ta zwykle bywa oceniana wyżej niż poprzednia, choć nie jestem pewna, czy takie porównywanie jest tu w ogóle sprawiedliwe. Jim Burgess (medialna gwiazda nowojorskiej palestry) i Bob Burgess (nieudana kopia starszego brata) wracają do znienawidzonego rodzinnego miasteczka w Nowej Anglii, aby ratować swojego siostrzeńca. Zachary’emu grozi pokazowy proces za wrzucenie świńskiego łba do meczetu uchodźców z Somalii. W tle – rodzinna tragedia z przeszłości: ojciec rodziny Burgess zginął przejechany przez samochód, w którym zostawił trójkę małych dzieci. Które z nich siedziało z przodu? Które zwolniło dźwignię hamulca? Bracia uciekli przed demonami przeszłości do Nowego Jorku, do mitycznego raju, w którym wszystko jest możliwe, w którym każdy jest kowalem swojego losu. Przoduje w tym zwłaszcza Jim, ale nawet jemu nie udaje się trwać bez końca w tej iluzji. Rzeczywistość skrzeczy i upomina się o prawo do istnienia, co celnie podsumowuje Bob: „Masz żonę, która cię nienawidzi. Dzieci, które są na ciebie wściekłe. Brata i siostrę, którzy doprowadzają cię do furii. I siostrzeńca, który kiedyś był palantem, ale już chyba nie jest. To się nazywa »rodzina«”.

książka, okładka, Pętla dobrego samopoczucia

Okładka książki Carla Cederströma i Andre Spicera ,,Pętla dobrego samopoczucia” / fot. materiały prasowe

Głównym tematem znanych mi powieści Elisabeth Strout jest szamotanina między metropolią i prowincją, między lepszym i gorszym światem, między światem marzeń i iluzji a światem zmarnowanych szans. Tym, co napędza jej bohaterów, jest poczucie winy, wstyd i strach. Takie zachowanie jest zresztą zupełnie zrozumiałe i powszechne, co po części tłumaczy cudownie prowokacyjna książka Carla Cederströma i Andre Spicera Pętla dobrego samopoczucia (PWN) o pułapce szeroko rozumianej „ideologii” wellness wywodzącej się z tzw. pozytywnego myślenia. W dzisiejszym świecie ludzi wiecznie młodych, zdrowych, szczupłych, skazanych na sukces ci, którzy sobie nie radzą, uważani są za leniwych i słabych – i w ogóle sami są winni wszystkich swoich niepowodzeń. Autorzy zwracają uwagę, że najbardziej zainteresowani wzmacnianiem tego narcystycznego trendu są pracodawcy skupieni wyłącznie na produktywności pracowników. Korporacje, inwestując w te wszystkie inicjatywy prozdrowotne, mówią w gruncie rzeczy: dopóki jesteś silny, zdrowy, zdyscyplinowany i zrównoważony – jesteś przydatny. A – co najważniejsze – radzenie sobie ze stresem to twój osobisty problem, który nie ma nic wspólnego z nierealnymi wymaganiami i z warunkami pracy. Radź sobie sam!
Skoro to takie oczywiste, to dlaczego ludzie dają się wkręcić w tę dobrze naoliwioną machinę do produkcji dobrego samopoczucia? Bo to działa. Bo wraz z pięknie opakowaną ideologią otrzymują cudowne antidotum na lęk – dbając o siebie, kontrolują swoje życie, wspinają się po drabinie społecznej. Odróżniają się od „klas niższych”, ba!, stają się moralnie lepsi – zgodnie z zasadami nowej „biomoralności”. Cederström i Spicer są w tej kwestii bezwzględni i bezlitośnie demaskują wszystkie chwyty, na które się łapiemy, żeby sobie poprawić samoocenę. Bohaterka Mam na imię Lucy Elisabeth Strout podkreśla: „Interesuje mnie to, jak znajdujemy sposoby, by czuć się kimś lepszym od innej osoby i grupy. Tak jest zawsze i wszędzie. Nieważne, jak to nazwiemy, ale uważam, że to najgorsza strona naszej osobowości, ta potrzeba znalezienia kogoś, kogo moglibyśmy poniżyć”. Może czasem warto wywrócić na lewą stronę i uważnie obejrzeć swoją motywację do rozwoju, samokontroli i zdrowego stylu życia? Może ten dojrzały, samodzielny i niezależny wybór w rzeczywistości jest podszyty oszukańczym strachem?

Łucja Kucia

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ