Wszystko o jego matce
Cornelia (Luminita Gheorghiu) jest kobietą, która dostaje wszystko, czego chce. Mówi o tym sposób, w jaki tańczy i pali papierosy. Mówią jej drogie futra i sumy, które oferuje ludziom, chcąc załatwić ważne dla siebie sprawy. Ma jednak jeden słaby punkt – swojego syna Barbu (Bogdan Dumitrache), egoistę i neurotyka, który, mimo trzydziestu lat na karku, zachowuje się tak, jakby nigdy nie opuścił przedszkola. Maminsynka, który równie mocno matki potrzebuje, jak jej nienawidzi. Pewnej nocy Barbu doprowadza do wypadku samochodowego. Ginie kilkunastoletni chłopiec z ubogiej rodziny. Aby uchronić syna przed więzieniem, Cornelia musi sięgnąć po wszystkie swoje kontakty, wspiąć się na wyżyny krasomówstwa i bezczelności, wysupłać ostatnie, pochowane w najgłębszych szufladach, pieniężne rezerwy. Taki fabularny punkt wyjścia uruchamia serię konfrontacji, w czasie których zarówno zdesperowana matka, i jak inni bohaterowie filmu odsłaniają swoje miękkie, bezbronne brzuchy.
Korupcja, seksualne fobie, kryzys wieku średniego, toksyczne układy rodzinne, różnice między klasami – nagrodzony Złotym Niedźwiedziem na Berlinale 2013 film „Pozycja dziecka” Calina Petera Netzera podejmuje wiele tematów naraz. Nie czuć tu jednak sensacyjności, parcia na bycie historią ważną i uniwersalną. To wszystko wychodzi jakby mimochodem – w jednym wydarzeniu ukradkiem przegląda się całe spektrum ludzkich postaw. „Pozycja dziecka” to ochłap krwistego, niezbyt apetycznego życia. Film Netzera ma wiele z cech, które na kilka lat uczyniły kino rumuńskie jedną z najciekawszych współczesnych kinematografii: dokumentalny sznyt, narracyjną dyscyplinę, wyraźną społeczną diagnozę. Przychodzi jednak w momencie, kiedy nurt zdaje się cierpieć na pewną zadyszkę, kiedy jego dawni mistrzowie, Cristi Puiu i Cristian Mungiu, zdążyli sparodiować swój styl i popaść w manieryzm lub tanią publicystykę. Tym, co wydaje się w „Pozycji dziecka” odświeżające, jest pewna mainstreamowość, widoczna szczególnie w zalanym łzami finale, który przynosi katharsis godne hollywoodzkich produkcji. Ogląda się ten film na zmianę jak najlepszy thriller i melodramat. Być może to właściwy kurs dla rumuńskich twórców – mocne i inteligentne kino środka.
„Oldboy. Zemsta jest cierpliwa”
Oryginalny „Oldboy” autorstwa Park Chan-wooka to dzieło tak brutalne i dziwaczne, jak tylko potrafi być kino z Azji. Kręcenie jego amerykańskiego remake’u wydaje się więc na pierwszy rzut oka pomysłem poronionym i cynicznym. Święte oburzenie studzi jednak nazwisko reżysera nowej wersji. To Spike Lee – nie wyrobnik, uwiązany na smyczy wielkiej wytwórni, tylko twórca o niewiele mniej wyraźnym stylu pisma co Park Chan-wook. O tym, jak poradził sobie w starciu z klasykiem, przekonamy się 6 grudnia.
„Perwersyjny przewodnik po ideologiach”
Kolejny po „Z-Boczonej historii kina” dokument, zrealizowany przez brytyjską reżyserkę Sophie Fiennes i słoweńskiego filozofa Slavoja Žižka. Ten drugi – prawdopodobnie najpopularniejszy współczesny intelektualista, „Rasputin klubów dyskusyjnych”, jak nazywa go Piotr Szulkin – objaśnia w nim mechanizmy działania ideologii i to, jak na różne sposoby narzuca się nam określony światopogląd. Wywód, podobnie jak w swoich książkach, ilustruje popkulturowymi filmowymi przykładami, wśród których są m.in. „Szczęki”, „Taksówkarz”, „Mechaniczna pomarańcza” i „Mroczny Rycerz”. Premiera 6 grudnia.
„Nimfomanka”
Nakręcony przez Larsa von Triera „arthouse’owy film porno” był skandalem na długo przed swoim powstaniem; już pierwsze zdjęcia z planu skutkowały nagłówkami z wściekle retorycznym pytaniem: czy to jeszcze sztuka? Dyskusji nie podlega jednak fakt, że opowiadająca o meandrach kobiecej seksualności „Nimfomanka” to monumentalne przedsięwzięcie. Nie dość, że ma trwać ok. pięciu godzin i do kin wejdzie podzielona na dwie części, to zgodziła się w niej zagrać plejada gwiazd: Charlotte Gainsbourg, Stellan Skarsgård, Shia LaBeouf, Jamie Bell i Christian Slater. Premiera pierwszej odsłony 10 stycznia.
Piotr Mirski