Urszula Grabowska – aktorka w połowie drogi
Aktorstwo to zawód z misją. Jak to brzmi? W jej ustach – prawdziwie. Nie lubi mówić o prywatności, woli opowiadać o zagranych rolach.

Urszula Grabowska / fot. Anna Ciupryk
Nagrody na półce czy w szafie? Na półce, ale nie w bardzo eksponowanym miejscu. Są dobrymi motywatorami w chwilach zwątpienia. Przypominają mi, że jednak coś potrafię, i uświadamiają, że nie warto szukać dziury w całym. A tak poza wszystkim Orzeł Polskiej Akademii Filmowej i statuetka św. Jerzego z MFF w Moskwie za „Joannę” to bardzo ładne przedmioty.
Poza aktorstwem jestem dobra w… szyciu, gotowaniu. Żartuję. To rodzina jest głównym motorem mojego życia. Dobrze się czuję w roli żony i matki. W tym się spełniam.
Kiedy pytają mnie, czy jestem córką Grabowskiego z „Kiepskich”… cierpliwie po raz setny dementuję. Najbardziej rozczula mnie, kiedy szuka się we mnie cech wspólnych z Anną Tomaszewską, moją domniemaną matką, albo z Iwoną Bielską, czyli żoną Mikołaja Grabowskiego. Bawi mnie to. Co ciekawe, Grabowskich jest w Polsce ok. 55 tysięcy. To strasznie popularne nazwisko, ale jak się komuś coś uda, zawsze kładzie się to na karb rodzinnych koneksji. Typowo polskie podejście.
Boję się… czegoś, na co nie mam wpływu. Nieprzewidywalnych zdarzeń, o których nie chcę nawet mówić. Starość mnie nie przeraża. Raczej pracuję nad świadomością, że przemijanie jest nieuchronne.
Ostatnio płakałam podczas… filmu „W imię ojca”. Wzruszył mnie „Lęk wysokości”.
Czuję się kobieco… zawsze. A bardzo kobieco, kiedy mogę się oprzeć na ramieniu mężczyzny.
W mojej szafie jest za dużo… rzeczy czarnych lub kupionych przypadkiem. Już w dzieciństwie odkładałam przechodzone ubrania do przeróbki. Dziś nazwałabym to skłonnością do gromadzenia. Nie znoszę zakupów. Kupuję, kiedy muszę, i często są to rzeczy chybione.
Nie wyjdę z domu bez… telefonu. Muszę mieć kontakt ze światem i kontrolę nad życiem domowym.
Nadużywam… często cierpliwości współpracowników (śmiech). Ale mówiąc poważnie, nie mam tzw. genu uzależniania się.
W mężu najbardziej cenię… ambicję, zaangażowanie oraz uczciwość – życiową i zawodową. To, że nie dąży do celu wszelkimi środkami. A zazdroszczę mu zmysłu organizacji.
Syn wdał się… w nas oboje. Wychowujemy go na samodzielnie myślącego człowieka. Jeśli pewnego dnia powie, że chce być aktorem, to na pewno uświadomię mu, że nie jest to łatwy zawód. Opowiem o plusach i minusach, ale nie będę odbierać mu pasji.
Nie lubię, kiedy dziennikarze pytają mnie o… intymność. Adrian, mój mąż, z wykształcenia również PR-owiec, wciąż uczy mnie w tej kwestii wyrozumiałości. Twierdzi, że nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi.
Szczęście jest… w jakimś sensie nagrodą, gdyż jest bardzo kruche. Zaklinam los, bo uważam, że dużo zostało mi w życiu dane. Nie chciałabym, żeby karta kiedykolwiek się odwróciła.
Za 10 lat widzę siebie… nie mam pojęcia gdzie. Cały czas uczę się czerpania radości z dnia codziennego i życia teraźniejszością.
Definicja aktorstwa według Grabowskiej… nie istnieje, bo cały czas jestem na etapie zbierania doświadczeń. Na pewno jest to zawód z misją.
Nie ma mnie na Pudelku, bo… przerażają mnie ścianki celebryckie. To nie jest tak, że nie pokazuję się wcale, ale zawsze muszę mieć pretekst, np. promowanie filmu, rozdanie nagród. Nie interesuje mnie bywanie dla samego bywania. Wolę schodzić z drogi, niż na siłę walczyć o pierwsze skrzypce towarzyskie.
W planach mam… zagranie w „Idiocie”, w Bagateli. Dostojewskiego nigdy nie mam za wiele, a Nastazja Filipowna to jedna z moich ulubionych postaci. Prywatnie planuję z mężem urządzenie mieszkania. Przed 40. urodzinami kupię pianino i nauczę się na nim grać. Zaczniemy indywidualne zajęcia razem z synem. Nie mogę się doczekać.
Marzę o tym, by… długo, zdrowo i dobrze żyć. Chcę kończyć życie ze świadomością, że było ono dobre i potrzebne. Marzę o zachowaniu równowagi pomiędzy sprawami zawodowymi a życiem domowym. Widzę siebie jako 80-letnią staruszkę, wciąż aktywną zawodowo. Patrząc z tej perspektywy, nie jestem nawet w połowie drogi (śmiech).
Wysłuchała Joanna Depa