Monday, January 20, 2025
Home / Ludzie  / Gwiazdy  / Urszula Grabowska – aktorka w połowie drogi

Urszula Grabowska – aktorka w połowie drogi

Aktorstwo to zawód z misją. Jak to brzmi? W jej ustach – prawdziwie. Nie lubi mówić o prywatności, woli opowiadać o zagranych rolach.

Urszula Grabowska

Urszula Grabowska / fot. Anna Ciupryk

Aktorstwo to zawód z misją. Jak to brzmi? W jej ustach – prawdziwie. Ale po całym dniu pracy odcina się i wraca do rodziny. Cieszy się, gdy planują z synem naukę gry na pianinie. Nie lubi mówić o prywatności, woli opowiadać o zagranych rolach. Rok 2013 zaczął się dla niej premierami. „Syberiada polska” w kinach, „Na krawędzi” w telewizji, „Pokój na godziny” w teatrze. W jakim momencie życia jest teraz Urszula Grabowska?

Urszula Grabowska

Urszula Grabowska / fot. Anna Ciupryk

Dla aktorki 37 lat to dużo czy mało? To na pewno ciekawy moment. W ogóle zaczęłam czuć się ze sobą naprawdę dobrze dopiero po trzydziestce. Mam to szczęście, że mogę grać zarówno 45-latki, jak i dużo młodsze kobiety. Wszystko jest kwestią charakteryzacji i kreacji. Na pewno nie jestem typem osoby przedłużającej sobie młodość na siłę. W życiu liczy się coś więcej niż gładka buzia.

Pięć dni przed premierą „Pokoju na godziny” w Bagateli… przeżywam intensywny czas prób. Zawsze mi się wydaje, że nie jestem dostatecznie przygotowana. Dopiero tuż przed premierą porządkuję myśli. Najbardziej lubię etap od 15. przedstawienia, kiedy już ustępują nerwy i opadają emocje, a przedstawienie zaczyna iść właściwym rytmem.

Kraków czy Warszawa? Jako miejsce do życia i azyl – Kraków. Jako miejsce szerszych możliwości zawodowych – Warszawa.

Kiedy widzę siebie na ekranie… jestem dość krytyczna, ale wszelkie błędy przyjmuję ze spokojem. Staram się wyciągać wnioski na przyszłość. Rozgrzeszam siebie o tyle, że znam całe zaplecze realizacji projektu. Efekt końcowy jest sumą pracy nie tylko aktora, ale i całego zespołu. Ostatnio szalenie istotna była dla mnie rola Antoniny Doliny w „Syberiadzie polskiej”, gdzie musiałam się zmierzyć ze wspomnieniem autora książki o jego matce. Spotkałam się z nim dopiero na premierze, ale na szczęście zaakceptował to, co zrobiłam.

Teatr, film czy serial? Teatr. Jestem mu absolutnie wierna. Ciągnie mnie też do filmu i serialu, ale przesiewam propozycje. Jeśli serial, to najlepiej w formie zamkniętej i z istotnym przekazem. Zdecydowałam się na udział w „Na krawędzi”, bo wierzę w jego wartość. Porusza trudny, a wypierany ze świadomości temat gwałtów i handlu ludźmi.

Dwugodzinne kwestie zapamiętuję… ucząc się przed zaśnięciem. To żaden problem. Gdy przygotowuję się do roli w serialu, używam pamięci krótkotrwałej. Wyrzucam z głowy zapamiętane kwestie zaraz po nagraniu.

Kiedy mylę kwestie… nie panikuję. Zdarzyło mi się to raz, podczas śpiewania piosenki na żywo. Przy trzecim wersie zorientowałam się, że pomyliłam zwrotki, ale udało się wybrnąć z sytuacji.

Trema… mija, kiedy się wchodzi na deski. Słychać trzeci dzwonek i trzeba działać. Już nie ma zmiłuj się.

Autorytet zawodowy… widzę w wielu osobach. Od każdego trochę zbieram, próbując wypracować własny styl zawodowy. Z zachodnich aktorek fascynują mnie Jessica Lange, Meryl Streep, Cate Blanchett i Juliette Binoche. Z polskich zazdroszczę aktywności zawodowej Danucie Szaflarskiej, a podziwiam Stanisławę Celińską za ludzką prawdę, jaką w sobie nosi, i Krystynę Jandę za nieskończone pomysły na siebie.

Wychowałam się… na spektaklach Teatru Ludowego. Kończyłam technikum w Nowej Hucie, gdzie uczestniczyłam w kole humanistycznym. Od zawsze bardzo interesował mnie człowiek. Kiedy za pierwszym razem nie zdałam do szkoły teatralnej, rozważałam studiowanie psychologii.

Gdy zakomunikowałam, że chcę być aktorką, moi rodzice… byli przerażeni. Po pierwsze, to był dość nagły pomysł, z którym musieli się oswoić. Po drugie, byli bombardowani różnymi podszeptami osób trzecich, że aktorstwo to zawód degeneratów i rozwodników. Obawiali się, że wychowali dziecko na zmarnowanie. Z czasem oswoili się z myślą, że będę aktorką, ale tata postawił sprawę jasno: jeśli chcę się uczyć aktorstwa, muszę na studia zarobić sama. Dzięki niemu od 17. roku życia mam własne pieniądze i jestem samodzielna.

Skromna czy rozkrzyczana studentka krakowskiej PWST? Byłam dosyć nieśmiałą dziewczyną, zieloną jak szczypiorek na wiosnę. Otwartą na świat, ciekawą wszystkiego, ale bardzo naiwną idealistką. Na pewno byłam bardzo szczęśliwa, że się tam dostałam. Niektórzy reżyserzy uważają, że szkoły aktorskie ograniczają, wrzucają w maniery. Moim zdaniem jest to etap niezbędny.

Debiut wspominam… jako łut szczęścia. Kiedy byłam na drugim roku studiów aktorskich, Barbara Sass szukała dziewczyny do obsady „Miesiąca na wsi” w Teatrze Bagatela. Trzeba było ukazać przeobrażenie z naiwnego dziecka w kobietę, dziewczynę, na przestrzeni lat – od 16-latki do 20-latki. Zebrałam bardzo dobre recenzje. W nagrodę otrzymałam dwuletnie stypendium naukowe oraz gwarancję dwuletniego etatu po ukończeniu studiów. Gram w Bagateli do dziś.

Perfekcjonistka czy bałaganiara? W pracy perfekcjonistka. W życiu jestem chaotyczna, ale dobrze organizuję się w chaosie (śmiech).

Najprzyjemniejsza w pracy aktora jest… energia zwrotna od widza. Po czasie trwania ciszy i długości oklasków orientujemy się, czy przestawienie się podoba czy nie.

Trzy lata temu zgoliłam włosy… bo wymagała tego rola w „Joannie”. Jest taka rozbudowana sekwencja w filmie, kiedy biegnę ulicami Krakowa. Mam na sobie specjalnie docinaną perukę tkaną na silikonie. Prawdziwe obcięcie włosów nastąpiło później, już na planie w Warszawie. Dobrze się z tym czułam w rzeczywistości filmowej, ale trudniejszy był powrót do domu. Nie jest łatwo codziennie widzieć siebie w lustrze łysą. Dzieci z przedszkola pytały syna, czy mama jest chora, bo nie ma włosów. Nie znoszę sytuacji, kiedy zawód odciska piętno na życiu prywatnym.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ