Thursday, March 27, 2025
Home / Kultura  / Umarł mi. Umarł nam

Umarł mi. Umarł nam

Inga Iwasiów wraca do nas z nową książką. Ta krytyk, literaturoznawczyni, poetka i pisarka, która przyzwyczaiła już nas w „Smakach i dotykach” czy w „Bambino” do wnikliwych obserwacji obyczajowych, zgrabnych opisów miejsc, do ciętych komentarzy

Umarł mi. Notatnik żałoby

Umarł mi. Notatnik żałoby/fot. materiał prasowy

Inga Iwasiów wraca do nas z nową książką. Ta krytyk, literaturoznawczyni, poetka i pisarka, która przyzwyczaiła już nas w „Smakach i dotykach” czy w „Bambino” do wnikliwych obserwacji obyczajowych, zgrabnych opisów miejsc, do ciętych komentarzy na temat naszej polskiej codzienności, wraca tym razem z powieścią wyjątkowo osobistą. Z analizą żałoby po śmierci własnego Ojca.

Co czujemy, gdy umiera nam ktoś bliski? Rozpacz, smutek, żal, dobija nas poczucie życiowej niesprawiedliwości. Co mamy robić? Jak zająć się pogrzebem? Od załatwiania czego zacząć najpierw? Jak przyjmować kondolencje? Zachować spokój, nafaszerować się lekami uspokajającymi, a może szlochać i całkowicie poddać się psychicznie w obliczu tak wielkiej tragedii osobistej? Rozmawiać o tym z ludźmi, czy też tłumić w sobie wszystkie emocje? Dobrze, to by były pytania, które zadajemy sobie chwilę po pogrzebie i zamieszaniu z nim związanym. Niestety pochówek nie jest jakąś żałobną cezurą. Trzeba przecież jakoś żyć dalej, ponieważ świat się wcale nie zatrzymał. A zatem, co dalej? Wziąć urlop? Wrócić do odłożonych spraw i obowiązków? Uprzątnąć rzeczy zmarłego, czy zostawić, tak jak zostały: otwartą książkę, kubek z herbatą, odrzuconą na oparcie krzesła kurtkę? Ubrania oddać potrzebującym? Nie, może trzymać wciąż w szafie, może tulić się czasem do tego swetra albo tej koszuli, szukając znajomych zapachów i ciepła?

Umarł mi. Notatnik żałoby

Umarł mi. Notatnik żałoby/fot. materiał prasowy

„Umarł mi. Notatnik żałoby” to powieść autobiograficzna, szczera, bardzo ekshibicjonistyczna. To powieść próbująca wypełnić pustkę po odejściu ze świata kogoś najbliższego – Ojca. Na początku wydawało mi się, nieco egoistycznie, że to rzecz, która nie powinna wyjść z szuflady. Że jest czymś więcej niż pamiętnik. Porusza się po grząskim gruncie żałoby, z którą trudno dzielić się powszechnie, rozgłaszać, którą wydaje się powinniśmy przeżywać gdzieś w sobie. A jednak. Inga Iwasiów co prawda zaznacza, że książka ta nie miała być jakąś autoterapią. Ale nie może sprawić, że wiele czytelników tak ten „żałobny pamiętnik” potraktuje – jak terapię, a trochę jak poradnik. Widać to po komentarzach, tych, co z lekturą już się zapoznali. Inga Iwasiów porusza tematy, o których niełatwo jest mówić głośno i publicznie. Choć żyjemy w czasach, gdzie granice tabu zostały bardzo zatarte – śmierć, a właściwie sama żałoba i ten okres, kiedy próbujemy uporać się z odejściem kogoś bliskiego pozostaną tymi tematami, o których raczej trudno swobodnie dyskutować. Nawet z innymi naszymi bliskimi, którzy być może tak jak my próbują wewnętrznie z bólem zmagać. Nawet proste pytanie „jak się czujesz?” wprowadza jakąś aurę niezręczności. Mimo że odpowiada się wówczas grzecznościowo, że „w porządku” – wewnątrz chce się czasem wyć z rozpaczy i rwać włosy z głowy.

Więc nie uwierzę, że „Umarł mi” nie była dla pani Ingi formą autoterapii. Ludzie, którzy „pracują piórem” tak mają: gdy coś ich męczy, drażni, smuci – piszą. Tak samo jest z radością. Przelanie na papier jest najlepszą formą autoterapii i podzielenia się emocjami. Szczególnie jeśli jest to nienazwany żal i smutek, którego nikt wokół nas nie jest w stanie pojąć.

Próbowałam znaleźć jakieś określenie na to, co czułam po przeczytaniu ostatniej strony – i znalazłam. Może nieco niezgrabnie to zabrzmi, ale ten swego rodzaju pamiętnik, każde jego zdanie i strona były jak powolne gaszenie papierosa na otwartej ranie. „Umarł mi” to niesamowicie naładowana emocjonalnie rzecz, bardzo prywatna i osobista. Ale przede wszystkim to świetnie napisana proza, którą Wam wszystkim serdecznie polecam.

Ewelina Wasilewska

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ