Elka Kot jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, autorką konceptu modowego EK.elkakot. Klientki przyjmuje w swojej pracowni na warszawskim Powiślu
Od czego zaczęła się Twoja przygoda z szyciem ubrań?
Elka Kot: Od tego, że nie miałam co na siebie włożyć! Był początek lat 90, zdałam maturę, moje koleżanki wychodziły za mąż, potrzebowały świadkowej, a ta musiała jakoś wyglądać. W sklepach królowały sukienki w łączki, które nadawały się jedynie na łączkę. Jak już znalazłam coś prostego i z ładnego materiału, to cena była zaporowa. Zwróciłam się o pomoc do ciotki, która zawsze interesowała się modą i miała strych pełen osobliwości. Przyniosła mi z niego piękną, prostą sukienkę w kolorze dojrzałego wina z wełnianej żorżety, w kształcie dzwonka, rękawy też, korpus na podszewce a rękawy przezroczyste. Bajkowa sukienka. Tylko dekolt miała przy samej szyi, więc próbowałam go poszerzyć.
Zepsułam i pobiegłam po pomoc do krawcowej. Krawcowa zapytała na jakiej maszynie to szyłam. Śmiała się, kiedy odpowiedziałam, że ręcznie. „Szyje pani ręcznie gęściej niż moja maszyna”. I tak się zaczęło. Metodą prób i błędów. Z mnóstwem zepsutych materiałów. Potem pojawiła się „Burda” po polsku. Próbowałam coś z tego zrozumieć. Klęłam, rzucałam o ścianę i… szyłam dalej. W 2006 roku rozpoczęłam studia w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych na wydziale projektowania ubioru. Były tam m.in. zajęcia warsztatowe, gdzie zawodowe krawcowe uczyły nas szycia. Ja, jako samouk, byłam zachwycona i tak im wdzięczna za tę naukę, że czasami miałam ochotę je ucałować. Ta wiedza niezwykle ułatwiła mi szycie.
Dla kogo najbardziej lubisz szyć?
Szyję głównie dla kobiet. Zawsze jest to indywidualna podróż. Ja proponuję, a Klientka mówi tak lub nie. Współpracujemy, aż do momentu WOW.
Co poza szyciem oferujesz w swojej pracowni? Czy kobiety dostają od Ciebie jakieś dodatkowe usługi?
Podstawą jest kolor. Dobrze dobrany do cery, włosów, oczu, to połowa sukcesu. Od tego zaczynamy. Przykładam duże kawałki materiału do sylwetki i twarzy klientki. Patrzymy. Wybieramy. Powstaje z tego wachlarzowa książeczka, którą dostaje klientka, by łatwiej jej było przy innych zakupach. Potem forma, kształt ubioru, najlepszy do danej sylwetki i kształt dekoltu, szalenie ważny, współgrający z kształtem twarzy i podkreślający walory szyi. Proporcje, długość rękawów. Tu naprawdę istotny jest każdy centymetr.
Dlaczego Twoje projekty są tak kolorowe, co widać na stronie www.elkakot.pl?
Przez wiele lat chodziłam tylko w czerni. I nagle to zdanie, zamykające moją pracę magisterską: Tęsknię za kolorem! Kolor mnie ożywia, rozwesela, bawi, jest antidotum na półroczną szarugę w naszym klimacie. Gdy tak maszeruję sobie w tych swoich kolorowych ubrankach, to ludzie się do mnie uśmiechają, a ja odwzajemniam ten uśmiech.
Jaki zrealizowany przez Ciebie projekt wzbudza w Tobie najciekawsze wspomnienia? Dla kogo był zrobiony?
Szyję zawsze dla konkretnej osoby i podczas szycia myślę o niej. Gdy praca wyjdzie dobrze, jestem szczęśliwa. Ciekawym wspomnieniem były zrealizowane na bazie moich projektów dyplomowych ubrania dla ekipy obsługującej polskie stoisko na targach designu w Mediolanie. Nie pamiętam którego roku. Po pracy siedzieli w kawiarni i podszedł do nich człowiek, który chciał zamówić takie spodnie i bluzę dla siebie. Jak się okazało, był włoskim projektantem. To, że spodobały mu się moje ubrania, było dla mnie wyrazem uznania.
Na co dzień szyję rzeczy PROSTE, WYGODNE, UNIWERSALNE, ale lubię czasami odjechać. Okazją do tego był np. ślub mojej siostrzenicy Marianny. Ze swoim przyszłym mężem, zgodzili się zaaranżować uroczystość w klimacie Alicji w Krainie Czarów. Dla panny młodej uszyłam suknię, dla której inspiracją był dym z fajki Absolema.
Gdybyś nie była projektantką, to czym mogłabyś się jeszcze dziś zajmować?
Byłabym lekarką.
Kto jest Twoimi idealnym klientem?
Każda klientka jest idealna w swojej nieidealności. Każda jest wyzwaniem. Są kobiety bardzo wysokie, które nie znajdują w sklepach ubrań dla siebie. Te drobniutkie, kupujące ubrania na dziale dziecięcym, marzące o tym, by czasami wyglądać kobieco. Puszyste i szczupłe. Z talią wklęsłą lub wypukłą oraz „równe babki”. Mają lat kilkanaście i przychodzą do mnie ze swoją mamą ok. 40-tki. A ta mama przychodzi innym razem ze swoją mamą, panią po 60-tce. Często na wszystkie trzy pasuje ten sam fason, tylko w innych kolorach i proporcjach.
Najmłodsza, Klara, została ubrana w sukienkę ode mnie w pierwszych tygodniach swojego życia. Nie zapomnę pani Anny, 90-tki, która przymierzyła u mnie w pracowni sukienkę w kolorze ostrej fuksji, wyprostowała się i z uśmiechem zadowolenia przyjęła swoje odbicie w lustrze. Cudownie pracuje się z kobietami konkretnymi, zdecydowanymi, otwartymi na nowe propozycje, umiejącymi zaufać. Jestem wdzięczna tym, które dzielą się informacją o mojej pracy z innymi kobietami, komentują moje posty i wpisują opinie na FB i IG.