Friday, September 20, 2024
Home / Kultura  / TOP 6: Muzyka na zimę

TOP 6: Muzyka na zimę

Szukasz muzycznego pomysłu na prezent pod choinkę? Podpowiadamy 6 płyt, dzięki którym podarujesz przeżycie!

Szukasz muzycznego pomysłu na prezent pod choinkę? Podpowiadamy 6 płyt! / fot. materiały prasowe

Rzeczy materialne mają różną wartość, ale wspomnienia, wrażenia, doświadczenia i uczucia są nie do przecenienia. Można ich szukać, wzbudzać je, dzielić się nimi – także za pośrednictwem muzyki. Jaką muzykę można sprezentować najbliższym, by poza płytą podarować im bogate doświadczenie?

Szukasz muzycznego pomysłu na prezent pod choinkę? Podpowiadamy 6 płyt! / fot. materiały prasowe

Tori Amos „Native Invader”

Tori Amos „Native Invader”

Tori Amos to klasyk klasyków i niemal zawsze strzał w dziesiątkę dla kogoś, kto ceni sobie wyrafinowane kompozycje, mądre teksty i historie opowiadane delikatnym, ale niepozbawionym charyzmy głosem. O jej najnowszej płycie mówi się dużo i Tori, jak prawie zawsze, dzieli krytyków. W moim odczuciu jednak jest to jeden z najlepszych albumów w dorobku artystki, muzycznie dopracowany do perfekcji, a treściowo silnie związany z otaczającą nas rzeczywistością. Osobiste rozterki i problemy artystki są tu kluczem do uniwersalnego zjednoczenia wszystkich, których Amos, co też zresztą dla niej typowe, prowadzi przez trudne życiowe doświadczenia. Drugim dnem albumu jest komentarz stricte polityczny, na tematy rozgrzewające nasze głowy w ostatnich miesiącach. „Native Invader” nikogo nie pozostawi obojętnym.

Four Tet „New Energy”

Four Tet „New Energy” / fot. materiały prasowe

Four Tet jest współcześnie jednym z najpracowitszych i najbardziej utalentowanych producentów muzyki elektronicznej. Szerokie horyzonty artysty oznaczają, że właściwie nigdy nie dostajemy dwóch takich samych płyt. Na „New Energy” Kieran Hebden, bo tak naprawdę nazywa się artysta, zabiera nas w podróż do… przeszłości. Eksploruje swój katalog wstecz, skupia się na retrospekcji brzmień, balansując na granicy klasycznego, odprężającego ambientu i mocniejszego klubowego zagrania. Otwiera głowę, wyobraźnię i serce, mieszając syntetyczne dźwięki z akustycznymi, wnoszącymi nieco egzotycznego powiewu świeżości. Zahacza przy tym o folktronikę, a nawet jungle. Ten album wywoła mnóstwo wspomnień i sentymentów u słuchaczy dobrze obeznanych z muzyką elektroniczną i taneczną, ale też stworzy wiele nowych połączeń synaps u tych, którzy po prostu lubią szukać.

Nothing But Thieves „Broken Machine”

Nothing But Thieves „Broken Machine” / fot. materiały prasowe

Frontman tego młodego zespołu, Conor Mason, porównywany jest często z Mattem Bellamym z Muse, głównie ze względu na męski falset, często pojawiający się w jego wokalu. Sam zespół też garściami czerpie z dorobku starszych kolegów, którzy zresztą Nothing But Thieves gorąco kibicują. Na swojej drugiej płycie odchodzą jednak od tak silnych inspiracji grupą Muse jak w debiucie, szerzej eksplorując swój indywidualny styl, pełen mocnych riffów, nośnych linii melodycznych, dynamiki i wyrazistości, by nie powiedzieć – agresywności. Dramaturgia przeplata się tu z balladą, zespół świetnie wyważa proporcje i utrzymuje w słuchaczu odpowiednie napięcie przez całość trwania albumu. Że emo? Że rozbuchana emocjonalność? Że patos? Oczywiście. Tak. Ale skomponowane jest to dobrze, zaśpiewane znakomicie, wyprodukowane pieczołowicie. To płyta do słuchania tysiąc razy, co też od czasu premiery już chyba zdążyłam uczynić.

Hurts „Desire”

Hurts „Desire” / fot. materiały prasowe

Po totalnej porażce, jaką Hurts ponieśli na poprzedniej płycie „Surrender”, najnowsza propozycja wydaje się powrotem do formy, żeby nie powiedzieć, he he, wstawaniem z kolan. A to znaczy, że grupa znów znalazła swój sposób na tworzenie może nieco przekomponowanych, ale jednak hitów z chwytliwymi refrenami, odpowiednio wzmocnionymi chórkami towarzyszącymi głosowi Theo Hutchcrafta. Jest i odpowiednie rozedrganie emocjonalne, i wyważona ilość elektroniki. Może mniej dramatu niż na debiucie, ale i tak jest nieźle.

Ibeyi „Ash”

Ibeyi „Ash” / fot. materiały prasowe

Opiniotwórczy portal Pitchfork uznał płytę duetu Ibeyi za „najlepszą nową muzykę”, co stanowi bardzo wysoką recenzencką notę. Ibey to projekt tworzony przez siostry bliźniaczki Lisę-Kaindę i Naomi Diaz. Śpiewają w językach angielskim, francuskim, hiszpańskim i jorubie – nigeryjskim języku ich przodków. W swoich kompozycjach mieszają elementy muzyki świata, wykorzystując tradycyjne instrumentarium (jak cajon czy bęben bata) i elektronikę. Rozwiązania są nieoczywiste, zaskakujące. Niektóre piosenki mają potencjał popowych hitów, inne dotykają granic muzyki dla prawdziwie wymagających koneserów. Swoją złożonością i oryginalnością Ibeyi potrafią zdumiewać i zachwycać. Płyta, którą na swojej półce powinien mieć każdy.

Kaśka Paluch

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ