Monday, September 16, 2024
Home / Kultura  / Top 10 filmów

Top 10 filmów

Podsumowanie minionego roku, czyli na co warto pójść do kina jeszcze raz

"Spring Breakers", reż. Harmony Korine

"Spring Breakers", reż. Harmony Korine / fot. materiał prasowy

Podsumowanie minionego roku, czyli na co warto pójść do kina jeszcze raz…

1. „Spring Breakers”, reż. Harmony Korine

"Spring Breakers", reż. Harmony Korine

„Spring Breakers”, reż. Harmony Korine / fot. materiał prasowy

Arcydzieło kina eksploatacji. Cztery dziewczyny udają się na zalaną słońcem i piwem Florydę, gdzie ich sny o wielkiej przygodzie spełniają się w trzystu procentach. Kolejne ekscesy bohaterek oglądamy w formie zapętlonego i przegiętego teledysku – tak kiczowatego i pięknego, jak tylko kiczowata i piękna potrafi być popkultura. Brak tu przestrogi czy moralnego niepokoju, jest tylko czysta radość folgowania sobie.

2. „Grawitacja”, reż. Alfonso Cuarón

"Grawitacja", reż. Alfonso Cuarón

„Grawitacja”, reż. Alfonso Cuarón / fot. materiał prasowy

Arcydzieło kina jarmarcznego. Podziurawiona gwiazdami otchłań kosmosu, para astronautów dryfująca przez nicość, błękitny glob znajdujący się równocześnie na wyciągnięcie ręki i w niemożliwej do pokonania odległości – to wszystko dostarcza materiału nie tylko na olśniewające widowisko, ale i niegłupią przypowieść o zmaganiach z wewnętrzną pustką.

3. „Holy Motors”, reż. Leos Carax

"Holy Motors", reż. Leos Carax

„Holy Motors”, reż. Leos Carax / fot. materiał prasowy

Arcydzieło kina o kinie. Surrealistyczna i postmodernistyczna wizja przyszłości, w której X muza rozwinęła się tak bardzo, że pożarła cały realny świat. To, co pozostało, to kalejdoskop barwnych halucynacji.

4. „Przed północą”, reż. Richard Linklater

Po raz trzeci spotykamy kochanków, których na zmianę łączył i rozdzielał przypadek. Tym razem, kiedy są już starym i nie-takim-dobrym małżeństwem, mamy okazję się dowiedzieć, ile zostaje z miłości w starciu z prozą życia. Odpowiedź jest mądra i optymistyczna – co stanowi rzadką kombinację.

5. „Poradnik pozytywnego myślenia”, reż. David O. Russell

Pełen energii i uroku film o bandzie wariatów i przegranych. Bohaterowie wypluwają z siebie neurotyczne tyrady, kręcą się w kółko i popełniają błąd za błędem, a kamera tańczy i fruwa wokół nich, jakby chciała powiedzieć: tak, kibicuję wam, wierzę, że w końcu dacie radę. W środku tego całego bałaganu znajdują się Bradley Cooper i Jennifer Lawrence – najfajniejsza ekranowa para tego roku.

6. „Polowanie”, reż. Thomas Vinterberg

Pozornie banalna historia: nauczyciel z małego miasteczka zostaje oskarżony o molestowanie dziecka i zaszczuty przez motłoch z widłami i pochodniami. Pozornie, bo film cały czas wodzi widza za nos i wali w twarz w najmniej spodziewanym momencie. Triumf inteligentnego scenopisarstwa i precyzyjnej reżyserii.

7. „Stoker”, reż. Park Chan-wook

Młoda socjopatka, mieszkająca w posiadłości rodem z gotyckich horrorów lub z Alicji w Krainie Czarów, wchodzi w dorosłe życie pod czujnym okiem krwiożerczego wujka – zastępczego ojca, platonicznego kochanka i wspólnika w zbrodni. Ta perwersyjna bajka to kolejny po „Spring Breakers” film, w którym tak pięknie i bezkompromisowo opowiedziano o młodzieńczej fascynacji złem.

8. „Pacific Rim”, reż. Guillermo del Toro

Wielkie roboty spuszczają łomot jeszcze większym potworom! Tak naprawdę nie trzeba pisać więcej, aby wytłumaczyć, czemu „Pacific Rim” budzi dziecięcą ekscytację połączoną ze starczym rozrzewnieniem. Jeśliby się jednak chciało, to można dodać, że jest to wzorcowe hollywoodzkie widowisko, w którym świetne rzemiosło idzie pod rękę z kinofilią.

9. „Adwokat”, reż. Ridley Scott

Najlepiej napisany film roku. Scenariusz autorstwa wielkiego Cormaca McCarthy’ego to nihilistyczna przypowieść o karierowiczach i przestępcach żyjących w świecie, w którym rządzą okrutny przypadek i niewidzialne, ale boleśnie odczuwalne zło. Chociaż Ridley Scott nie wykorzystał w pełni potencjału tej historii, to i tak powstał film zadziwiający i odważny – demontujący konwencję kina gangsterskiego, próbujący mówić o sprawach ostatecznych językiem popkultury.

10. „Tylko Bóg wybacza”, reż. Nicolas Winding Refn

Jak wskazuje tytuł, jest to film szalenie ambitny i absolutnie tandetny. Znajdziemy w nim masturbację i złą karmę, tajski boks i surowego bożka, a przede wszystkim rozżarzony neonami Bangkok, który na zmianę przypomina piekło i lunapark. Najnowsze dzieło Refna wyrusza z poziomu ordynarnej eksploatacji w stronę artystycznego parnasu i zawisa pomiędzy tymi dwoma sferami – w limbo popkultury, w którym nie ma podziału na dobre i złe kino, w miejscu, gdzie ekstrawagancja jest największą cnotą.

 Piotr Mirski

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ