Tomasz Organek: Zaczął się w domu
O deficytach rzeczy mądrych i o tym, dlaczego przestał się wstydzić mówić o miłości

Tomasz Organek / fot. Weronika Kosińska
Do trzech razy sztuka – powtarzałyśmy sobie, gdy po raz kolejny odwoływał wywiad. W końcu się udało. Właśnie wyszedł ze studia. Na ostatniej płycie śpiewał: „chodzę wciąż w kółko, co roku Wolniej. Nazywam się Organek i mam w sercu ranę”. Tuż przed jego 40. urodzinami i przed premierą nowej płyty. Z Tomkiem Organkiem rozmawiamy o szczerości, domu i dobrej muzyce

T. Organek: sweter – Hugo Boss, płaszcz – własność modela, koszulka – Levi’s / fot. Weronika Kosińska
Iga Gierblińska, Edyta Hermanowska: Czy nowa płyta to pana prezent na własne 40. urodziny?
Tomasz Organek: Zupełnie nie, nie traktuję swoich urodzin jako pretekstu do czegokolwiek. To po prostu data, część chronologii zdarzeń. A płyty nagrywam z wewnętrznej, głęboko ukonstytuowanej potrzeby – nie tej okazjonalnej, niejako przypadkowej.
Czy przy okazji urodzin robi pan życiowe podsumowania? Jeśli tak, co w nich pobrzmiewa?
Tomasz Organek: Unikam podsumowań, nie skończyłem 90 lat… poza tym ja jeszcze nie wszedłem w tę czterdziestkę. Zostało mi kilka tygodni.
Ostatnio, podczas jakiegoś mocno towarzyskiego spotkania, znajomy nieznajomy powiedział mi, że „to” mnie uderzy po fakcie. No to niech uderza. Niech się stara. „Człowiek z wiekiem do trumny”, jak rzecze maestro Maleńczuk. Nic nowego pod słońcem, nie wiem, co jeszcze może mnie uderzyć. Nie myślę o tym, żyję.
Czy w życiu potrafi pan sobie dawać prezenty lub nagrody?
Tomasz Organek: No, nie bardzo. Wczoraj kupiłem aparat fotograficzny za kilka tysięcy. Nie pomogło. A tak w ogóle, to za co miałbym się nagradzać?
Za to, że robię to, co muszę? To chyba bez sensu. Wracając do pytania, to chyba nie umiem.
O poprzedniej płycie mówił pan, że to proste, surowe, wyraziste granie, bez owijania w bawełnę. Jaka jest nowa płyta?
Tomasz Organek: Trochę inna. Zrobiliśmy krok do przodu. Nowa płyta jest świeższa, bardziej wyprodukowana, taka niby doskonalsza. Fajnie było bardziej popracować, pobawić się zabawkami, ale bawełny do owijania wciąż nie było. Zawarłem tam wszystko, co we mnie siedziało. O miłości więcej mówię na przykład. Po latach przestałem się wstydzić o tym mówić, bo zrozumiałem, że obok śmierci nie ma nic ważniejszego. Eros i Tanatos.
Przyznaje pan, że jest silnie związany z domem, z rodzinną małą miejscowością. Jaki był pański dom?
Tomasz Organek: Biały. Stoi ciągle przy rynku, w Raczkach, 16 kilometrów od Suwałk. Teraz jest pusty, ale był pełen wszystkiego. Dosłownie. I tego wszystkiego mi brakuje czasami, mimo niedoskonałości.
Z czego jest pan ulepiony? Ze słów, z dźwięków, z samotności?
Tomasz Organek: A… ja nie jestem samotny. Dlaczego? Jeżeli mówię o samotności, to mam na myśli okazjonalne oddalenie psychiczne, wszyscy tego przecież potrzebujemy. Człowiek to zwierzę stadne, bez drugich dziczeje. A jak się dziczeje, to się wyje. A po co się męczyć? Trzeba tak żyć, żeby się jak najmniej męczyć. Życie takie krótkie jest, po co je marnować na jakieś werteryzmy? Tu pewnie wyłazi szparą moja metryka, bo kiedyś to ja taki mądry, stoicki nie byłem. To sprawa miesięcy nawet… cholera, to może rzeczywiście coś jest na rzeczy?
Kto miał największy wpływ na to, jakim jest pan dziś artystą?
Tomasz Organek: Za trudne pytania ciągle mi pani zadaje.
Powiedział pan: „Nie da się wieść życia ze sobą bez spokoju wyniesionego z domu. To jakby się z progu źle wyszło”. Jakie było pańskie wyjście z progu?
Tomasz Organek: No tak, oczywiście. Nie da się. Potem terapeuci mają pełne gęby roboty. Dom, rodzina to podstawa, warunek wszelkiej kondycji psychicznej, fizycznej zresztą też.
Ja np. mam mocne kości, mleko piłem – i to jest namacalny przykład, jeżeli pani zechce pomacać, to proszę. Z psychiką jest zupełnie tak samo.
Patrzy pan w lustro i widzi swojego ojca tak, jak jego znajomi z kapeli, gdy widzą pana na scenie?
Tomasz Organek: Patrzę w lustro i widzę swojego ojca. Na tyle, na ile go pamiętam, to wiele rzeczy się zgadza. Nie wiem, jak widzą mnie na scenie jego znajomi, nie mam z nimi kontaktu, poza jednym czy dwoma zdarzeniami po moim koncercie w Raczkach – bo Organka postanowiłem zacząć w domu. Nie ma lepszego miejsca do zaczynania.
Źródło: YouTube/ mystickprodtv
Jaka muzyka robi na panu największe wrażenie? Jakie są pana inspiracje?
Tomasz Organek: Mądra. I tu nie chodzi tylko o muzykę.
Głęboko odczuwam poważny deficyt rzeczy ważnych i mądrych. Wszędzie tylko tani populizm, mydlenie oczu rakotwórczą pianą i bezdenna głupota. Odczuwam deficyt rzeczy mądrych, ważnych i pociągających. Takiej słucham muzyki.
Jaką wartością jest dla pana szczerość? W życiu i w twórczości?
Tomasz Organek: Ogromną. Poza tym, że ja sam jestem dwulicowym sukinsynem. Żeby nie napisać dosadniej. Nawet taki tekst napisałem na płytę. Nie wszedł ze względu na niedoskonałość formy muzycznej. Ale się doczeka. Niesamowicie cenię sobie szczerość, choć ja sam bywam nieszczery do granic.
„Osobność i samotność mi towarzyszą. Źle się czuję w zbyt wielkim nagromadzeniu wszystkiego” – jak pan to godzi z karierą muzyczną i medialnym szumem?
Tomasz Organek: To dwie różne rzeczywistości. Szum medialny kończy się za drzwiami twojego domu. Albo i przed. Zależy, czego się oczekuje. Osobność to właściwsze słowo, samotność nie. Ale to prawda i mogę to potwierdzić – źle się czuję w zbyt wielkim nagromadzeniu wszystkiego. Człowiek popada w zależności i przyzwyczajenia. Wie pani, ile czasu zabiera odzwyczajenie się od cukru? Miesiąc.
Słyszałam, że chce pan zostać pisarzem. Ma pan już pomysł na fabułę? Jaki byłby główny bohater?
Tomasz Organek: To nieprawda. Nie chcę nikim zostawać. Ale prawdą jest, że piszę. I niedługo to wydam. Albo wyrzucę. Z siebie, oczywiście. To najbliższy plan.
Źródło: YouTube/mysticprodtv
W jednym z wywiadów powiedział pan: „Wierzę w ludzi i daję się wykorzystywać”. Kto pana ostatnio wykorzystał?
Tomasz Organek: Cyganka w Berlinie.
Czy jest coś, czego pan w życiu żałuje?
Tomasz Organek: Tak. Ale nie mam najmniejszego zamiaru się tym dzielić.
Czym jest w dzisiejszych czasach artystyczna niezależność?
Tomasz Organek: Tym samym, co zawsze. Albo jest, albo nie jest. Nie ma w tym żadnej okazjonalnej zagadki.
Czy można się dziś utrzymać z pisania i grania piosenek?
Tomasz Organek: Dziś bardzo świetnie. Ale czy jutro, to nie wiem.
Czy jednowymiarowe podejście to dla muzyka kłopot, uciążliwość? W jednym z wywiadów użył pan takiego określenia, a przecież artystów kocha się za ich niejednoznaczność. Czy trudno jest się dziś muzykom rockowym dopasować do świata?
Tomasz Organek: Muzyk rockowy czy operowy albo księgowy – to nie ma znaczenia, bo to są tylko i wyłącznie nasze wybory życiowe, role, które przybieramy. Człowiek dessous jest zawsze taki sam – nagi i bezbronny. Ze swoimi instynktami, popędami, kompleksami, potrzebami i lękami. Tu każdy z nas jest niejednoznaczny, pani też przecież. I ja też.
Od dziecka w samotności układa pan sobie świat? I tak już zostanie? W duecie z samotnością?
Tomasz Organek: Nie. Z kobietą jest o wiele przyjemniej.
Zdjęcia: Weronika Kosińska
Stylizacja: Ewelina Droździuk
Make up i fryzury: Patryk Nadolny
Źródło: YouTube/ Męskie Granie
Iga Gierblińska, Edyta Hermanowska
online consumer research 13 listopada, 2019
… [Trackback]
[…] Information to that Topic: miastokobiet.pl/tomasz-organek-zaczal-sie-w-domu/ […]