Tęsknota za wojną. Czy dopiero w obliczu zagłady czujemy, że żyjemy?
Czy dopiero w obliczu wojny czujemy, że żyjemy?
Przyglądam się temu co się dzieje, temu zrywowi. Ludzie na potęgę otwierają swoje domy, pędzą samochodami na przejścia graniczne, wyciągają, przyjmują. Ja też.
Organizujemy się sprawnie i imponująco. Sama się tym zachwycam, wzruszam. Od dwóch dni nie wypuszczam telefonu z ręki, dzieci przywołują mnie do porządku i gdyby nie one, to pewnie nie wypuszczałabym go do świtu.
Wojna w DNA
Znam to, ten zryw. Znamy to, prawda? Mamy go głęboko i mocno wpisanego w DNA. Nie pierwszy, nie ostatni. Ale nie było tej skali poruszenia, gdy na początku zimy w lesie na wschodniej granicy umierali ludzie. No, nie było. Wtedy była garstka, na skalę kraju, ochotników, ratowników, Podlasiaków i wypalonych do cna aktywistów…
Dlaczego?
Zajmowałam się naukowo migracjami w kontekście wojny i ludobójstwa. Dziwne, że kilka tygodni temu, po 7 latach przerwy ten temat wrócił do mnie z impetem. Oddałam właśnie dwa artykuły o poetyce traumy w twórczości bośniackich pisarzy emigracyjnych. Odpaliła mi się aparatura badawcza. Tu robię, działam, dzwonię, a z tyłu głowy mi się myśli, przyglądam się i filtruję przez siebie.
I widzę tu warstwy, jak u ogrów i cebuli. Te oczywiste, jak nasza systemowa ksenofobia i rusofobia, pominę. To nasze kiepskie kawałki, triggery, ale pokazuje mi się coś jeszcze.
Ten kawałek w nas, który tęskni za wojną i podpina się pod jej energię, ale tylko, gdy jest ona „z naszej bajki”, takiej co to w dziejach nie raz już się opowiedziała, bliskiej jak koszula ciału. O Rusku i Niemcu najlepiej.
I niby „Sławianie my lubim sielanki”, ale tak naprawdę myślę, że w jakiś perwersyjny sposób „my lubim wojenki”. O tym są te ordynarne marsze na rocznice Powstania i detonacje w Sylwestra i jatki na meczach. I to, jak niektórym z nas, myślę tu o narodzie, odpaliła się po Smoleńsku kulturowa nekrofilia, o której pisał Erich Fromm, a u nas Maria Janion.
Coś mi, niestety, mówi, że my za wojną tęsknimy. Złapałam to kiedyś u siebie, gdy za mocno wsiąkałam w Bośnię, Srebrenicę, Sarajewo…
„Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani, że za tobą idą chłopcy malowani?”. Czy to nie tak śpiewaliśmy kiedyś? Jako naród tęsknimy, ale też, jakoś może ja i Ty? Taka kolektywna trauma. Dziś na grupie pomocowej przeczytałam, że kilku chłopaków ze Śląska bierze busa i chcą jechać walczyć. Za wolność naszą i waszą. Owacje. Wiwat. Nareszcie wojna! Czujemy, że żyjemy, wszystko nagle ma większy sens. Stajemy się wspanialsi, szlachetniejsi, szybsi. Wojna. Przypomina mi to zabawy mojego syna w „banie się”, w takie bezpieczne banie się zabawkowego krokodyla, blisko mamy i taty.
Zobacz też:
Strach przed wojną, konfliktem zbrojnym. Jak sobie radzić z lękiem?
Wojna i trauma
Nie, nie zarzucę jutro organizacji pomocy, ani nie odmawiam nam empatii. Ona jest a pomoc jest bardzo potrzebna. Ale zasila się, być może, z bardzo chorego miejsca, tak czuję. Z ran naszych przodków, z lojalności z nimi, ze śmierci nieopłakanych, z żałob nieprzeżytych, a natychmiast zinstrumentalizowanych do politycznych celów. I nie mogę przestać myśleć o tym, że łykamy kawałki czyjegoś strachu, bólu i coś nimi zajadamy.
Co takiego w nas jest i prosi o uzdrowienie, a co tęskni za wojną?
Dlaczego tęskni?
Czego z wojną nie załatwiło?
Czego nie-do-prze-żyło?
Czego jest głodny ten kawałek?
Jedności? Bliskości? Widma śmierci?
Czy to może być tęsknota za śmiercią?
Bo wtedy dopiero czujemy, że żyjemy?
Na czyją pamiątkę?
W jakim stopniu jest to globalne, kolektywne, a w jakim nasze?
Patrzę na to Hellingerem. Mamy w polu (na)rodowym od groma śmierci i traumy. Ale tak jakbyśmy nigdy naszych poległych i wypędzonych nie odprowadzili. Takie nasze polskie Dziady. Post-traumatyczny przymus powtarzania. W tym sensie losy Ukraińców i Ukrainek ruszają nas, bo oni są nasi. W jakimś sensie my ruszamy po pomoc „naszym”. Ruszamy na pomoc jakiemuś niedokończonemu kawałkowi naszej historii.
Usłyszałam kilka dni temu od mojej nauczycielki Tanny Jakubowicz-Mount takie słowa, że „jest ciemność grobu i ciemność łona”.
Którą chcemy zasilać?
Którą zasilamy, gdy cali, bez reszty i tchu angażujemy się w pomoc?
A którą, gdy od rana do wieczora siedzimy w serwisach informacyjnych i mamy wojnę na żywo?
Skąd wówczas płynie energia do działania?
Co odżywiamy?
Zawieszam na razie te pytania. Ponoszę je trochę.
Agata Jawoszek-Goździk
O autorce:
Agata Jawoszek-Goździk – doktorka bałkanistyki, tłumaczka. Soul coachka, masażystka lomi lomi nui i trenerka kobiet, zwołuje i trzyma Kręgi Kobiet. Jako Bogini Obfitości prowadzi warsztaty i programy on-line na temat budowania biznesu zgodnego z Misją Duszy i finansowej lekkości. Wraz z rodziną i całą bandą zwierzaków mieszka na skraju lasu w podzielonogórskiej wsi.