Tanna Jakubowicz-Mount: Tanna i Matka Ziemia (wywiad)
„To była eksterminacja, holokaust kobiet." Tanna Jakubowicz-Mount o połączeniu z Matką Ziemią.
Jej imię w języku rdzennych mieszkańców Tanny, jednej z wysp Oceanii, znaczy Matka Ziemia. Kiedy Tanna Jakubowicz-Mount spontanicznie je przyjmowała, nie miała pojęcia ani o tym znaczeniu, ani o istnieniu takiej wysypy. Misją Tanny jest budzenie świadomości jedności i świętości życia. Organizuje kobiece kręgi, wspiera ludzi w poszukiwaniu ich prawdziwej tożsamości i duchowych korzeni. Wierzy, że nastał czas kobiet i że od nich zależy uzdrowienie Ziemi. Z Tanną Jakubowicz-Mount, „Czułą Niedźwiedzicą”, psychoterapeutką, założycielką Polskiego Forum Transpersonalnego, szamanką i uzdrowicielką, rozmawiamy o poszukiwaniu utraconej więzi z energią kosmosu
Aneta Pondo: Jak zostałaś Czułą Niedźwiedzicą?
Tanna Jakubowicz-Mount: W 1994 roku współprowadziłam Ośrodek Edukacji Ekologicznej Eko-Oko. Zaprosiliśmy do niego reprezentantów ośrodków holistycznych z całego świata. Codziennie inni przedstawiciele przygotowywali ceremonię na otwarcie dnia. Była joga, taniec, medytacje i rytuały. Któregoś dnia schodzimy do sali, gdzie to się odbywało, a tam Mattie Davis-Wolfe i David Thompson z Seattle, z zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, w pełnym szamańskim rynsztunku, z bębnami, grzechotkami. Dla mnie totalny szok, ponieważ pierwszy raz doświadczyłam takiego spotkania, a o szamanizmie nie miałam zielonego pojęcia. Okadzili nas szałwią, świętą rośliną Indian, i zaprosili do sun salutation – powitania słońca, czyli tańca w kręgu w rytm bębnów. Podali sugestię, abyśmy poczuli w sobie energię jakiegoś zwierzęcia.
Zaczęłam przestępować z nogi na nogę i nie wiem, ani kiedy, ani jak to się stało, nagle poczułam, że jestem w ciele grizzly – wielkiej, brunatnej niedźwiedzicy, która stała na tylnych nogach, a przednie łapy wyciągała przed siebie. Mówiłam niby swoim głosem, ale to nie byłam ja, nie wiem, kto przeze mnie mówił.
Zaczęłam zapraszać do swojego serca duchy moich przodków, zabłąkane duchy ludzi i zwierząt. Moje serce było ogromne, otwarte dla wszystkich. Długo trwało, zanim Mattie i David zdołali mnie przywołać do tak zwanej rzeczywistości, bo byłam totalnie oszołomiona. Odmienne stany świadomości są w szamanizmie bardzo częste. Wtedy o tym kompletnie nie wiedziałam, ale to doświadczenie rozpoczęło moją ścieżkę szamańską. Jak raz na nią weszłam, nie mogłam się już wycofać. Mattie i David stali się moimi nauczycielami i zapraszałam ich często do Polski.
Po wielu latach nauki i obserwacji postanowili inicjować mnie na Starszą w Kręgu. Nadali mi wtedy imię Thunder Bear Woman, czyli Kobieta Niedźwiedzica Piorun, ponieważ rozpoznali we mnie energie męskie i kobiece. Thunder, czyli piorun, jest energią światła, mocy zapładniającej ziemię. Niedźwiedzica symbolizuje gawrę, czyli łono Matki Ziemi.
To było moje pierwsze imię, bo kiedy po dwunastoletniej przerwie Mattie i David przyjechali ponownie do Polski, zobaczyli, że bardzo się zmieniłam, i nadali mi nowe imię – Czuła Niedźwiedzica.
Co się wtedy w tobie zmieniło?
Tanna Jakubowicz-Mount: Pracowałam bardzo intensywnie nad sercem. Byłam wychowana w takich warunkach, że aby przeżyć, musiałam być silna, twarda i przebojowa. Miałam swoją strategię przetrwania. Stąd dominująca energia męska, którą rozpoznali we mnie szamani przy pierwszej inicjacji.
Długo pracowałam nad rozbrojeniem swojego serca i porzuceniem wyuczonej strategii. Mattie i David zauważyli, że wykonałam ogromną pracę i odsłoniłam serce. Stałam się łagodniejsza, współczująca. Zawsze to miałam, ale musiałam się jakoś zabezpieczać przed zranieniami, których doświadczałam, więc uzbroiłam się w pancerz. A potem się rozbroiłam.
Mówi się, że wojownik serca to ktoś, kto pozwala światu dotknąć swojego serca. Mattie i David zobaczyli we mnie nową jakość. Nastąpiła przemiana w Czułą Niedźwiedzicę. Ludzie doceniają tę zmianę. To nie znaczy jednak, że całkowicie zrezygnowałam ze swojej mocy, tylko używam jej inaczej.
Przed jakimi traumami się tak zbroiłaś?
Tanna Jakubowicz-Mount: To jest trudny temat, związany z moimi przodkami, z Holokaustem, z którym musiałam się pogodzić. Jestem Żydówką, moje dzieciństwo było trudne i traumatyczne. Urodziłam się w 1946 roku w Paryżu, bo tam i w Szwajcarii rodzice przetrwali wojnę. Do Francji wyjechali w 1938 roku, jako studenci. Po moim urodzeniu postanowili wrócić do Polski. Czuli się polskimi patriotami. Lata po wojnie były naznaczone dużym cierpieniem, głodem, lękiem i smutkiem, związanym z tym, że cała rodzina zginęła, o czym rodzice, wracając, nie wiedzieli. Rodzina ojca. Rodzina matki. Prawie wszyscy zginęli.
Rodzice ukrywali swoje pochodzenie i do dziewiętnastego roku życia wychowywałam się w poczuciu pustki duchowej i braku tożsamości. Mieliśmy bardzo ciężkie warunki życiowe, co sprawiło, że dużo chorowałam i moje ciało jest dziś trochę mniej odporne. Ale i tak dzięki medytacji, jodze i innym praktykom utrzymuję się w dobrej formie.
Czy zanim weszłaś na ścieżkę szamańską, byłaś zwykłym psychologiem?
Tanna Jakubowicz: Nie byłam nigdy zwykłym psychologiem. Miałam szczęście, że od początku trafiałam na znakomitych nauczycieli, pionierów nowych dziedzin psychologii. Moim promotorem na studiach był Kazimierz Jankowski. On zaszczepił we mnie bakcyla psychologii humanistycznej, która w Polsce dopiero się rodziła. Było to całościowe podejście, bazujące na głębokim zrozumieniu tego, czego człowiek doświadcza, ale też na miłości, bezpośrednim kontakcie, objęciu zainteresowaniem wszystkich aspektów człowieczeństwa. Potem trafiłam na psychologów transpersonalnych, którzy przyjechali do Polski.
Zawsze pociągała mnie psychologia, która obejmuje obszar duchowy. Wiedziałam, że człowiek nie kończy się w granicach swojego ciała. Czułam to intuicyjnie, bo nie byłam wychowana w żadnej religii, więc nie miałam treningu duchowego. Zawsze jednak tęskniłam za duchowością, za poczuciem, że jest coś znacznie głębszego i większego niż ja.
Z psychologią transpersonalną zetknęłam się w 1992 roku. Pracowałam wtedy w pionierskiej placówce Laboratorium Psychoedukacji razem z Wojtkiem Eichelbergerem, Zosią Milską-Wrzosińską i Jackiem Santorskim. Przyjechali do nas Monique Tiberghien, przewodnicząca Europejskiego Towarzystwa Transpersonalnego, oraz jej zastępca Rumold Mol i zapytali, czy nie chcielibyśmy zorganizować w Polsce konferencji psychologii transpersonalnej. Szczęki nam opadły, bo nawet nie mieliśmy pojęcia, co to jest. Panowie się odżegnali, ale ja, jak to często robiłam i nadal robię, podniosłam rękę i powiedziałam: „Tak, wchodzę w to”.
Czym psychologia transpersonalna różni się od normalnej psychologii?
Tanna Jakubowicz-Mount: Transpersona oznacza coś, co przekracza personę, czyli osobowość przyjętą w życiu, z którą człowiek się utożsamia. Już Carl Jung używał często słowa persona jako maska, fasada. A transpersona to jest coś, co tę personę przenika na wskroś i łączy z całą rzeczywistością, ziemią, z całym wszechświatem.
Czyli persona to ciało i umysł, a to co przekracza, to energia?
Tanna Jakubowicz-Mount: Persona to tożsamość, osobowość, z którą się identyfikujemy. Jest produktem naszego życia w określonym środowisku, konkretnych oczekiwań społecznych. Jest kreacją, maską, którą pokazujemy światu. Natomiast to, co jest naszą autentyczną tożsamością, jest połączone z całym wszechświatem. Nasza jaźń jest odzwierciedleniem całej rzeczywistości. Istnieją badania neuroteologiczne, które udowadniają, że mózg człowieka jest przystosowany do połączenia z większą całością.
Neuroteologia jest dziedziną badań naukowych nad duchowością. Jej przedstawiciele twierdzą, że mamy w mózgu „ośrodek Boga”, który rozjaśnia się podczas praktyk duchowych czy religijnych.
Po prostu jakby rozbłyska światłem. To pokazuje, że potrzeba wychodzenia poza własną tożsamość, własne ciało i łączenia się z uniwersum jest wpisana w ewolucję człowieka. Takiego podejścia do człowieka szukałam i znalazłam w psychologii transpersonalnej, która od wczesnych lat 60. jest bardzo rozwinięta na świecie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Jej prekursorami byli Abraham Maslow, Viktor Frankl i Anthony Sutich.
Jak w praktyce wygląda praca psychologa transpersonalnego? Pomagasz ludziom odkryć ich duchową stronę?
Tanna Jakubowicz-Mount: Pomagam im odkryć prawdziwą tożsamość. Bo największe cierpienie ludzi polega na tym, że nie wiedzą, kim są. Odczuwają w duszy jakiś rodzaj pustki, która jest poczuciem braku wartości, sensu i znaczenia życia. Jest czymś, co zasysa z zewnątrz wszystko, co da się wchłonąć. Stąd ludzie są coraz bardziej uzależnieni od alkoholu, narkotyków, hazardu, zakupów, szybkiego rytmu życia, zadym, sportów ekstremalnych. One zagłuszają lęk i wypełniają „dziurę w duszy”.
Ludzie muszą jakoś funkcjonować w zastanej rzeczywistości, my nazywamy ją „uzgodnioną rzeczywistością”, w związku z tym wykształcili pewne właściwości, które są objęte terminem „ego”. Ego jest menedżerem naszego życia. Przystosowuje nas, zresztą bardzo dobrze, do życia w tych wymogach świata, w którym funkcjonujemy. Ale to nie jest nasza prawdziwa tożsamość.
Terapia, którą proponujemy w ramach psychologii transpersonalnej, jest poszukiwaniem prawdziwej tożsamości, prawdziwego powołania, prawdziwej drogi życia. Wierzymy, że każdy człowiek przychodzi na świat z określonym przeznaczeniem i jest tak wyposażony wewnętrznie, żeby to powołanie wypełnić.
Nieprzypadkowo ktoś staje się muzykiem, a ktoś inny prawnikiem. Jeżeli masz autentyczną pasję, talent, predyspozycje czy potencjał, żeby podejmować pracę, którą kochasz, to odkrywasz właśnie swoje powołanie, które predestynuje cię do tego, żeby żyć ze sobą w zgodzie. Dziś bardzo dużo ludzi żyje jakby przeciwko sobie. Rozmija się ze sobą.
Jak się tego szuka? Tego powołania, tożsamości?
Tanna Jakubowicz-Mount: Polskie Forum Transpersonalne, które założyłam, prowadzi kilka rodzajów warsztatów, które pomagają w tych poszukiwaniach. Są to np. Progi Życia – cykl warsztatów terapeutyczno-inicjacyjnych, przeprowadzających człowieka poprzez różne etapy jego życia, poczynając od momentu przyjścia na świat. Jest symulacja porodu, kiedy człowiek orientuje się, z czym przychodzi na świat i jak jest w tym świecie przyjmowany. Później jego relacje z rodzicami. Następny próg – dojrzewanie, stawanie się kobietą, stawanie się mężczyzną. I na każdym etapie zaczynamy rozpoznawać, kim w istocie jesteśmy, co wnosimy do życia, jakie są nasze dary, talenty, co mamy tutaj do zrobienia. Odkrywamy, że nieprzypadkowo przyszliśmy na świat w takiej postaci.
W odnajdywaniu powołania bardzo pomocne są warsztaty Alterkariera. Służą one poszukiwaniu alternatywnej kariery. Często przychodzą ludzie z korporacji i mówią, że czują się wypaleni, wyeksploatowani. Wspięli się po szczeblach kariery, ale się okazało, że przystawili drabinę nie do tej ściany. I szukają od początku tego, co naprawdę jest ich drogą. Tego, co wynika z najgłębszych potrzeb, pragnień i pasji, co dałoby im spełnienie, a jednocześnie miałoby dobroczynny wpływ na otoczenie. My to nazywamy ścieżką serca. Na ogół uważa się, że to jest hobby i że to nie daje pieniędzy. A to nieprawda.
Co się na takich warsztatach dzieje? Co ich uczestnicy odkrywają?
Tanna Jakubowicz-Mount: Warsztaty Alterkariera są inspirowane nauczaniem Ricka Jarowa, nauczyciela akademickiego, przewodnika duchowego i astrologa. To wielka postać. Będzie w Polsce w czerwcu. Zgłaszali się do niego ludzie wypaleni zawodowo i nieusatysfakcjonowani swoją pracą. Ścieżkę odkrywania swojego prawdziwego ja, swojej pasji, którą im proponował, nazwał Antykarierą.
W czasie warsztatów robię wizualizacje. To jest bardzo głębokie zanurzanie się w świadomość, a nawet podświadomość, żeby wyłonić z niej to, co jest pierwotnym, najgłębszym pragnieniem. Wołaniem duszy.
Jeżeli wierzyć oczywiście w duszę, bo to jest koncepcja. Ale ja głęboko wierzę, że każdy człowiek jest wyposażony w duszę, czyli rdzeń istnienia, swoją duchową istotę. I ta duchowa istota przychodzi nieprzypadkowo i wciela się w to właśnie ciało, w którym żyjemy. Ona pojawia się z pewną informacją, kodem, który domaga się ujawnienia, ucieleśnienia.
I tego szukamy poprzez kolejne wizualizacje, ćwiczenia, które polegają na tym, żeby rozpoznać, co jest moim prawdziwym darem, że np. jestem bardzo wrażliwa na piękno, lubię rozmawiać z ludźmi albo uwielbiam coś robić własnymi dłońmi. Robimy też wizualizację pt. przestrzeń twojej wolności. Polega ona na tym, żeby sobie wyobrazić, że jest się w przestrzeni, w której nie ma kontroli, nie ma obserwacji, nie ma żadnych ograniczeń i można wygenerować wszystko, czego się pragnie. Można uruchomić swoje ciało, żeby poruszało się swobodnie. Można tworzyć coś unikalnego. Co to jest, co chcesz stworzyć na ziemi? Ktoś chce zbudować dom, ktoś inny stworzyć zespół działań innowacyjnych, jeszcze inny przestrzeń dla dzieci, żeby mogły się rozwijać w poczuciu wolności i kreatywności. Wtedy rodzi się mnóstwo pomysłów, idei płynących z wnętrza, zgodnych z tym, co szczególnego każdy ma do przekazania przez swoją specyficzną obecność w życiu.
Czy można taką drogę odbyć samemu? Czy jest tutaj potrzebny przewodnik?
Tanna Jakubowicz-Mount: Bardzo trudno to zrobić samemu, bo umysł lubi się poruszać po ścieżkach znanych. A my chcemy odkryć to, co jest ukryte w głębi podświadomości. Pracujemy ze snami, z wizjami, a także z ciałem, bo ciało, jak wiadomo, ma zakodowanych wiele istotnych informacji. Nawet trochę żartujemy, że uczestnicy przychodzą z korporacji, a corpo to znaczy ciało. Więc mówimy „corpo ma rację”, zaufaj ciału, pójdź za nim. Są to więc bardzo różne ćwiczenia, doświadczenia, które pomagają wejść naprawdę głęboko w siebie i spotkać się ze sobą prawdziwie. Spotkanie takie jest zwykle bardzo poruszające, bardzo doniosłe, bardzo otwierające.
Masz potem kontakt z tymi ludźmi, wiesz, czy coś się odmieniło w ich życiu na stałe?
Tanna Jakubowicz-Mount: Oczywiście. Przede wszystkim tworzymy środowisko – nazywam je alterkulturowe – które jest alternatywą dla kultury konsumpcyjnej, kultury mainstreamu, czyli głównego nurtu. Ludzie, którzy przechodzą przez nasze warsztaty, potem zwykle utrzymują kontakt, tworzą grupy wsparcia, grupy inspiracji. Dużo terapeutów w moim zespole to osoby, które przeszły przez nasze warsztaty. Mamy kontakt z absolwentami warsztatów, którzy porzucili korporacje i rzeczywiście zmienili życie. Ktoś założył ośrodek szkolenia ekologicznego, bo chciał być bliżej ziemi. Ktoś inny otworzył swój dom na kursy jogi. Są osoby, które zaczęły tworzyć szkoły demokratyczne czy zajęły się twórczością własną. Ludzie odkrywają swoje życie i są znacznie szczęśliwsi. Również ich rodziny są szczęśliwe. Co prawda na początku nie jest łatwo, bo to jest jak upadek z wysokiego konia. Jeśli pracujesz w korporacji, „masz skórę, furę i komórę”, jak oni mówią, a potem jesteś tego pozbawiony, zaczynasz niemal od zera.
Jak się ma psychologia transpersonalna do szamanizmu?
Tanna Jakubowicz-Mount: Szamanizm to najstarsza religia świata. Jest u podłoża wszystkich kultur. Kiedyś ludzie żyli w harmonii, w intymnym połączeniu z ziemią, rytmami natury, cyklami roku.
Wszyscy jesteśmy powiązani ze sobą i wszyscy mamy wpływ na siebie nawzajem – zwierzęta, rośliny, żywioły. Tylko teraz o tym zapomnieliśmy.
Wszyscy jesteśmy tak naprawdę polami energii w jednym wielkim polu elektromagnetycznym. Szamani potrafią podróżować między światami, przekształcać się w zwierzęta. Mają głęboki kontakt z duchami przodków, potrafią je przywoływać. Nie tylko szamani, mistycy też to potrafią. W tym sensie szamanizm jest częścią poszukiwań psychologii transpersonalnej, ponieważ nie jest to nic innego jak nauka odnajdywania naszej duchowości.
W jaki sposób jako szamanka pomagasz ludziom?
Tanna Jakubowicz-Mount: Nie nazywam siebie szamanką i żaden szaman siebie tak nie nazwie. Mogę się nazywać uzdrowicielką, czyli medicine woman. Pasją mojego życia jest budzenie ludzi do świadomości połączenia z ziemią i całym istnieniem. Człowiek jest osią pomiędzy ziemią i niebem. Jest jakby drzewem życia, mocno zakorzenionym, ugruntowanym w Matce Ziemi. Jednocześnie korona tego drzewa łączy nas z całym stworzeniem, z kosmosem. Chodzi o odzyskanie tego połączenia. Przeze mnie przepływa energia połączenia. Dzięki wizualizacji, medytacji, modlitwie, kontemplacji potrafię stworzyć taką przestrzeń doświadczenia, w której ludzie odzyskują duchową pępowinę łączącą z ziemią. A zarazem poprzez czakrę korony, bo pracujemy z czakrami, łączą się z całym kosmosem.
Te działania wydają mi się fundamentalne, ponieważ jeżeli nie odzyskamy świadomości łączności z energią życia, to je zniszczymy. Tak się właśnie teraz dzieje.
Bardzo dużo ludzkiej energii, właściwie większość jest skierowana przeciwko życiu na ziemi. Ludzie oderwali się od swoich duchowych korzeni, w związku z tym nie czują w sobie przepływu życia. Łatwo jest zniszczyć życie, jeśli nie widzi się jego wartości.
Kiedy ludzie utracili to połączenie?
Tanna Jakubowicz-Mount: Wraz z nastaniem patriarchatu. W czasach neolitu panował matriarchat i dominującą rolę pełniły kobiety. Nie było wojen, nie było agresji, nie było rywalizacji. Były to czasy harmonii i połączenia z Matką Ziemią, która była postaciowana jako bogini. W różnych kulturach ludzie bardzo głęboko wierzyli, że ziemia to ich matka, bo ona rodzi życie. W matriarchacie nie było przemocy, bo najważniejsze było podtrzymywanie życia. Rola kobiet jako tych, które najbardziej bezpośrednio są związane i utożsamiane z dawaniem życia, z karmieniem, opiekowaniem się, była wtedy najważniejsza.
Kiedy u schyłku neolitu męskie koczownicze plemiona zaczęły podbijać społeczności kobiece, zepchnęli boginię matkę do podziemi i wyłonili swojego męskiego boga, który zajął miejsce na wysokościach. Ludzie utracili kontakt z naturalnym źródłem życia, ze swoją duchowością i popadli w duchową amnezję. Zapomnieli, kim w istocie są i z czym są powiązani.
Z ogromnej tęsknoty za Matką Ziemią musieli zasklepić, zamrozić swoje serca, uzbroić się przeciwko temu pragnieniu. Bo poprzez serca się łączymy z całym istnieniem. Serce jest najsilniejszym ośrodkiem duchowym. Wszystkie tradycje duchowe o tym mówią: miłosierdzie w chrześcijaństwie, współodczuwanie w buddyzmie, judaizm i islam też wskazują na miłość jako najwyższą wartość. Zostało to zdewaluowane, ale u podstaw wszystkich wielkich tradycji duchowych jest serce jako źródło miłości, która nas wszystkich łączy.
Jak można to naprawić?
Tanna Jakubowicz-Mount: Dla mnie najważniejsze jest teraz działanie na rzecz świętości i jedności życia. Ziemia jest na granicy utracenia zdolności podtrzymywania życia. Eksploatujemy ją bezlitośnie. Ludzie podzielili świat na strefy wpływów, rozdzielili dostęp do złóż mineralnych i wyszarpują z ziemi, co tylko są w stanie, żeby to przetwarzać na gadżety, budy i fast foody. Żyjemy w świecie przemocy. Odradzają się liczne nacjonalizmy, faszyzmy. To, co się dzieje na świecie, łącznie z Polską, jest fatalne. Strażnicy starego porządku pragną zachować system podziału i przemocy. Całe wieki przemocy, walki, ludobójstwa spowodowały, że w sercu ludzkości jest ogromna rana i pustka. Potrzebujemy mądrej, spajającej i uzdrawiającej mocy miłości, żeby ją zapełnić i przezwyciężyć wszystkie podziały. Szacunek do różnorodności i miłość do wszystkich przejawów życia jest podstawą odradzania się filozofii miłości.
Wierzysz, że jest to możliwe? Rozwój cywilizacji temu nie sprzyja.
Tanna Jakubowicz-Mount: Wierzę. Miliony ludzi na świecie są przebudzone do takiej świadomości.
Kiedyś takich ludzi nie było?
Tanna Jakubowicz-Mount: Na tym polega ewolucja świadomości, że ludzie właśnie się budzą do poczucia jedności. Bernie Sanders, pretendujący w Stanach Zjednoczonych do prezydenckiego fotela, wprost mówi, że jesteśmy jednością. Nieważny kolor skóry czy pochodzenie. Dosyć rasizmu, niszczenia siebie nawzajem, niszczenia życia. To samo mówi papież Franciszek. Takich ludzi są naprawdę miliony. A z drugiej strony są strażnicy starego porządku, który bazuje na oderwaniu od duchowych korzeni i w którym chodzi tylko o to, żeby wyeksploatować ziemię do imentu. Im bardziej ludzie się budzą do nowej świadomości, tym bardziej strażnicy starego systemu pazurami bronią status quo. Zbroją się, są gotowi doprowadzić do wojny, żeby tylko osiągnąć swój cel, którym jest podział ziemi na strefy wpływów, żeby zagarnąć jak największy rząd dusz i zachować władzę. Bo o władzę nad ziemią i ludźmi im chodzi.
Czyli po mocniejszym oporze starego systemu można rozpoznać, że przebudzenie jest większe?
Tanna Jakubowicz-Mount: Tak. Co więcej, im silniejsze jest trzymanie się tego starego systemu, tym większa rodzi się opozycja. Co się dzieje na warszawskich ulicach i w ogóle w całej Polsce? Im większy reżim, totalitaryzm, faszyzm, tym więcej ludzi wychodzi na ulicę, żeby przeciwko temu protestować.
Teraz protestują, a za chwilę się przyzwyczają.
Tanna Jakubowicz-Mount: Ty jesteś pesymistką, ja jestem optymistką. Naprawdę wierzę, że ludzie już nie pozwolą na takie niszczenie. Bo to, co się dzieje, jest przeciwko życiu. Przeciwko naszej twórczości, wolności, ekspresji, rozwojowi, przeciwko życiu ludzi, a zawłaszcza kobiet, a także zwierząt i naturalnych ekosystemów.
To co konkretnie możemy zrobić? I jaka jest rola kobiet w tych przemianach?
Tanna Jakubowicz-Mount: Pracując z kobietami na całym świecie, widzę, że my, kobiety, uczymy się szybciej. Tkwiłyśmy w letargu przez długie stulecia. Mądre kobiety, które zwano czarownicami, wiedźmami, zostały zniszczone, unicestwione w czasie inkwizycji. To była eksterminacja, holokaust kobiet. Do dziś mamy pamięć tego lęku, spotykam się z tym cały czas. To działa podświadomie: uważajmy, nie wychylajmy się, bo to zagraża naszemu życiu. Mamy taki przekaz i chociaż czasy się zmieniły, dalej się boimy. Równocześnie dostrzeżenie tego, jak bardzo życie jest niszczone, prowadzi do odrodzenia się świadomości i kultury kobiet. Gromadzą się na całym świecie, by o to życie walczyć. Jak np. Rada Trzynastu Rdzennych Babć. To szamanki, wizjonerki, prorokinie, uzdrowicielki, należące do różnych rdzennych narodów z Ameryki Północnej i Południowej, Afryki, Azji, które razem jeżdżą po świecie do miejsc najbardziej wymagających uwagi, bo wiedzą, że świat domaga się przełomu.
Jest wiele przepowiedni dotyczących kryzysu ekonomicznego, geopolitycznego, humanitarnego, duchowego. To się już dzieje. Nastąpi głęboki przełom, coś na krawędzi, na skraju przeżycia. Być może ludzie muszą doświadczyć cierpienia, żeby się przebudzić. To jest to przejście od świata podziału i przemocy do świata połączenia i miłości.
Gdzie w tym świecie jest miejsce dla mężczyzn? Był matriarchat, jest patriarchat, co dalej?
Tanna Jakubowicz-Mount: Teraz zmierzamy do zrównoważenia, do harmonii. Chcemy zaprosić mężczyzn do współdziałania w intencji pojednania: człowieka z samym sobą, z ziemią, z innymi ludźmi, kobiet z mężczyznami. Do wyrównania tych energii. Wiadomo, że męskie energie były uważane za energie podboju, agresji, zdobywania pożywienia. Podczas mojej inicjacji, kiedy zostałam przyjęta do starszyzny, apelowałam do mężczyzn, by tendencję do ekspansji i podboju zamienili na ekspansję świadomości i serca.
Jaki jest twój stosunek do religii? Więcej dają człowiekowi czy więcej zabierają?
Tanna Jakubowicz-Mount: Bardzo szanuję uczucia religijne ludzi i ich poszukiwania duchowości, miłości, sensu, wartości. Ale nie akceptuję czynienia z religii instytucji – kościoła czy jakiejkolwiek innej, która kontroluje ludzi, narzuca wartości, trzyma ich w ryzach i w lęku. Nie akceptuję zinstytucjonalizowanej religii jako systemu totalitarnego, który kontroluje i podporządkowuje sobie ludzi, tworzy podziały. Duchowość jest szerszym pojęciem niż religia, ponieważ obejmuje wszystkie poszukiwania duchowe ludzi. Ja duchowość nazywam świadomością, że istnieje miłość uniwersalna, która jest źródłem życia.
Czy bez duchowości są możliwe zmiany? Mówisz, że ludzie szukają zmian, ale mam wrażenie, że najchętniej sięgnęliby po takie, która nie są sprzeczne z racjonalizmem.
Tanna Jakubowicz-Mount: Nie wierzę w to, że jest możliwa zmiana rewolucyjna bez ewolucji duchowej – przejścia od Homo Separatus (człowieka oddzielonego od świata) do Homo Holos, człowieka, który swoją świadomością ogarnia całość istnienia. Ludzie pragną duchowości jak kania dżdżu. Bez odzyskania poczucia, że nasze życie ma głębszy sens, że czemuś służy, nie przeżyjemy.
Rozmawiała Aneta Pondo