Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że eliminowanie dzieci z niektórych restauracji czy hoteli to ukłon w stronę ludzi, którzy potrzebują odpoczynku. W końcu kto z nas nie marzył o spokojnej kolacji w restauracji, bez koncertu krzyków, albo o relaksie w basenie hotelowym bez chlapiących maluchów. Z drugiej strony mamy rodziców, którzy powstawanie stref bez dzieci nazywają wykluczeniem społecznym.
Strefy bez dzieci
Strefy bez dzieci cieszą się coraz większą popularnością, a razem z nimi pojawia się coraz więcej głosów, że budujemy nowe sposoby na wykluczanie poszczególnych grup społecznych. Zanim oskarżymy osoby promujące strefy bez dzieci o nietolerancję, zastanówmy się nad kontekstem.
Współczesny świat pełen jest bodźców – hałasów, powiadomień i wciąż tykającego zegara. Dla wielu ludzi, dziecięcy chaos to dodatkowy element stresu, który trudno im znieść. Strefy bez dzieci są więc często postrzegane jako forma ochrony przed przeciążeniem sensorycznym.
Nie oznacza to jednak, że każdy, kto odwiedza takie miejsca, nienawidzi dzieci. Może po prostu cenić sobie spokój. Ciężko jest pracować w kawiarni, która roi się od biegających, czy płaczących dzieci. Tutaj można argumentować, że przecież praca z kawiarni nie jest koniecznością, ani podstawową potrzebą życiową. Ale chodzenie do kawiarni z dzieckiem też nią nie jest, prawda?
Polecamy:
Od złości do nienawiści – Jak nie psuć sobie relacji z ludźmi?
Wykluczenie?
Internetowe fora i Instagram aż huczą od głosów rodziców, którzy strefy bez dzieci nazywają nową formą dyskryminacji. Mówią, że rodzice z dziećmi i tak zmagają się z szeregiem ograniczeń: nie wszystkie miejsca są dostosowane do wózków, nie każda kawiarnia ma kącik dla najmłodszych. Dodanie do tego zakazu wstępu dla dzieci do poszczególnych miejsc, pogłębia ich poczucie wykluczenia. Jednak czy wszystko można nazwać wykluczeniem? Niestety, prawda jest taka, że wielu rodziców nie panuje nad swoimi pociechami.
Jeśli tak często zdarza się, że rodzice zwyczajnie nie reagują na zachowanie swojego dziecka w miejscu publicznym, to nie trudno się dziwić, że niektórzy przedsiębiorcy wolą zwyczajnie uniemożliwić wizyty z maluchami w swoich kawiarniach i restauracjach, nie mówiąc już o gościach tych miejsc.
Tutaj zapewne pojawią się głosy, że przecież istnieją grzeczne dzieci, a także rodzice, którzy panują nad sytuacją. Ale co to stwierdzenie ma zmienić w kwestii praktycznej? Zachęcić przedsiębiorców do przeprowadzania testów dla rodziców z dziećmi, którzy chcą wejść do lokalu? Ciężko sobie to wyobrazić.
Zakaz palenia, zakaz bawienia
Porównanie, które teraz wystosuję, będzie drastyczne. Nie tak dawno, praktycznie każdy lokal zezwalał na palenie papierosów, a także cygar, wewnątrz pomieszczeń. Nie było specjalnie wygospodarowanych palarni, papierosy paliło się zarówno w restauracjach, hotelach a nawet w samolotach. Ale okazało się to niezdrowe, niepraktyczne, a w niektórych przypadkach niebezpieczne. Więc palacze zostali na stałe wyproszeni z wielu miejsc, do których oczywiście mogli wejść z powrotem po zakończeniu palenia, albo udać się do strefy dla palących. Czy nazwaliśmy ten proces wykluczeniem osób palących? Nie, dlatego, że argumentacja była przekonująca: osoby niepalące odczuwały dyskomfort, poza tym dym był szkodliwy i zostawiał brzydki zapach na meblach. Dodatkowo, przecież jest multum innych miejsc, w których można palić – nie ma potrzeby, żeby robić to wewnątrz restauracji czy hotelu. Podobnie jest z dziećmi, z tą różnicą, że miejsc, do których nie wolno z nimi wejść, jest naprawdę mało.
Zobacz także:
Halo, córciu, tu mama! Co robić, gdy mama dzwoni za często?
Potrzeba a konieczność
Czy można więc powiedzieć, że społecznie wykluczamy rodziców z dziećmi? Przecież przebywanie w tej konkretnej puli miejsc, które nie wpuszczają dzieci, nie może być uznane jako potrzeba nie cierpiąca odmowy. Nie jest też tak, że miejsca bez dzieci są bardziej prestiżowe, czy że podają lepsze jedzenie. Wykluczenie miało miejsce w latach 80 i 90, gdy amerykanie otwierali osobne knajpy dla białoskórych, osobno dla czarnoskórych osób, ze względów czysto rasistowskich. Ci drudzy nie mieli możliwości korzystania z tych samych toalet, hoteli, szkół, a wejście do baru dla białych groziło pobiciem i aresztowaniem. Do tego dochodziła spora dysproporcja w karaniu Afroamerykanów. To było faktyczne wykluczanie. Czy strefy bez dzieci mają jakikolwiek podjazd do tych wydarzeń? No nie.
Bo subiektywnie patrząc, jakieś 80% naszej infrastruktury, ma na celu ułatwienie życia z dziećmi.
Mamy publiczne place zabaw, mamy zniżki dla maluchów, mamy liczne lokale, celujące swoim menu i wystrojem w zainteresowanie rodzinek z dziećmi. Zatem co z tym wykluczeniem? Czy strefy bez dzieci to faktycznie nowa forma społecznej segregacji?
Osiedla bez dzieci – hit czy kit?
Była mowa o knajpach, ale co z większymi przestrzeniami, takimi jak osiedla? Takie projekty to stosunkowo nowa rzecz, a ich ilość w Polsce jest obecnie nie do zmierzenia. Można powiedzieć, że pomysł osiedli bez dzieci jest wręcz marginalny, a do tego kontrowersyjny.
Z punktu widzenia konstytucji – deweloperzy nie mogą oficjalnie budować osiedli tylko dla osób bezdzietnych, bo to naruszałoby prawa równości obywatelskiej.
W ostatnich latach pojawiały się jednak doniesienia o tym, że niektóre deweloperskie projekty mieszkaniowe w Polsce próbują wprowadzać strefy i osiedla skierowane głównie do ludzi dorosłych, którzy preferują spokojne życie, bez dzieci w sąsiedztwie. Odbywa się to głównie przez dostosowanie osiedla do potrzeb singli lub par: dopasowanie infrastruktury i wielkości mieszkań, brak placów zabaw. Takie miejsca promują się jako przestrzenie spokojnego życia, dla dorosłych. Ale realnie nie zabraniają wprowadzenia się z dzieckiem.
Nie przegap:
Dlaczego ludzie wolą Deppa od Amber? Czyli jak oceniamy ludzi
Słowem zakończenia
Jak to jest z tym wykluczaniem? Rodzicu, jeśli lubisz chodzić ze swoją pociechą do kawiarni – wybierz kawiarnię, która jest do tego przystosowana, a podczas wizyty zadbaj o to, żeby każdy mógł się czuć komfortowo z tobą i twoim dzieckiem siedzącym obok. Wybierasz się do groty solnej? To super, ale nie wchodź do strefy, w której wisi kartka „tylko dla dorosłych”, nawet jeśli twoje dziecko jest grzeczne i nie ma w zwyczaju się odzywać. Nie masz dziecka, a wybierasz się do restauracji na obiad? Jeśli wybrałaś miejsce o profilu rodzinnym, to nie jęcz, że jest tam za głośno, żeby odpocząć. Zamiast tego, wybierz miejsce, gdzie nie ma dzieci. Wszystko działa w dwie strony, nie stwarzajmy sobie na siłę konfliktów.