Aleksandra Mirosław „de domo” Rudzińska: Kobieta pająk
Zawody w speed climbingu wyglądają tak, jakby wspinacze dosłownie wzlatywali w powietrze. Ola Mirosław, jest jedną z takich „latających” wspinaczek
Aleksandra Mirosław (wcześniej Rudzińska) wywalczyła złoty medal we wspinaczce sportowej na czas kobiet na XXXIII Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, pokonując trasę w 6,10 sekundy. Wcześniej spektakularnie ustanowiła kobiecy rekord świata we wspinaczce na szybkość, wynoszący 6,84 podczas olimpiady w Tokio (2021). Przypominamy archiwalny wywiad z 2015 roku
Zawody w speed climbingu wyglądają tak, jakby wspinacze dosłownie wzlatywali w powietrze. Trudno uwierzyć, że to wysiłkowy, trudny i kontuzjogenny sport. Aleksandra Rudzińska, 19-latka z Lublina, jest jedną z takich „latających” wspinaczek. Całkiem niezłą, bo na koncie ma już trzy mistrzostwa świata juniorów, wicemistrzostwo Europy i brązowy medal na mistrzostwach świata, a to tylko te ważniejsze z wielu jej tytułów. W naszej rozmowie stara się przybliżyć Czytelniczkom ten wyjątkowy sport i pokazać, że jest on dla każdego, choć może na to nie wygląda.
Kaśka Paluch: Jak zaczęła się twoja przygoda z tym sportem?
Ola Rudzińska: To było w 2007 roku, na początku gimnazjum. Kiedy zrezygnowałam z pływania, które trenowałam wcześniej, postanowiłam zacząć się wspinać. Stało się tak głównie dzięki mojej starszej siostrze Gosi. Pamiętam, że gdy byłam młodsza, Gosia jeździła na zawody i zawsze przywoziła puchary. Wtedy zakiełkowało w mojej głowie, że ja też chciałabym zacząć się wspinać i wygrywać tak jak ona.
Pamiętasz swój pierwszy kontakt ze ścianką?
Ola Rudzińska: Dokładnie pamiętam ten dzień. Pierwszy raz na ściankę trafiłam w pierwszych dniach września, zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego w gimnazjum. Właśnie tam znajdowała się ścianka, należąca do przyszkolnego klubu Skarpa Lublin. Znalazłam się w sekcji dzieci będących w podobnym wieku co ja, ale miałam bardzo dużo do nadrobienia. Nie zniechęciło mnie to jednak, wręcz przeciwnie. Pamiętam, że od razu mi się spodobało i chciałam więcej. Zarówno wtedy, jak i dziś każdy trening jest dla mnie relaksem i odskocznią od codzienności.
Na nagraniach z twoich zawodów speed climbing wygląda tak, jakby zawodnicy dosłownie lecieli do góry. W ogóle nie widać w tym trudu, z jakim kojarzy się wspinaczka.
Ola Rudzińska: To pozory. To, co można zobaczyć na zawodach, to tylko efekty wielu godzin ciężkiego i wykańczającego treningu oraz wielu wyrzeczeń. Każdy z zawodników startujących na zawodach zna tę drogę na pamięć i przebiegł ją w swoim życiu setki razy, ponieważ jest to oficjalna droga do bicia rekordu świata.
To znaczy, że ta trasa jest identyczna na wszystkich zawodach?
Ola Rudzińska: Jeśli chodzi o wspinanie na czas, to tak. Dziś wszystkie zawody z cyklu pucharu świata, czy nawet pucharu Polski, rozgrywane są w formacie rekordu. Oznacza to, że podczas zawodów są dwie identyczne drogi, które zna każdy z nas, ponieważ na co dzień na nich trenujemy. Gdy zaczynałam swoją wspinaczkową przygodę, istniało jeszcze coś takiego jak format klasyczny, co z kolei oznaczało, że jadąc na zawody, nie mieliśmy zielonego pojęcia, jak będą wyglądać drogi ani po jakich chwytach będą ułożone.
Wspinaczka na ścianie różni się nieco od wspinaczki na skałkach. Jeździsz w góry czy skupiasz się tylko na hali?
Ola Rudzińska: Większość roku spędzam w hali sportowej, przygotowując się do kolejnych zawodów. Niestety, będąc wyczynowym sportowcem, nie mam za wiele czasu na przyjemności i wyjazdy nie związane z cyklem treningowym, czyli na skały czy góry. Nigdy też tak naprawdę nie wspinałam się w górach, natomiast czasami zdarza mi się w wolnej chwili i w przerwie między kolejnymi zawodami wybrać gdzieś w skały. Niestety nieczęsto, bo mój sezon startowy trwa od maja do połowy października.
To sport, który wymaga niezłego fizycznego przygotowania. Co jest w nim najważniejsze – siła rąk, elastyczność, waga?
Ola Rudzińska: Myślę, że nie ma jednej najważniejszej cechy. Każda wspinaczkowa konkurencja rządzi się swoimi prawami. We wspinaniu na czas np. najważniejsza jest szybkość, koordynacja ruchowa, dynamika i siła. W prowadzeniach natomiast – wytrzymałość, a w boulderingu przede wszystkim dynamika i siła. Moim zdaniem jednak każdy wspinacz powinien starać się rozwijać wszystkie cechy jednocześnie.
Jakie kontuzje zdarzają się najczęściej w twojej dyscyplinie? Czego się najbardziej obawiasz podczas treningów i zawodów?
Ola Rudzińska: Najczęstsze są kontuzje palców, barków, kolan i kostek. W ubiegłym roku, po dwóch latach męki, wyleczyłam wreszcie przewlekłą kontuzję barku, a w tym roku zmagałam się z kontuzją palca i kręgosłupa. Podczas zawodów najbardziej obawiam się odnowienia starych kontuzji, ponieważ to często przekreśla cały start. Niestety, na pewne rzeczy nie mamy wpływu i trzeba się z nimi pogodzić.
Sporty górskie, w przeciwieństwie do innych, już od dość dawna nie są domeną mężczyzn, chociaż np. alpinistki nadal mówią, że w górach muszą udowadniać, że są tak samo silne jak faceci. Jak wygląda to w przypadku wspinaczki sportowej?
Ola Rudzińska: U nas raczej nie ma bezpośredniej rywalizacji między mężczyznami i kobietami. I żadna z nas nie stara się udowadniać mężczyznom, że jesteśmy lepsze czy równie dobre jak oni.
Przeczytaj też:
TOP 10: Przystojni Olimpijczycy. Który z nich zasługuje na tytuł mistera olimpiady?
Nie macie możliwości bezpośrednich konfrontacji czy po prostu nie zdarzyło ci się nigdy usłyszeć, że wspinanie nie jest zajęciem dla dziewczyn?
Ola Rudzińska: No tak, nie rywalizujemy z mężczyznami, ale mamy możliwość porównania się z nimi, np. w czasach, jakie uzyskujemy. Mimo to myślę, że wszystkie zdajemy sobie sprawę, że nigdy nie będziemy „biegać” tak szybko jak oni, przede wszystkim ze względu na to, że są od nas dużo silniejsi, a wspinanie to jednak sport mocno siłowy. A o tym, że wspinanie nie jest zajęciem dla dziewczyn, rzeczywiście nie zdarzyło mi się nigdy usłyszeć.
Wspinaczka na ściance jest dla każdego?
Ola Rudzińska: Wspinać może się każdy. Podczas wspinania pracuje całe ciało, jest to więc świetna forma ruchu dla ludzi w każdym wieku, zwłaszcza dla dzieci, ponieważ bardzo wspomaga ich rozwój fizyczny.
A co powiedziałabyś paniom, które obawiają się zniszczyć dłonie i zbyt mocno rozbudować masę mięśniową w rękach? (śmiech)
Ola Rudzińska: Chyba że nie ma się czego obawiać. Przy rekreacyjnym wspinaniu i odpowiedniej pielęgnacji dłonie nie są aż tak narażone. Oczywiście, długie paznokcie trzeba będzie poświęcić, ale każdy sport wymaga poświęceń. A co do mięśni… sama ścianka ich nie wypracuje, co najwyżej pomoże w ich kształtowaniu.
Zawody wyglądają na bardzo szybkie, konkurencja trwa właściwie parę sekund. Czy to mocno wyczerpuje? Domyślam się, że to taki adrenalinowy strzał.
Ola Rudzińska: Rzeczywiście, całe zawody, od eliminacji do finałów, rozgrywane są często w ciągu trzech godzin. Mimo tak krótkiego czasu są bardzo wycieńczające, przede wszystkim ze względu na konieczność ciągłego utrzymywania ciepła całego ciała oraz bardzo intensywną rozgrzewkę przed każdym biegiem. To sprawia, że przez cały czas zawodów znajdujemy się w ruchu, a po ich zakończeniu jesteśmy wyczerpani. Również za sprawą bardzo silnych emocji i adrenaliny.
Na twoim facebookowym profilu widziałam nagranie z wakacyjnej przerwy, pokazujące twój skok na bungee. Chyba jesteś trochę uzależniona od adrenaliny…
Ola Rudzińska: Może nie tyle od adrenaliny, ile od emocji, nowych doznań i potrzeby przekraczania kolejnych granic. Dla mnie skok na bungee był po prostu spełnieniem marzenia i pokonaniem kolejnej bariery.
Czy doświadczenia ze ścianki przekładają się jakoś na twoje codzienne życie? Potrafisz wskazać jakieś elementy życia, które wspinaczka wzbogaciła?
Ola Rudzińska: Myślę, że dzięki wspinaniu i ogólnie uprawianiu sportu jestem bardziej zdeterminowana. Dążę do realizacji swoich celów mimo przeciwności, nigdy się nie poddaję, no i przede wszystkim jestem bardzo zdyscyplinowana.
A zdarzają ci się momenty załamania, zniechęcenia?
Ola Rudzińska: Oczywiście, że tak. Bywają bardzo ciężkie chwile, kiedy zaczynam się zastanawiać, czy to w ogóle ma jeszcze sens. Przychodzą najczęściej po kontuzji, która przekreśla wszystko. Pierwsze takie załamanie miałam w tym roku, kiedy jeszcze nie zdążyłam wyjść z jednej kontuzji, a już nabawiłam się następnej. Potrzebowałam wtedy odpoczynku, aby móc spokojnie sobie wszystko poukładać, przemyśleć i ułożyć nowy plan. Nie jest łatwo się po czymś takim podnieść. Uważam, że wówczas najważniejsi są ludzie, którzy nas otaczają i nie pozwalają się poddać.
Zobacz też:
Wyrzucili ją z wioski olimpijskiej! Kim jest najseksowniejsza olimpijka Igrzysk w Paryżu?
Wywiad pochodzi z nr 5/2015