Sławek Uniatowski: Metamorfozy lubię
Sławek Uniatowski o przeszłości spędzonej w knajpach, kompromisach, kompleksach i o tym, że najlepsze dopiero nadchodzi, więc czasem warto na to poczekać
Sławek Uniatowski długo kazał na siebie czekać. W 2005 roku zajął drugie miejsce w bijącym rekordy popularności talent show. Potem nagrał przebój z Marylą Rodowicz, próbował przebić się na Eurowizji, nie zgodził się na warunki stawiane przez wytwórnię, która miała wydać jego płytę. 2018 rok z pewnością należeć będzie do niego. „Honolulu” (w bardzo dowolnym tłumaczeniu: chodź spać) to singiel, który promuje debiutancką i nagraną na własnych warunkach płytę Sławka Uniatowskiego. Jest melodyjnie, jazzowo i bardzo zmysłowo
Spotykam się z nim między jego występem na Wodecki Twist Festiwal a Konkursem Premier w Opolu. Wokalista każdy dzień tygodnia spędza w innym mieście. Mimo że ostrzega, że jest zmęczony medialnym szumem, nie marudzi i błyskawicznie skraca dystans. Bije od niego czar pewnego siebie człowieka. Rozmawiamy o przeszłości spędzonej w knajpach, kompromisach, kompleksach i o tym, że najlepsze dopiero nadchodzi, więc czasem warto na to poczekać.
Agna Karasińska: Pierwszy zawód miłosny?
Sławek Uniatowski: Kiedy byłem mały, bardzo lubiłem muzykę. Ktoś z rodziny to zauważył i powiedział, że przydałyby mi się lekcje pianina. Moja nauczycielka była starsza ode mnie o osiem czy dziesięć lat, a ja miałem siedem. Chciałem grać piosenki z radia, ale ona nie potrafiła zagrać ze słuchu i nie znała żadnych hitów. Mimo to przychodziłem do niej głównie dlatego, że bardzo mi się podobała. Byłem zakochany, a ona była piękna. Przynosiłem jej malinową mambę (śmiech).
Moja nauczycielka była starsza ode mnie o osiem czy dziesięć lat, a ja miałem siedem. Byłem zakochany, a ona była piękna. Przynosiłem jej malinową mambę
Szczęściara.
Sławek Uniatowski: Nie do końca. Po latach okazało się, że nie lubiła malinowej mamby (śmiech). Co do lekcji, w końcu stwierdziłem, że nie mają sensu, odzyskałem trzeźwość umysłu. Doszło do mnie, że uczenie się melodyjek z nut nie przynosi żadnego efektu. Zacząłem sam kombinować z akordami i chodzić do sklepów muzycznych, bo pozwalano mi tam czasem pograć. Właściciel jednego ze sklepów mówił wtedy, że grać mogę, ale lepiej, żebym nie śpiewał. Ostatnio napisał do mnie, że płyta „Metamorphosis” jest niesamowita i chciałby cofnąć swoje słowa. Potem były knajpy i granie w hotelach. Wymyśliłem sobie, że skoro lubię grać, a sklepy muzyczne się zamykają, to muszę znaleźć inne miejsca. Byłem na tyle dorosły, że mogłem łazić wieczorami. Chodziłem po hotelach w Toruniu i najpierw pytałem, czy mógłbym sobie pograć, a potem – czy daliby mi za to jakieś pieniądze.
Dawali?
Sławek Uniatowski: Miałem 16 lat i dostawałem parę złotych za dwie godziny grania. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że być może kiedyś będę mógł żyć z tego, co sprawia mi najwięcej przyjemności. To był czas, kiedy ludzie podchodzili i pytali, czy mogę zagrać to czy tamto. Mówiłem, że spróbuję, i jakoś mi to wychodziło. I tak sobie żyłem w tych knajpach.
A śpiewanie?
Sławek Uniatowski: Jak wielu, debiutowałem na szkolnych apelach w repertuarze Bajmu. W 2000 roku w Toruniu powstało pierwsze karaoke. Śpiewałem tam najróżniejsze piosenki, bo słuchałem dużo radia, interesowałem się muzyką, miałem Encyklopedię Rocka Weissa. Uczyłem się ze słuchu, bez internetu, bo pierwszego laptopa kupiłem w wieku 27 lat. Zacząłem śpiewać piosenki i zauważyłem, że najlepiej wychodzą mi te melancholijne: Nat „King” Cole’a, Elli Fitzgerald, Arethy Franklin, Franka Sinatry, Tony’ego Bennetta, Queen.
W którymś z wywiadów powiedziałeś, że nigdy nie lubiłeś szkoły. Jak nauczyłeś się angielskiego?
Sławek Uniatowski: Od dzieciaka oglądałem filmy. Miałem zaprzyjaźnionego pana w wypożyczalni, widział, że jestem pasjonatem. Pamiętam, jak wypożyczył mi „Złego Porucznika” Abela Ferrary z Harveyem Keitelem. Sceny absolutne: bicie kobiety, seks i takie rzeczy…
W ten sposób pokolenie VHS poznawało świat.
Sławek Uniatowski: Oglądało się: „Pluton”, „Łowcę jeleni”. Nie jarałem się „Rambo” czy „Terminatorem”. Kochałem filmy z przepiękną muzyką. Ennio Morricone i jego „Dawno temu w Ameryce” – dzięki ścieżce dźwiękowej to jeden z moich ulubionych filmów
Pasujesz mi do bajek Disneya…
Sławek Uniatowski: O tak! Uwielbiam, zwłaszcza te najstarsze z przepięknymi muzycznymi motywami smyków. „Zakochany kundel”, „Bambi”, „Król Lew” są wzruszające, a ja jestem wrażliwym facetem.
A w międzyczasie kończyłeś szkołę gastronomiczną, przyjaźniłeś się z uznanymi muzykami, trafiłeś do „Idola” i kiedy byłeś na świeczniku, a twoje życie miało zmienić w pasmo sukcesów, zrezygnowałeś z nagrania płyty.
Sławek Uniatowski: Nic nie da ci gwarancji tego, że życie zmieni się w pasmo sukcesów. W programie zająłem drugie miejsce, po czym bez konsultacji podpisałem kontrakt, który nie pozwalał mi przez 10 lat robić tego, co chciałem. W tym czasie wielokrotnie się poddawałem, miałem, jak każdy człowiek, momenty zwątpienia. Wtedy ratowałem się muzyką. Robiłem projekty z hip-hopowcami, grałem na basie, klawiszach. Był też projekt „Poland Why Not”, z którym w 2008 roku wyjechaliśmy do Indii i Japonii. Nagraliśmy dwie płyty z piosenkami skomponowanymi przez nas i kompozytorów ze Stanów, m.in. ze Stevem Dorffem czy Jedem Feldmanem, którzy pisali dla Whitney Huston i Céline Dion. Tak powstało „Stay (I apologize)”, które grano w radiu. Ludzie myśleli, że śpiewa Elton John, a nie Polak (śmiech).
Po „Idolu” zrobiłem płytę, która ostatecznie nie wyszła. Dlatego w wieku 34 lat jestem debiutantem i wchodzę na rynek ze swoim materiałem
Miałeś 20 lat, to były czasy raczkujących talent shows, nikt nie wiedział wówczas, na czym one polegają.
Sławek Uniatowski: Bezrefleksyjnie wszystkim wierzyłem, byłem dość naiwny. Nadal jestem, ale w mądrzejszy sposób, bo wiele się nauczyłem.
Na następnej stronie dowiesz się, co było przyczyną fizycznej metamorfozy wokalisty, w co wierzy Sławek Uniatowski i dlaczego nie całuje się z dziewczynami na ulic
Kiedy wstaję ze złym nastawieniem, zmieniam nastawienie i świat jest piękniejszy. „If you wanna make a world the better place, take a look at yourself and then make a change”. MJ
Postawiłeś się wytwórni, za co zostałeś skazany na banicję.
Sławek Uniatowski: Nie, wszystko odbywało się świadomie i było moją drogą do celu. Po „Idolu” zrobiłem płytę, która ostatecznie nie wyszła. Zgodziłem się na to, aby ktoś napisał dla mnie piosenki, kiedy ja sam powinienem był to robić. Płyta już szła do tłoczni, była gotowa okładka, ale zdecydowałem, że jej nie wydajemy. I była to jedna z najlepszych decyzji, jaką podjąłem. Dlatego w wieku 34 lat jestem debiutantem i wchodzę na rynek ze swoim materiałem, którego jestem pewien i z którego jestem zadowolony.
To płyta bardzo zmysłowa, refleksyjna, miłosna. Mówisz, że to muzyka tła. Co to znaczy?
Sławek Uniatowski: To nie jest muzyka z windy czy ze SPA. Piosenki z „Metamorphosis” nie przeszkadzają, ale świetnie towarzyszą w wielu sytuacjach. Prace nad płytą trwały rok, ciężko było wszystkich zebrać, muzycy byli w rozjazdach. Pracowaliśmy z pianistą Rafałem Stępniem i Karolem Mańkowskim, który odpowiadał za miks i mastering. Wspólnie z Tomkiem Organkiem, Michałem Zabłockim i Januszem Onufrowiczem napisaliśmy teksty, z których jestem dumny. Gdybym chociaż raz poszedł na kompromis w niezgodzie ze sobą, płyta nie miałaby takiego dobrego odbioru.
Nie znalazłam ani jednej hejterskiej opinii na jej temat.
Sławek Uniatowski: Są, że jest za mało polskich piosenek.
To nie hejt. To niedosyt.
Sławek Uniatowski: Nie słyszałem żadnej negatywnej opinii, a jeśli słyszałem, to nie zapamiętałem. To nie jest płyta z oratoriami, gdzie Uniatowski pokazuje swoje zdolności wokalne, nie o to chodziło. To płyta prawdziwa, przemyślana, wydana na moich warunkach.
Tytuł płyty mimowolnie nasuwa skojarzenia z twoją fizyczną metamorfozą. Podobno przestałeś pić alkohol?
Sławek Uniatowski: Rzeczywiście był taki moment, że przestałem pić, bo stwierdziłem, że muszę zmienić swoje życie. Stało się to z dnia na dzień. Ale nie mam problemu z tym, żeby wypić dwie lampki wina i na tym poprzestać. Alkohol to są puste kalorie, a ja codziennie ćwiczę.
Twoja powierzchowność przyciąga zainteresowanie różnych mediów.
Sławek Uniatowski: Byłem bardzo zakompleksionym chłopakiem, który garbił się i przykrywał włosami – młody rockers na podobieństwo Jima Morrisona. Nie znosiłem sportu. Teraz też najchętniej przestałbym chodzić do siłowni i biegać. Niespecjalnie za tym przepadam, ale jak wpadnę w rytm, to przyznaję, sport potrafi być przyjemny. Zacząłem ćwiczyć dla zdrowia. Jestem wysokim facetem, mam ponad dwa metry wzrostu. Żeby nie być wielkim patyczakiem, musiałem „przypakować” (śmiech). Żeby się nie garbić, żeby wstać od fortepianu, być dumnym, godnie zaprezentować swoje rzeczy na scenie, żeby się siebie nie wstydzić, żeby siebie w pełni zaakceptować. Bo szczęście właśnie na tym polega. Akceptować siebie na tyle, żeby nie pozwolić innym na ocenianie i określanie, kim masz być. Ty masz wiedzieć, kim chcesz być. Jeśli masz jakiś problem, nie uśmiechasz się, bo masz krzywe zęby, to załóż aparat. Ludzi ogranicza wiele ułomności i kompleksów.
Bo szczęście właśnie na tym polega. Akceptować siebie na tyle, żeby nie pozwolić innym na ocenianie i określanie, kim masz być.
Nie boisz się, że pudelki cię rozszarpią?
Sławek Uniatowski: Nie jestem tabloidowym materiałem. Nie jestem celebrytą. Nie jestem pożywką, nie chodzę na bankiety, nie szlajam się po knajpach, nie całuję się z dziewczynami na ulicy, nie jeżdżę po pijaku…
Ale pokazujesz jak mieszkasz, co masz w szafie i co jesz. Gdzie są twoje granice?
Sławek Uniatowski: Majtek nie ściągnę. Pokazałem swoje mieszkanie, bo Łukasz Jakóbiak jest moim kolegą. Poza tym w materiale jest dużo muzyki, rozmawiamy tam o Zbyszku Wodeckim i Andrzeju Zausze. Pokazałem to, co najbardziej lubię, czyli muzykę. Jestem osobą prywatną, mam rodzinę, o bliskich absolutnie nie rozmawiam. Chcę ich bronić.
Raz do roku wrzucam zdjęcie z kotkiem. Rok się kończy, więc już czas. Zdjęcie wykonał w Maroko @arcadiusmauritzofficial. Kot przybłęda na czole miał czaszkę Punishera, należało to uwiecznić. #lovecats #thecure #cat #littlecat #kitten #punishercat #punisherskull #catman #scatman #koteczek #kotek
Powiedziałeś, że za wszystkie konflikty tego świata odpowiedzialna jest religia. W co wierzysz?
Sławek Uniatowski: Wierzę w dobro. Wierzę, że człowiek nie rodzi się zły. Zmienia go system, religia, otoczenie, w którym nie ma odpowiednich wzorców i stara się dorównać byle komu. Świat schodzi coraz bardziej na psy, bo nie mamy wzorców, a naszymi idolami są wykreowane internetowe postaci. Nie lubię, gdy ktoś mi mówi, w co mam wierzyć, słucham siebie.
Agna Karasińska
O płycie „Metamorphosis”
Już w wieku 13 lat zaczął komponować piosenki. Przez lata zagrał mnóstwo koncertów, w czasie których dał się poznać jako genialny wokalista o głosie porównywanym do Franka Sinatry.
Świetnie czuje się w jazzie, soulu i ambitnym popie – i taka jest jego pierwsza długo oczekiwana autorska płyta „Metamorphosis”. Genialnie zaśpiewana, zmysłowa, z pięknymi melodiami, których nie da się zapomnieć. I z mądrymi tekstami, za które odpowiadają Tomasz Organek, Janusz Onufrowicz, Michał Zabłocki i Sławek Uniatowski (mat. pras.)
Mii 11 lipca, 2018
Dzięki za wywiad. Uniatowski z zasadzie nigdy nie powiedział dlaczego płyta,którą nagrał dla wytwórni nigdy nie ukazała się, czy utwory były tak nielubiane przez niego ze względów artystycznych,czy też problemem było to,że nie były przez niego skomponowane. Nowa płyta jest świetna, ale niektóre utwory są tak zaaranżowane,że wydaje się że muzycy mówią : słuchajcie jak pięknie gramy, a nie: słuchajcie jaki piękny głos ma Uniatowski, a to ten unikalny głos powinien być wyeksponowany, natomiast aranżacja ,to tylko background. Nie chodzi o oratorium,ale szkoda przytłaczać wspaniały głos i jego możliwości. No,tak, on nie rozmawia o rodzinie,ale znajomi rodziny obrabiają mu tyłek na forach nie przebierając w słowach.
Gr 12 lipca, 2018
No
Maria 30 stycznia, 2022
Smutne,co Pani pisze ,dobrze że chroni rodzine