Thursday, December 5, 2024
Home / Styl życia  / Sharing economy, czyli poliamoria pieniędzy

Sharing economy, czyli poliamoria pieniędzy

Filozofia millenialsów nie przestaje zaskakiwać. Niby wygodniccy, ale oszczędni. Czyżby znaleźli złoty środek – sharing economy?

Zróbmy to razem! / fot. Kaboompics

Millenialsi to dziś jedna z najbardziej fascynujących grup społecznych. Zamiast pracy w korporacji wybierają własny biznes hand made, zamiast prawa jazdy – rower i autobus, a zamiast wakacji all inclusive – błoto na festiwalu muzycznym albo noclegi u obcych ludzi. Zamiast produktów dużych brandów kupują dzieła niszowych start-upów. Choć ich możliwości nabywcze dopiero się rozpędzają, to już wpływają na rynek i ekonomię. Ukuło się nawet nowe określenie: sharing economy. Ekonomia współpracy

Millenialsi, pokolenie Y

Wiele momentów współczesnej historii możemy uznać za takie, które przyniosły zmiany. Tym, który wyraźnie wpłynął na życie młodego pokolenia, był upadek Lehman Brothers i następujący po nim kryzys finansowy. Tak – rok 2008 pokolenie Y powinno mieć w pamięci. To wtedy okazało się, że świat permanentnego wzrostu gospodarczego nie jest możliwy. I że nie wszyscy mogą być piękni, beztroscy i bogaci. I tak – nie wszyscy będą mieszkać w 100-metrowych apartamentach.

Młode pokolenie już wie, że – ponieważ przyjdzie im żyć w czasach gospodarczo niepewnych – będzie biedniejsze od swoich rodziców, dorastających w czasach kwitnącego kapitalizmu. N

ie na wszystko młodzi będą mogli sobie pozwolić, choć do tego przyzwyczaiły ich okoliczności. Dochodzimy bowiem do paradoksu, bo millenialsom od urodzenia niewiele w życiu brakuje. To pokolenie, które – dzięki ciężkiej pracy rodziców – ma wszystko, zanim zacznie dorosłość. I dlatego gdy dorasta, zaczyna zadawać pytania: czy o zdobycze rodziców na pewno warto było walczyć? A może da się inaczej?

Zobacz też: Depresyjni Millenialsi: Pokolenie słabszych czy bardziej świadomych?

Sharing economy

Zapytaj millenialsa, jakimi taksówkami jeździ po mieście, a nie zrozumie pytania. Zapytaj, w jakich nocuje hotelach – będzie podobnie. Odpowiedź na pierwsze pytanie to Uber, a na drugie AirBnB. Czyli usługi transportowe i hotelowe oferowane nie przez ustrukturyzowane korporacje, lecz tzw. zwykłych ludzi. Jadę na zakupy do supermarketu na obrzeżach – mogę więc kogoś zabrać. Zaoszczędzimy zasoby naturalne i przestrzeń w mieście. Mam wolny pokój? Dlaczego go nie wynająć turystom? Millenialsi, bombardowani od najmłodszych lat katastroficznymi informacjami na temat ekologii, wiedzą, że choć jeżdżenie do pracy autem może i bywa wygodne, to w perspektywie nieco szerszej i tak się nie opłaca. I nie chodzi tylko o ekologię, ale o finansowanie samochodu i konieczność wzięcia za nie odpowiedzialności. Wybierają więc alternatywy. Tak często, jak mogą. Tam, gdzie mogą, chcą działać po swojemu.

Na czym polega ekonomia współpracy

Sharing economy to rozwiązania szyte na miarę potrzeb pokolenia Y. Bardziej swojskie, lokalne, osobiste, owiane aurą niepowtarzalności i oryginalności, co tak bardzo kochają millenialsi. Z punktu widzenia rynku polega to na rozbiciu klasycznego układu producent=>klient. W ekonomii współpracy, trochę jak w dobrej hippisowskiej komunie, wszystko staje się trochę wspólne, a „odbiorca” ma większą kontrolę nad rzeczywistością, którą finansuje. To poszukiwanie rozwiązań innych niż te znane z telewizji i reklam prasowych. Niekoniecznie najwygodniejsze, ale z pewnością wyjątkowe, często jednorazowe i z pewnością tańsze.

XXI wiek i najnowsze zdobycze technologii sprzyjają zapotrzebowaniu na powyższe usługi i to zapotrzebowanie współtworzą. Ilość aplikacji umożliwiających kontakt między zupełnie nieznającymi się osobami, które chcą razem coś zdziałać i zmniejszyć koszty, rośnie z dnia na dzień. Wystarczy wymienić BlaBlaCar, Traficar, PolakPotrafi, Wspieram. Czy światowe AirBnB i Yerdle.

Przykłady sharing economy

Dobrym przykładem będzie tzw. crowdfunding. Czyli zbiorowe finansowanie cudzego pomysłu. Wrzucasz do internetu informację, że marzysz o założeniu strony internetowej o hodowaniu kaktusów. I potrzebujesz na to 10 tys. zł. Zatem zaczynasz prosić i udostępniać newsa w social media. Prosisz znajomych. Znajomych znajomych i ich znajomych. Wieść się niesie po sieci, a wraz z nią na twoje konto wpływają kolejne złotówki. W końcu dobijasz do tych upragnionych 10 tys. – ty masz portal, a twoi sponsorzy poczucie, że wsparli zacną sprawę.

Carsharing z kolei to wspólne użytkowanie samochodu, czyli np. kupno auta na pół z sąsiadami lub korzystanie z usług typu Traficar – czyli wynajmowanie samochodu na godziny. Carpooling to umawianie się z nieznajomymi na wspólny przejazd, często za granicę lub do pracy.

Couchsurfing to dzielenie się swoim domem, czyli sposób na tanie podróżowanie i poznawanie nowych ludzi i kultur.

Coraz modniejsze i powszechniejsze stają się portale umożliwiające użytkownikom wymianę dóbr bez czynnika pieniężnego. Na przykład wysprzątam ci ogród, jeżeli wyprowadzisz mojego psa. Potrzebujesz patelni? Pożycz ją ode mnie, ale w piątek udostępnij mi mikser.

Sharing economy to zgoda na brak permanentnego dostępu do rzeczy, to także próba powrotu do idei lokalnej wioski, w której wszyscy się znali i korzystali z umiejętności współtowarzyszy. Teraz tylko wioska stała się globalna, a pertraktacje odbywają się za pośrednictwem internetu.

Zobacz też: Dlaczego warto zaprosić nieznajomego do swojego domu. Tajemnice couchsurfurów i opinie na temat couchsurfingu

Poliamoria rzeczy

Ekonomia współpracy to wiara w małe gesty i drobne wybory. W zakupy bezpośrednio u producenta, skracające długą drogę kapitalistycznych transakcji. Wsparcie drobnych przedsiębiorców. To także świadomość, że ten mikser, który masz w szafce, przez większość czasu pokrywa się kurzem. Gdyby korzystały z niego jeszcze dwie inne rodziny – straciłaby na tym jedynie produkująca je korporacja, ty nie.

Drugą stroną tego medalu jest socialmediowe budowanie ułudy wpływu i zaangażowania. Sharing economy to kochanka internetu. Splecione ze sobą w idealnym uścisku. Nie wszystko jednak można robić wirtualnym przelewem lub poprzeć „lajkiem”. Tegoroczny Czarny Protest – czyli akcja przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej – w znacznym stopniu toczył się właśnie w mediach społecznościowych. Użytkownicy i użytkowniczki udostępniali swoje zdjęcia profilowe, opisując je hashtagiem #czarnyprotest. Liczby postów przekraczały dziesiątki tysięcy. Na ulicach – z wyjątkiem Czarnego Poniedziałku – ludzi było zdecydowanie mniej. Kliknięcie daje wrażenie współuczestnictwa. W imprezach publicznych, ważnych wydarzeniach, wyborach politycznych itp.

Czy zatem millenialsi, choć pełni dobrych intencji i wiary w oddolne działania, są w stanie sami coś zmienić? Czy sharing economy jest w stanie coś zmienić? Wiara we wspólnotę jest pełna dobrych intencji, jednak trudno stwierdzić, czy we wszystkich obszarach jest możliwa do zastosowania. Trochę jak związek poliamoryczny – nie jest dla każdego.

Życie bez all inclusive

Ekonomia współpracy to odpowiedź na kryzys, na przesyt społeczeństwa dobrobytu i konsumpcji, a nie ideologia. Millenialsi to pokolenie często rezygnujące z prostego wygodnictwa, jeżeli wymaga ono zbyt dużego kompromisu. Praca? Tak, ale tylko ta niekolidująca z pasjami. Związek i rodzina? Tak, ale tylko gdy daje satysfakcję. Pokolenie Y woli mieć mniej, koncentrując się na przeżyciach, gromadzenie rzeczy uznając za archaiczne. Żyjąc według własnych zasad i w zgodzie z przekonaniami, millenialsi wolą spać na cudzej kanapie niż w pięciogwiazdkowych hotelach. Ta możliwość to nie tylko szansa, by zapłacić mniej, ale przede wszystkim to okazja, by zrobić coś po swojemu. Żyć niestandardowo, bez all inclusive.

Anna Petelenz

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ