Seks i inne choroby cywilizacyjne
– Kobieca literatura? Co to, to nie! – przekonuje autorka
– Kobieca literatura? Co to, to nie! – przekonuje autorka.
Książka Seks i inne choroby cywilizacyjne Marty Płusy opisuje przeplatające się historie trzech koleżanek, z których każda zmaga się z jakimś uzależnieniem. Jedna z nich jest uzależniona seksualnie od mężczyzny, który leczy się psychiatrycznie. Wszelkie próby uwolnienia się od niego są nieskuteczne i wreszcie kończą się pobiciem. Druga z koleżanek nie widzi szans na znalezienie dobrej pracy w naszym kraju. Wpada w depresję, którą leczy chorobliwą masturbacją. Trzecia jest dziennikarką, która obsesyjnie stara się być idealna. Zapada w nowoczesną odmianę anoreksji, która charakteryzuje się obsesyjnym zdrowym odżywianiem i niewielką ilością przyjmowanego pokarmu.
Marta Płusa w swoich tekstach wydaje wojnę stereotypom myślowym o kobietach. Krok po kroku przełamuje je pokazując, że oczekiwania otoczenia to jedno, szczęśliwe i spełnione uczuciowo życie to drugie. Skutecznie więc zawraca kobiety z wydeptanej kuchennej ścieżki i odbiera klasyczne, polskie kuchenne artybuty kobiecości, zastępując je poczuciem własnej wartości, możliwością wyjścia poza stereotypy płci w sferze seksu i przede wszystkim wolnością umysłu. Wszak to od niej zaczynały się wszelkie rewolucje.
– Pewne wydawnictwo odpowiedziało mi (co jest czymś świetnym, ponieważ zazwyczaj wydawnictwa nie uzasadniają swoich decyzji, ale dlatego to zrobili, ponieważ recenzowałam ich książki), że gdyby moją książkę napisał mężczyzna, to oni z chęcią, by ją wydali, jednak nie zrobią tego, ponieważ nikt nie sięgnie po tego rodzaju literaturę, którą napisała kobieta – mówi autorka. – Podobnie było z J.K.Rowling – wydawca doradził jej, żeby podpisywała się inicjałami, ponieważ obawiał się, że mniej czytelników sięgnęłoby po książkę, którą napisała kobieta. Mało który chłopiec utożsamiałby się z 10-letnim czarodziejem, którego wykreowała autorka – tak swoją decyzję uzasadniał wydawca książek o „Harrym Potterze”. Tak faktycznie jest: statystycznie rzecz biorąc po kobiecych autorów sięgają głównie kobiety, zaś po męskich zarówno czytelniczki jak i czytelnicy. Dlaczego boimy się sięgać po książki napisane przez kobiety? Bo uważamy, że kobiety będą pisały w sposób przesłodzony i naiwny? Bo kiedy słyszymy „literatura kobieca”, mamy na myśli powieści miłosne i harlequiny – mówi Marta Płusa.