Małgorzata Majewska: Sekrecia wizja świata
Ciesz się życiem i nie wiń za to, że inni nie mają takiej możliwości.
Sekret jest koniem. Waży pewnie ok. 500 kg. Ma jednego wroga na świecie: reklamówkę. Szczególnie tę w wersji białej, tzw. jednorazówkę. Gdy widzi taką, zadzierzgniętą na wiejskim płocie, wpada w popłoch, biegnie na oślep albo zamrożony staje w miejscu. W obliczu przedmiotu, którego wagę rzeczywistą można uchwycić w gramach
Drobiazg, ktoś powie. No nie. Bo podejrzewam, że wczorajsze dwie godziny jazdy w terenie były dla Sekreta horrorem. Akurat w ten poranek w okolicznych wioskach wypadł czas wywożenia śmieci. Sekret napotykał więc całe oddziały wrogów na swojej trasie. Były worki żółte, niebieskie, czerwone, wystawione przed każdym domem. Czyhała też na niego potężna śmieciara, dybiąc na jego ciężki koński los. Dwie godziny strachu dla Sekreta plus dwie godziny mojej uważności na to, co ten strach może w nim wywołać i jak go przed tym uspokoić. A mogło być tak pięknie, gdyby worki na śmieci pozostały workami na śmieci.
Na kolejnym spotkaniu Miasta Kobiet słuchałam Janiny Ochojskiej. Opowiadała o biedzie, głodzie oraz bezsilności wobec sytuacji kobiet i dzieci w rejonach ogarniętych wojną. Mówiła o trudnych wyborach, o tym, na co przeznaczyć pieniądze, komu dać, jednocześnie komuś innemu nie dając. Po tej rozmowie była kolejna. Z Ewą Issą Tifaret, przepiękną kobietą, która na Bali uczy sztuki transcendentalnej. Znałam Issę wcześniej, z opowieści. Budziła we mnie bardzo pozytywne emocje.
Ale tego dnia coś się wydarzyło. Gdy Issa, zaraz po Janinie Ochojskiej, zaczęła mówić o rozwoju duchowym i intuicyjnym malowaniu, coś we mnie wybuchło. Jakaś fala złości się rozlewała i zatrzymać nie mogła. Co ona opowiada o rozwoju duchowym, jak ludzie na świecie umierają z głodu, biedy i brudu? Po spotkaniu odprowadzałam Janinę Ochojską do samochodu. W drodze wróciła do tematu Czeczenii, Sudanu i swojego poczucia bezsilności wobec pewnych spraw.
Do domu wróciłam późno. Zrobiłam zieloną herbatę i usiadłam na tarasie. Tak. Mam dom i taras. I pełną lodówkę. Ale tłukła się we mnie wątpliwość – skoro wszystko, co myślimy i mówimy o świecie, mówi tak naprawdę coś o nas samych i naszych schematach odbioru świata, to o czym mi mówi ta sytuacja? Przecież prywatnie Issę cenię i szanuję. Co w takim razie zdarzyło się w tej pozornie neutralnej sytuacji spotkania różnych kobiet, zajmujących się różnymi aspektami życia?
Marzeniem mojego taty była bułka z kiełbasą, która odrasta. Urodził się w 1945 r., we wrześniu, czyli babcia była w ciąży jeszcze w czasie wojny. Gdy potem ja byłam już na świecie, babcia Ania zawsze, po zakończeniu mocno konsumpcyjnej wigilii, proponowała mi dwa jajka na miękko, bo „Gosia na pewno głodna jest”. Drugą babcię, też Annę, która po wojnie wychowała czwórkę dzieci, pamiętam wyłącznie w kuchni. Całe dzieciństwo u dziadków to upocona babcia w fartuchu, gotująca coś na ogromnym piecu.
Byłam już dorosła. Pewnego dnia tata przyszedł w odwiedziny. Miałam upieczoną blachę ciasta, ale nie chciało mi się szukać czystego talerzyka. Postawiłam więc na stole brytfankę z odkrojonym kawałkiem sernika. Tata siedział aż do ostatniego okruszka. Zjadł cały. Pod koniec życia, już mocno otyły, nadal nie potrafił zostawić jedzenia na drugi dzień. Jadł, dopóki było.
Idę do sklepu. Kupuję sos sojowy. Biorę dwa opakowania. Po co mi dwa? Jedno wystarczy. A gdy zabraknie, sklep jest blisko. Wystarczy. Nie trzeba na zapas. Nie zabraknie. Nie trzeba dziesięciu podkoszulków za okazyjną cenę. Jeden w regularnej wystarczy. Mnie wystarczy. To im brakowało. Jak mnie brakuje, to mogę zarobić, kupić, uzupełnić. Mogę zjeść. Tyle, ile potrzebuję. Jedząc podwójnie, i tak nie zaspokoję głodu mojego taty. Nie wynagrodzę mu tego deficytu. Nie nadam sensu temu, że jemu, moim dziadkom czy komukolwiek było ciężko. Bo wojna. Bo bieda. Bo brak wykształcenia i możliwości zarobienia.
Zrobiłam doktorat. Przygotowuję habilitację. Obie babcie miały wykształcenie podstawowe. Mogę podróżować. Mogę czuć swoją seksualność. Moje babcie nie mogły. Bo wojna. Bo brak antykoncepcji. Bo taka, a nie inna rola kobiety. Ktoś powie: były inne czasy. Czym ty się przejmujesz? Sęk w tym, że pozornie się nie przejmuję. To byłoby przecież absurdalne – siedzę w restauracji z przyjaciółmi, i co? Zamawiam dwie zupy, bo jem za głodną babcię i jeszcze deser, bo tata w dzieciństwie nie miał słodyczy? Bo dziadek, który był listonoszem, niósł tacie lody przez całe miasto? Oczywiście jak doniósł, to lody się do niczego nie nadawały, więc ja teraz zjem cały ich zapas na krakowskim Kazimierzu? Nikt nie jest tak głupi, żeby to robić. A może niewiele osób jest tego świadomych, że właśnie tak robi? Że trzyma stare ubrania, bo kiedyś się przydadzą? Kupuje za dużo jedzenia i potem wyrzuca? Oszczędza na ogrzewaniu w zimie, ale za to wydaje krocie na batoniki i ciasteczka? Bo lojalność wraca. Upomina się o siebie. Gdy ktoś biedny nagle się wzbogaci, to rzadko kiedy utrzymuje te pieniądze, jakoś się rozchodzą. Bieda psychologiczna to się nazywa.
I ja tę lojalność wobec biednych i bezsilnych, lojalność, która ogranicza i której moi przodkowie wcale ode mnie nie oczekują, ulokowałam w opowieściach Janiny Ochojskiej. A przecież nie cały świat wtedy głodował. Ale trzeba było się na kogoś pozłościć, więc Issa dostarczyła mi bohaterek, które jadą na Bali i mają odwagę cieszyć się życiem, gdy „moje babcie” są głodne. Oszalałam? Może i tak, ale w takim razie czy aby na pewno ci, którzy ważą o 30 kg więcej albo zachowują się autodestrukcyjnie, gdy im się w życiu zaczyna układać, na pewno robią to z racjonalnych powodów?
A jak się to ma do Sekreta? Racjonalnie reklamówka jest dla niego pyłkiem. Nic mu nie może zrobić. Nie twierdzę też, że konie myślą głębokim Jungiem. Tylko że realnie ta reklamówka zmienia życie Sekreta, mimo że obiektywnie mu nie zagraża. Że takie przekazy rodzinne w postaci lęku, że zabraknie, wpływają na konkretne zachowanie – na chomikowanie niepotrzebnych rzeczy czy nocne obżeranie się. Że przekazy rodzinne, dzielące kobiety na pracowite, które harują całe życie na rodzinę, i leniwe, które się nudzą, wpływają na to, że kobietom chcącym się uwolnić od tych ograniczających szablonów dostaje się za nie swoje.
Małgorzata Majewska