Ania Trzebiatowska – Kino okiem kobiety
Ania Trzebiatowska, dyrektor artystyczna Festiwalu PKO Off Camera opowiada „Miastu Kobiet” o trudnych kobiecych rolach w typowo męskim zawodzie.
![](https://www.miastokobiet.pl/wp-content/uploads/2015/04/Ania-Trzebiatowska-i-Costa-Gavras_fot_Gazeta-Wyborcza.jpg)
Krytykiem kina być nie chce. Niż wytykać błędy, woli pokazywać dobre filmy. Ania Trzebiatowska, dyrektor artystyczna Festiwalu PKO Off Camera opowiada „Miastu Kobiet” o trudnych kobiecych rolach w typowo męskim zawodzie.
Miasto Kobiet: Kathryn Bigelow, jedyna kobieta, która otrzymała Oscara za najlepszą reżyserię, to przykład z kina mainstreamowego. Ale czy kino to aby nie świat zarezerwowany dla mężczyzn?
Ania Trzebiatowska: Pokutuje przekonanie, że pewne zawody są męskie, a inne żeńskie. A niełatwo jest walczyć z uprzedzeniami, że mamy ograniczenia fizyczne albo że w pewnym momencie życia możemy zostać matkami. Z drugiej strony, jesteśmy dużo bardziej zdeterminowane i wytrzymałe. Wiem to z doświadczenia, dlatego uważam, że kobiety są fantastycznymi producentkami, świetnymi reżyserkami, scenarzystkami czy montażystkami. Najważniejsze to robić coś, co się kocha i w co się wierzy.
Miasto Kobiet: Najlepszym przykładem jesteś ty. Pracowałaś w BBC, produkujesz filmy, zasiadasz w jury międzynarodowych festiwali. Co oprócz ciężkiej pracy jest istotne, by móc sięgać tak wysoko?
Ania Trzebiatowska: Dla mnie zawsze ważna była przede wszystkim ciekawość świata oraz to, żeby się przemóc i pokonać strach. Bardzo się bałam wyjazdu na studia do Londynu i pracy tam. Ale było warto.Najważniejsze, by pomimo lęku przed nieznanym odważyć się go zasmakować. Istotne jest dla mnie nawiązywanie kontaktów i szacunek dla ludzi. Nigdy nie wiadomo, kto może poprosić cię o pomoc czy zaoferować współpracę. Jeśli ma się z kimś chemię, to należy to pielęgnować. Dana Sallitta, którego film wyprodukowałam, poznałam w Krakowie, dzięki mojemu przyjacielowi Michałowi Oleszczykowi. Fakt, że Dan powierzył swój film osobie, która miała niewielkie doświadczenie produkcyjne, był dla mnie ogromnym wyróżnieniem i sprawił, że uwierzyłam, że naprawdę jestem w stanie to zrobić.
Miasto Kobiet: Planujesz rozwój kariery jako producent?
Ania Trzebiatowska: Nie mówię nie. Ale już teraz wiem, że to trudna, odpowiedzialna i niewdzięczna praca. Scenariusz Dana bardzo mi się podobał i wierzyłam w ten projekt. Ostatnio zaangażowałam się w produkcję dyplomu znajomych z NYU. Traktuję te projekty jako wyzwanie, ale też odskocznię.
Miasto Kobiet: A skąd pomysł studiów w Londynie i pracy w BBC?
Ania Trzebiatowska: Zawsze lubiłam Londyn i skorzystałam z wymiany studenckiej. Gdy już znalazłam się na miejscu, okazało się, że zajęć jest niewiele, więc zaczęłam szukać praktyk. Postanowiłam mierzyć wysoko, dlatego aplikowałam do BBC, i się udało. Jeszcze w trakcie nauki zgłosiłam się też na kurs dziennikarski prowadzony przez British Film Institute i magazyn „Sight & Sound”. Zakładałam, że nie przyjmą kogoś, kto nie jest nativem, ale udało się, dlatego zostałam w Londynie. Potem zaczęłam pracę w produkcji, zainteresowałam się montażem oraz uświadomiłam sobie, że krytyka filmowa to nie profesja dla mnie.
Miasto Kobiet: Dlaczego?
Ania Trzebiatowska: Męczy mnie tendencja do odreagowywania frustracji, często widoczna w recenzjach krytycznofilmowych. Rzadko oceniany jest film, który recenzent widział, częściej autorzy piszą o sobie albo o tym, co chcieli zobaczyć. Cenię magazyny takie jak „Sight & Sound” za ich profesjonalizm i za to, że komedie romantyczne recenzuje tam osoba, które je lubi i zna się na nich. W Polsce z upodobaniem pisze się o filmach, które się nie podobały, i recenzenci prześcigają się w złośliwościach i zgryźliwych komentarzach. Ale oczywiście nie brakuje u nas świetnych, profesjonalnych krytyków, którzy kochają to, co robią. Jednak to nie na moje nerwy, to bardzo ciężki zawód. Może gdyby był większy szacunek dla tej profesji, świadomość, że to jest sztuka, warsztat i wiedza, to byłoby inaczej.
Miasto Kobiet: Podobnie ze scenopisarstwem, to równie ciężki zawód, do tego bardzo samotny.
Ania Trzebiatowska: I taki sam problem z brakiem szacunku dla tego zawodu. W Polsce reżyserzy często sami piszą sobie scenariusze, co nie zawsze jest dobrym pomysłem. Są oczywiście liczne, chlubne wyjątki, ale przecież to dwa odrębne zawody. Dlaczego „Bogowie” to bardzo dobry film, ale też hit box office’u? Dlatego, że ma świetny scenariusz. Potrzebujemy więcej scenarzystów z prawdziwego zdarzenia, bo jeden Krzysztof Rak niestety nie wystarczy.
Miasto Kobiet: Wróćmy do twojego zawodu. Jako dyrektor artystyczna jednego z największych międzynarodowych festiwali kina niezależnego decydujesz, co widzowie zobaczą…
Ania Trzebiatowska: Staramy się przywozić filmy, które nas (programerów – przyp. red.) zachwyciły, a co do których wiemy, że nie będzie łatwo zobaczyć ich w Polsce. Wiem, że widownia docenia produkcje, które prezentujemy. Na pewno nie jest to sztuka dla sztuki. Widzowie pytają, szukają, czekają na filmy, a to napełnia nas radością.
Miasto Kobiet: Co zatem zobaczymy podczas tegorocznej edycji festiwalu?
Ania Trzebiatowska: Zeszłoroczny eksperyment, czyli sekcja serialowa „HBO: Mały wielki ekran” powróci, ponieważ spotkała się z ogromnym zainteresowaniem. Przedstawimy sylwetki kreatorów mody, ale również opowiemy o modelingu czy fotografii modowej. „Dior and I” to fantastyczny dokument o nowym szefie domu mody Diora. Będzie też obraz opowiadający o jednym z najbardziej znanych domów handlowych w Nowym Jorku, „Scatter My Ashes at Bergdorf’s”. Ponadto zaprezentujemy najciekawsze niezależne produkcje początkujących twórców z całego świata, które powalczą o Krakowską Nagrodę Filmową. Odbędzie się Konkurs Polskich Filmów Fabularnych oraz liczne projekcje, spotkania czy koncerty.
Rozmawiała Alicja Szyrszeń