Monday, October 7, 2024
Home / POLECAMY  / O tym, jak psychologizujemy relacje i czy można uprawiać seks na pierwszej randce (rozmowa z ekspertką)

O tym, jak psychologizujemy relacje i czy można uprawiać seks na pierwszej randce (rozmowa z ekspertką)

Rozmowa z Mają Kamińską, ekspertką z dziedziny seksu i komunikacji

Maja Kamińska psycholożka

Maja Kamińska – ekspertka od komunikacji, psycholożka i seksuolożka

O co chodzi z nowoczesnymi relacjami i jak się w nich nie pogubić? „Mamy tendencję do psychologizowania i diagnozowania ludzi” – mówi Maja Kamińska, psycholożka i seksuolożka. O tym, dlaczego red flagi źle nam robią i czy można uprawiać seks na pierwszej randce, zgodziła się opowiedzieć w rozmowie z redakcją Miasta Kobiet. 

Czy uważasz, że obecnie ciężej jest budować relacje romantyczne, niż kiedyś?

Myślę, że mamy obecnie dwa pokolenia. Jedno, to młodsze, to jest pokolenie „tinder, wybór, mogę seks, mogę odejść” a drugie, starsze, w klimacie „nie mogę odejść, bo nie wypada”. Myślę, że to nowsze pokolenie, częściej i łatwiej przerywa relacje. Ale też zauważyłam, że dużo par przychodzi obecnie na terapię w wieku 23-25 lat. Gdy ja miałam tyle lat, nie przyszłoby mi do głowy żeby iść na terapię dla par. A sam temat aplikacji randkowych pojawia się bardzo często, on mocno ewoluował.

Odnoszę wrażenie, że tyle się mówi ostatnio o tej komunikacji, że powstała nowa rzecz, którą ja nazywam pseudo komunikacją. Ludziom bardzo na tym zależy, żeby pokazać, że są komunikatywni, że są zdrowi w relacjach, że nie są toksyczni. Stosują więc taką pozorną komunikację, z której jednak niewiele wynika, zauważyłaś?

Bo to, że oni próbują się komunikować, to nie znaczy, że zostawiają tam miejsce na usłyszenie drugiej osoby. Ludzie trochę za bardzo przechylają się na stronę skupienia na sobie i tylko na sobie. Więc nie słyszą i nie dostrzegają komunikatów tej drugiej strony. Nie zostawiają przestrzeni na „Hej, czy mnie usłyszałaś?”, „Jak zrozumiałeś to, co powiedziałam?” i tak dalej. Miałam kiedyś pacjenta, który powiedział mi, że chciałby pójść na terapię, ale z drugiej strony chciałby jednak zostać w empatii do ludzi. Bo mu się tak kojarzyło, że jak pójdzie na terapię, to będzie patrzeć już tylko na siebie i na to, co jest dla niego dobre. I myślę, że wiele razy się tak dzieje. „Ja, moje jest ważne”, a reszta idzie w odstawkę.

 

 

 
 
 
 
 
View this post on Instagram
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

A post shared by Maja Kamińska | Psycholog od seksualności 🐚 (@mgrmajakaminska)


Mamy skłonność do skrajności, prawda? Od jakiegoś czasu, głośno jest o zdrowym egoizmie, który jest bardzo ważny, szczególnie u kobiet, bo przecież nosimy ogromny bagaż pokoleniowy. Mówię o bagażu przyzwyczajeń i oczekiwań, jaki otrzymujemy po naszych prababciach i babciach, kobietach „usługujących”. Ale czasami ten egoizm przestaje być zdrowy.

Tak, kiedyś słowa „powinnam, muszę” zajmowały w słowniku kobiet zdecydowanie więcej miejsca niż „chcę, potrzebuję”. Potem wjechał temat zdrowego egoizmu i tego, żeby zwracać uwagę na swoje potrzeby. Ciężko jest nam utrzymać harmonię, zdarza się, że popadamy w skrajność z tym egoizmem, myląc go z dbałością o siebie i swoje potrzeby.

 

Polecamy:

Co mówi toksyczny partner? Specjalistka radzi: sprawdź, czy twój partner ma te cechy

 

Nasze usilne próby pozostania „zdrowym” w relacji często odbijają się też na jej budowaniu, prawda?

Ja myślę, że mamy przede wszystkim tendencję do etykietowania, a „red flagi” zrobiły nam dużą szkodę. Bardzo uogólniamy ludzkie cechy charakteru. Ostatnio, przykładowo, była faza na narcyzów. Poznajemy kogoś nowego, otwieramy poradnik i sprawdzamy: tutaj są cztery red flagi, takie, czy takie cechy się pokrywają. Więc to jest narcyz, dowidzenia.

Mamy tendencję do psychologizowania, diagnozowania ludzi na pierwszym spotkaniu. Mam wrażenie, że przesłania nam to otwartość na drugiego człowieka i nie próbujemy już dojść do tego, co kryje się pod tym, co zobaczyliśmy na pierwszy rzut oka. Zwróćmy uwagę na to, że idąc na pierwszą randkę, nigdy nie myślimy sobie „No nic, najwyżej pokażę się ze złej strony”.

Skoro już angażujemy swój czas i swoją emocjonalność, czy choćby zasoby finansowe, żeby się na tą randkę wybrać, to chcemy wypaść jak najlepiej i zostać polubieni, druga strona też zapewne tego chce. Chcemy się pokazać od najlepszej strony. Do tego dochodzi stres. Więc ja odradzałabym natychmiastowe badanie „red flagów” na pierwszym spotkaniu, bo ten stres dużo wnosi. Niejednokrotnie miałam pacjentów, którzy przed takimi pierwszymi spotkaniami ogromnie się stresowali, było to dla nich duże wyzwanie.

No tak, w końcu kto nie palnął czegoś głupiego, czy nie zachował się zupełnie nienaturalnie na pierwszej randce, niech pierwszy rzuci kamieniem.

No właśnie, przecież się jeszcze nie znamy, nie znamy swojego poczucia humoru. Podejdźmy więc do takiego spotkania z otwartością i świadomością, że ten człowiek z całą pewnością będzie inny niż my. Ale, że może tak czy siak, warto jest sprawdzić, co on ma nam do powiedzenia, zamiast od razu obwiesić diagnozami.

To psychologizowanie wiąże się chyba z tematem pseudo komunikacji. Mamy taką tendencję do nakładania dużego nacisku na poprawne relacje. Przez to, że bardzo chcemy rozumieć siebie i rozumieć innych, to czasem się gubimy. Próbujemy wejść w tą sferę rozumienia czegoś, lub kogoś za wcześnie, kiedy jeszcze nie nadszedł na to czas. Zależy nam na tym, żeby kogoś poznać, a mimo to, pierwsze co robimy, to diagnozujemy. Do tego dochodzi kolejna kwestia, czyli oczekiwania.

Kwestia oczekiwań jest poruszana przeze mnie notorycznie, głównie na spotkaniach z parami. Czasem ludzie mówią, że nie mają oczekiwań, ale to nigdy nie jest prawda. Nie da się nie myśleć o różowym słoniu. Ty miałaś oczekiwania wobec dzisiejszego spotkania ze mną, ja miałam oczekiwania wobec rozmowy z tobą. Ale kwestia jest taka, że świat niekoniecznie może odpowiedzieć na te oczekiwania. I nie trzymałabym się ich za sztywno. Bo gdy siada para, zestawia ze sobą swoje oczekiwania i okazuje się, że te oczekiwania są trochę inne, to nie znaczy, że muszą się od raz rozstawać. Nie rezygnujmy z siebie całkiem, ale bądźmy elastyczni.

 

Zobacz także:

Jak popracować nad związkiem w wakacje? Zobacz 5 ćwiczeń dla pary od lovefiterki

 

Powiedzmy, że druga osoba nie może spełnić naszych oczekiwań, a my zaczynamy czuć, że relacja jest jednostronna i że dajemy za dużo od siebie. Gdzie leży ta zdrowa granica? Do jakiego momentu powinniśmy starać się być elastyczni, a kiedy powiedzieć stop?

W relacji zarówno dajemy jak i bierzemy. I musimy pamiętać o tym, że między dawaniem i braniem, musi być równowaga. Nie jesteśmy w stanie być długo w relacji, w której jesteśmy tylko dawcą. To, że mamy potrzeby, to nie jest nic dziwnego. Jest to także częste pytanie osób żyjących z ludźmi chorymi na depresję. Co mam robić, jak być wsparciem.

Rola wspierającego też jest trudna, to nie jest tak, że decydujemy się, że będę obok choćby nie wiem co i zostanę w tej relacji. Bo wtedy, koszt ponosimy my sami. Tutaj też mamy naleciałość z przeszłości: „Ale on jest chory, no jak to tak, będziesz na siebie patrzeć?”. Jedna osoba jest zdiagnozowana, a druga cierpi, ale po cichu. Trzeba zwracać uwagę na swoje potrzeby, rozmawiać o tym, co czujemy, czego brakuje, dać sobie nawzajem na to przestrzeń.

Chyba że dotarliśmy do sufitu, gdzie druga osoba już zupełnie nie przyjmuje naszych komunikatów na temat potrzeb, co sprawia, że czujemy, że już nie jesteśmy w tej relacji razem. Wtedy ludzie albo zostają w relacji nieszczęśliwi, albo się rozstają. Wtedy też często przychodzą na konsultacje dla par, żeby popatrzeć na siebie od innej strony i zobaczyć, czy da się ten problem jeszcze rozwiązać. Mam wrażenie, że ludzie będąc w związkach, mają podejście, że ta druga osoba jest po to, żeby spełniać ich potrzeby. A tak nie jest. Bo fajnie, jak ta druga osoba chce je spełniać. Ale ogólnie, to sami jesteśmy odpowiedzialni za swoje potrzeby.

Zarówno w przypadku osób, które są w relacji, jak i u tych, które dopiero w nią wchodzą, jakie są sygnały, że nic z tego nie będzie?

Nie ma takich jasnych sygnałów, byłoby bardzo karzące jakbyśmy zrobili listę. Bardzo dużo osób o to pyta. Jest dużo filmików, tutoriali, które mówią „Jeśli on ma te cechy, to uciekaj”. A to tak nie działa. Ale jeśli mamy zdiagnozować swoją relację, sprawdzić, czy ona jest dla nas dobra, to zapytajmy siebie, czy moje potrzeby są spełniane. Czy ja się do czegoś nie zmuszam?

To jest tak, jak z seksem. Bardzo często się zdarza, że ktoś już dla świętego spokoju idzie ten seks uprawiać. Albo trochę tego kogoś boli, ale nie chce nic powiedzieć, żeby nie zepsuć atmosfery. Ta atmosfera i tak się zepsuje, gwarantuję ci to. Jeśli tak działa twoja relacja, to znaczy, że tak czy siak będziecie się oddalać. Mamy dalej problem z rozmawianiem.

Czasem przychodzą do mnie pary, które konie kraść by mogły razem, W takiej codziennej komunikacji, wygraliby z każdą inną parą. Ale gdy przychodzi do rozmowy na temat emocji, to już tego nie potrafią. Tak samo często dzieje się przy rozmowie na temat „brania” od drugiej osoby. Bo okazuje się, że łatwo się daje, a ciężej jest nie raz przyjąć. Są też dwa podstawowe problemy komunikacji. Jeden polega na tym, żeby powiedzieć na głos o tym, że jest mi z czymś nie okej. A drugi, żeby potem zakomunikować, jeśli dalej czujesz się nie słyszana. Często komunikacja zatrzymuje się na tym wyrażeniu problemu. Gdy już to zrobimy, boimy się dodatkowo podrążyć, powiedzieć „Hej, czuję, że mnie nie usłyszałeś”. Zamiast tego, usiłujemy komunikować się sygnałami, co nie zawsze się udaje.

 

 

 
 
 
 
 
View this post on Instagram
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

A post shared by Maja Kamińska | Psycholog od seksualności 🐚 (@mgrmajakaminska)

Jak możemy się bronić przed zranieniem?

Ja myślę, że jako ludzie, z jednej strony chcielibyśmy móc nic nie czuć, żeby przykre sytuacje się na nas nie odbijały, a z drugiej, każda emocja jest nam potrzebna. Myślę, że powinniśmy dać sobie takie przyzwolenie, że to jest okej, że zależy nam na czymś lub na kimś.

Pozwólmy sobie poczuć i przyjąć to, że po prostu ktoś nas zghostował, więc jest nam przykro. Bez większej filozofii. Nigdy nie będzie tak, że pomyślimy sobie „No super, odszedł”. Nie będzie tak, bo zależało mi na tym, bo się angażowałam, bo zakochałam się i jest mi okropnie przykro. I pewnie odreaguję to jakoś i będzie mi tak przykro jeszcze jakiś czas.

Ale ja jestem w stanie żyć sama. Przeżyć, realizować się. Może na początku będzie mi trudniej, bo ciąży mi ten smutek i strata innej osoby. Ale jestem w stanie to zrobić. A jeśli jest tak, że ktoś ze mną zerwał i ja czuję, że cały mój świat runął, jeśli ta druga osoba była mi potrzebna do przeżycia, bo czuję, że bez niej nie mam niczego, to warto się temu przyjrzeć. Zdecydowanie jest to sygnał, że trzeba się sobą zaopiekować.

Dużo ludzi, szczególnie mężczyzn, zajmuje takie stanowisko, że nie chcą relacji, tylko seksu. Czy faktycznie tak jest, czy to strategia obronna?

Za mężczyznami ciągnie się sraczka męskości. „Trzeba być twardym nie miękkim, chłopaki nie płaczą” itd. To bardzo karzące. Ten obraz „Jestem samcem, który im więcej zapłodni, tym lepiej” wydaje im się często lepszy niż obraz „Jestem samcem, który potrzebuje przytulenia”. A w gabinecie bardzo często spotykam się z tym, że mężczyźni jednak chcą tą relację nawiązać, zależy im na więzi i cierpią przez stereotyp, że mężczyźnie zależy tylko na seksie. Mają emocjonalność i uczuciowość, którą potrzebują wyrażać. Mimo wszystko, mężczyźni dalej mają mało przyzwolenia na mówienie o smutku, o potrzebie bliskości. O emocjach, które nie są złością. Więc często tą złością przykrywają inne emocje. Myślę, że mają też duży strach przed odrzuceniem.

Nie przegap:

„Jedyny powód dla którego się nie zabiłam był taki, że nie chciałam nikomu sprawiać problemu” Żałoba po samobójcy (prawdziwa historia)

 

Jak to jest z tym seksem? Czy rzeczywiście jest tak, że przytulanie powoduje większe przywiązanie niż seks?

Za wzmacnianie więzi emocjonalnych odpowiada m.in oksytocyna. A przytulanie podnosi oksytocynę na dłużej, niż orgazm. Ale nie bez powodu mówi się, że seks został stworzony dla uściślania relacji, dla podtrzymywania tego przywiązania.

Seks to nie jest tylko „włóż, wyciągnij”. Ważne jest także to, co dookoła niego. Przytulanie, buziaczek na dzień dobry i dowidzenia, powiedzenie sobie czegoś miłego, małe gesty – to wszystko buduje nasze przywiązanie i wyzwala oksytocynę. Bardzo to zaniedbujemy.

Na początku relacji, dajemy z siebie wszystko. Jesteśmy siebie ciekawi, jesteśmy dla siebie nowi. Im dłuższy związek, tym więcej trzeba zaangażowania, żeby nie zapominać o tych małych gestach. Wkrada się nam do relacji rutyna życia codziennego, natłok obowiązków, nieraz też dzieci. Więc trzeba pilnować tego, żeby zostawić partnerowi miłą karteczkę na dzień dobry, czy dać buziaka. Gdy w relacji jest mało zaangażowania, to ona się rozpada.

Mamy teraz taki klimat, że w początkowej fazie relacji narzucamy sobie, ile możemy z siebie dać, żeby nie być „za bardzo”. Często powstrzymujemy się, zastanawiamy, czy powinniśmy i czy możemy powiedzieć coś miłego, czy dać tego przysłowiowego buziaka w policzek.

Poparz, idziemy na randkę, wiemy, że nam zależy, ale udajemy, że nam nie zależy. A potem mamy pretensje do kogoś, że zachowuje się, jakby mu nie zależało. To jest taka lawina zastanawiania się, że odechciewa się z domu wychodzić. Robimy sobie tym krzywdę. Po drugiej stronie jest człowiek, jestem zainteresowana, chcę się z nim spotkać – to idę. I teraz mogę sobie zadać pytanie – czy ja chcę, żeby mnie odebrał jako osobę, która ma wywalone, czy jako osobę, która jest zainteresowana?

To są po prostu gierki, w które gramy i przez nie, nie jesteśmy sobą. Pytanie ile możemy nie być sobą i jaki to ma sens. Ja jestem mimo wszystko za tym, żeby być sobą. Bo przecież chcemy, żeby ta osoba polubiła mnie, taką jaką jestem. I to działa w obie strony. Ważne jest też to, że my również możemy kogoś zwyczajnie nie polubić. A jeżeli ja wycofuję się z relacji, czy to po pierwszym spotkaniu, czy później, to też jest taki moment na refleksję nad sobą.

Nie czuję się komfortowo z tą osobą i nie chcę dalej z nią iść w relację. Czy ja potrzebuję do tego uzupełnić listę red flagów? To jest takie trochę pytanie o pozwolenie, czy ja mogę tak czuć. Pierwsze spotkanie – nie pasowało mi? To nie. Po co drążyć? Co innego, kiedy za każdym razem wycofuję się po pierwszym spotkaniu. Wtedy trzeba się zastanowić, dlaczego się wycofuję, może robię to za wcześnie, może czegoś się boję. Jesteśmy bardzo krytyczni wobec siebie, krytyczni wobec innych i przede wszystkim, chcemy wszystko na szybko. A większość rzeczy związanych z relacjami potrzebuje czasu, poznania, interakcji itd. Jeżeli chcemy po jednym spotkaniu wiedzieć, czy to jest ta osoba, z którą będziemy mieć dzieci, dwa psy i konie, to może się nie udać.

 

 

 

 
 
 
 
 
View this post on Instagram
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

A post shared by Maja Kamińska | Psycholog od seksualności 🐚 (@mgrmajakaminska)

 A jak jest z seksem na pierwszej randce? Faktycznie psuje perspektywę dłuższej relacji, czy nie?

Myślę, że jeśli ktoś umówi się z tobą konkretnie dla seksu, to tak czy tak, raczej nie będzie chciał iść w relację. Mimo że zdarza się tak, że dana osoba po drodze zmienia zdanie. Ja to często słyszę, że nie można iść do łóżka za szybko, bo coś wygaśnie, albo ktoś sobie coś pomyśli. Ale wydaje mi się, że najważniejsze jest to, żeby działać w zgodzie z samym sobą. Słuchać swoich potrzeb. Bo jeśli czujesz, że chcesz iść do łóżka na pierwszej rance, to też jest okej. No i nie bać się o tym rozmawiać na tej randce – bo i dlaczego? Może być też tak, że po tym pierwszym razie okaże się, że to zupełnie nie jest to. W takiej sytuacji, ludzie często nie dają sobie szansy i nie wchodzą dalej w relację. Ale jeśli mamy dwójkę ludzi, która zabiega o siebie i dyskutujemy na temat, czy ich relacja ma większą szansę na przetrwanie jeśli będzie seks na pierwszej, czy na dziesiątej randce, to odpowiedź brzmi: Nieważne, czy ten seks pojawi się na pierwszej, trzeciej, czy dwudziestej randce, ta relacja ma taką samą szansę na przetrwanie. Przede wszystkim dlatego, że każdy z nas jest zupełnie inny, więc każda relacja także jest zupełnie inna. Tu dochodzimy do tematu normy relacji.

No właśnie, czy istnieje norma w relacji?

Nie istnieje jedna, uniwersalna i zalecana norma w relacji. To, że w moim związku normą jest, że mamy otwarty związek, a w innych związkach tak nie jest, to nie znaczy, że u mnie jest patologia. Dlatego, że to ja z partnerem ustalam w swojej relacji, co jest okej. I nikt z zewnątrz nie ma tu nic do gadania. Ktoś może mieć zupełnie inną relację niż moja, która też będzie dobrze działać. Wyjątek stanowią oczywiście relacje, w których występuje przemoc (fizyczna, psychiczna, ekonomiczna czy jakakolwiek inna), bo żadna przemoc nie mieści się w normie. Ale przez to, że relacje są różne, a my lubimy dawać sobie rady, to możemy zrobić sobie krzywdę.

Bo powiedzmy, że ja dobrze się czuję w relacji, wszystko jest okej, ale trzy przyjaciółki powiedziały mi, że ta relacja jest zła i żebym uciekała. I ja niby nie biorę tej rady do siebie, ale jednak mam ją w głowie i zaczynam się zastanawiać. Biorąc pod uwagę te porady i dodatkowe czynniki, nad którymi zacznę się teraz zastanawiać, kto wie, czy moja relacja nie rozpadnie się z tego tytułu.

Często zdarza się, że do mojego gabinetu przychodzą osoby, które mają wątpliwości co do swojej relacji. Mają obawy na swój temat, różne przemyślenia, które potrzebują rozpracować. Wtedy dobrym pomysłem jest umówić się na taką indywidualną konsultację i zobaczyć, co tam siedzi w środku i czy problem dotyczy jednej osoby i może być rozwiązany na terapii indywidualnej, czy może jest to rzecz do odesłania na terapię dla pary. My się bardzo porównujemy do innych. A nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego, czy jakaś relacja się uda, czy nie.

Zakopujemy się w zamartwianiu. A kluczem do sukcesu jest angażowanie się w relację na której nam zależy i robienie wszystkiego, żeby było dobrze, z uważnością i empatią, zarówno wobec siebie, jak i wobec partnera. Skupmy się na tym, czego potrzebujemy i co czujemy, ale też na tym, czego potrzebuje i co czuje nasz partner. Na komunikowaniu się, słuchaniu swoich potrzeb i wzajemnej współpracy. Miejmy na uwadze, że każda relacja może się rozpaść. Ale niech ta myśl nie będzie najważniejsza.

Na co dzień pasjonatka krakowskiego środowiska muzycznego, wokalistka i producentka. Dziennikarstwo ma we krwi, a jak zwykła mawiać, z genami nie wygrasz.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ