LILIANOOO! – recenzja „W szpilkach od Manolo”
Specjalnie dla Czytelników Miasta Kobiet, recenzję książki "W szpilkach od Manolo" przygotowała Ewelina Wasilewska.
Szpilki na nogi, drogie panie! W szpilkach nie tyle się chodzi, co wygląda; w szpilkach można podbić cały świat. Pod wysokim obcasem trzymała też swój świat Liliana Arciszewska, główna bohaterka powieści „W szpilkach od Manolo” Agnieszki Lingas –Łoniewskiej. W ogóle miała wszystko w życiu poukładane: dobrze płatną pracę, własne mieszkanie, samochód, trzy koty, singielka pełną parą!
Liliana, choć wolałam nazywać ją Lilką, bo pełna wersja jej imienia brzmi dla mnie zbyt pretensjonalnie w kontekście charakteru naszej bohaterki, idealnie wręcz wpasowuje się w schemat „chick lit”. Do owego schematu, który nakreśliłam co nieco wyżej, dorzucić trzeba trzy postrzelone przyjaciółki, wredną szefową – Lejdi – oraz nadopiekuńczą matkę usilnie próbującą wydać swoją córę za mąż. No i nie możemy zapomnieć jeszcze o przyjacielu z dzieciństwa, który jest gejem. A co najważniejsze, Lilka trwa w swoim singielskim stanie i jest święcie przekonana, że tak będzie jej najwygodniej. Tym bardziej, że w przeszłości jeden drań mocno nadszarpnął jej zaufanie, oszukał i złamał serce. Nie byłby to „chick-lit”, gdyby w tym momencie nie zjawił się mężczyzna, który to serce postanawia uleczyć i mocno w nim namieszać. I oczywiście pojawia się – na parkingu w firmie, zajmując miejsce do tej pory zwyczajowo rezerwowane przez Lilkę. Michał Maliszewski na dodatek okazuje się nowym pracownikiem w tej samej korporacji, co nasza bohaterka. Nie dość, że wysportowany, przystojny, to skrywający niejedną tajemnicę… Oklepana fabuła, jakich wiele.
Na korpo-romansie powieść się nie kończy. Autorka dorzuca jeszcze wątek kryminalny. We Wrocławiu giną młode kobiety, a nasza Lilka najwyraźniej jest kolejną ofiarą na celowniku złoczyńcy. Elementy wyjęte z taniego thrillera nie rażą aż tak w oczy (ktoś ewidentnie śledzi główną bohaterkę, zostawia jej tajemnicze liściki pod wycieraczką samochodową), ponieważ cała powieść napisana jest piórem lekkim i okraszona świetnym poczuciem humoru – to jej ogromny atut.
Wielką wielbicielką „chick-litu” nie jestem. I nigdy też nie zakładałam, że wydobędę z tego typu serii literackie cacko. Jest piękna pogoda za oknem, może niektóre z Was wybierają się właśnie na zasłużony urlop – a „W szpilkach od Manolo” to lektura idealna na takie okoliczności. Jeśli ktoś woli sięgnąć po „Ulisessa” Joyce’a – śmiało. Ja wybieram powieść pani Agnieszki. Można przy niej się odprężyć, nieźle uśmiać i na pewno nauczyć paru rzeczy od Lilki. Z tak kapitalnie skonstruowaną damską postacią (na miarę Bridget Jones czy Andrei Sachs) w polskiej literaturze już dawno się nie spotkałam.
Ewelina Wasilewska