Nie bój się prosić o pomoc
Od spraw psyche mamy psychologów, psychoterapeutów i psychiatrów. Jak psychoterapia może wpłynąć na nasze życie?
Już ojciec psychoanalizy Zygmunt Freud dowiódł, że ludzie na ogół „myśląc o sobie prawdę”, świadomie zdobywając się na maksymalną uczciwość i szczerość wobec siebie, spowici są jednocześnie mgłami nieświadomości i mogą zobaczyć tylko tę „prawdę”, w jakiej są na tę chwilę zanurzeni – skutkiem tego bezwiednie okłamują samych siebie. W konsekwencji ni stąd, ni zowąd pojawiają się przykre objawy, dolegliwości, czasem – choroba. Najczęściej jest to nerwica, na którą obecnie cierpi co czwarty człowiek w Europie.
Zażywamy tony leków, często uspokajających, przeciwlękowych, nasennych. Przepisują je lekarze. Czasem wśród nich spotkamy psychiatrę, który oprócz lub zamiast leków zaproponuje psychoterapię. Najczęściej jest to ta właściwa droga, coraz chętniej uczęszczana. Ludzie przestają się wstydzić tego, że mają swoich terapeutów. A przecież Woody Allen już dawno w swoich filmach pokazał (z humorem) zjawisko posiadania własnego „analityka”.
Od spraw psyche mamy psychologów, psychoterapeutów i psychiatrów
Właściwą psychoterapią zajmuje się – jak nazwa wskazuje – psychoterapeuta, który tym się różni od psychologa, że odbył własną, najczęściej długoterminową terapię oraz w wyniku długiego procesu nauki zyskał narzędzia do pracy z nieświadomością. Nieświadomość może ujawnić się tylko w relacji z drugą osobą – dlatego nie ma czegoś takiego, jak samodzielne przepracowanie wewnętrznych konfliktów. Właśnie z tej przyczyny, że dla pacjenta te problemy są nieświadome, czyli wypchnięte do podświadomości i jako takie generują jakiś objaw, który utrudnia nam życie (np. boimy się upadku na środku ulicy, pięć razy wracamy sprawdzić, czy zamknęliśmy mieszkanie lub mamy napady nocnego obżarstwa itp.), tak trudno samemu sobie z nimi poradzić.
Po czym poznać dobrego psychoterapeutę?
Na pewno nie po tym, że będzie nam o sobie opowiadał – terapeuta ma być dla nas osobą neutralną, „czystą kartą”. A to, jak się spostrzega terapeutę, o którym się niewiele wie, zależy od tego, kim sami jesteśmy. Sami budujemy na jego temat jakieś historie, fantazje wypełniające jego obraz. Najczęściej formują się one w bardzo ważną dla nas postać – matki lub ojca. I im ważniejszy się ten (obcy na początku) człowiek dla nas staje, tym silniej kierowane są do niego uczucia i pragnienia, jakie mieliśmy kiedyś do naszego rodzica (jest to tzw. przeniesienie). Dzięki temu terapeuta zaczyna nas poznawać, a w konsekwencji – może pomagać. Dobry psychoterapeuta będzie nam towarzyszył przez całą drogę terapii, wzmacniając nas, a czasem – frustrując, dając nam różne zadania, przeszkody, interwencje i interpretacje naszych zachowań i słów, tego, co się między nami dzieje oraz tego, co się nie dzieje. I to ostatnie jest często nawet ważniejsze, od tego, co powiemy.
Fragmenty układanki
Na pierwszym spotkaniu mówimy przede wszystkim o dolegliwościach czy problemach, jakie doprowadziły nas do psychoterapii. O tym, w jakiej rodzinie się urodziliśmy i wychowaliśmy i o tym, jakimi jesteśmy w domu, w pracy, z przyjaciółmi. Warto też powiedzieć, co się właściwie myśli o sobie i o swoich dolegliwościach, czymkolwiek one są – smutkiem, lękiem, poczuciem winy, napadami paniki, obsesyjnym myciem rąk itp. To opowiadanie pozwoli pacjentowi i terapeucie nawiązać kontakt, ustalić reguły terapii.
Oczywiście po tych pierwszych spotkaniach terapeuta nie będzie miał wszystkich danych potrzebnych do pełnego zrozumienia istoty zaburzeń, gdyż przecież pacjent nie potrafi wprost słowami tych najbardziej istotnych informacji przekazać. Są one ukryte. Terapeuta buduje wiedzę o pacjencie na podstawie jego opowieści, ale także na podstawie tego, czego pacjent nie mówi i jak się zachowuje, często bezwiednie, w trakcie spotkań. Rola pacjenta polega na współpracy z terapeutą, aby mu pomóc uruchomić procesy uświadamiania pacjentowi ukrytych treści. Właśnie odkrywanie ukrytego i przyjmowanie tego do świadomości – w dużym skrócie rzecz ujmując – prowadzi do zdrowia.
Milczenie (terapeuty) jest złotem
Czas trwania terapii często zależy od sposobu współpracy pacjenta z terapeutą. Jeśli pacjent skutecznie wykorzystuje spostrzeżenia z terapii, „przetrawi je”, jest aktywny na spotkaniach, dużo wnosi, to terapia jest bardziej dynamiczna i może być dużo krótsza niż wówczas, gdy pacjent – z sobie wiadomych lub wprost przeciwnie – nieświadomych powodów – przestaje być aktywny, oczekuje od terapeuty rad „jak żyć”, „jak sobie radzić”. Dobry terapeuta nie odpowiada na takie pytania, ale swoją obecnością i wsparciem, swoimi interpretacjami i interwencjami dąży do tego, aby pacjent sam znalazł odpowiedzi. Towarzyszy mu, krok po kroku, jak dobra matka.
Psychoterapia to jedyna sytuacja, w której człowiek może bez skrępowania i bez lęku przed konsekwencjami mówić o sobie wszystko, co mu przyjdzie do głowy. Dobry terapeuta wszystko, co usłyszy, wykorzysta tylko do procesu potrzebnego do terapii. Często nie będzie ingerował w tok wypowiedzi, będzie milczał. Czasem milczenie terapeuty, jego brak odpowiedzi na pytania pacjenta, będzie frustrujący dla tego drugiego. Ale tak ma być – terapeuta musi dobrze poznać osobę, która do niego przychodzi i niczego jej nie narzucać, idzie krok za nią – aż dojdzie do tego, co istotne, a czego pacjent nie może (na razie) dostrzec. Jest to wszystko proces fascynujący i często osoby w trakcie terapii przeżywają jedyne w swoim rodzaju chwile, chwile wglądu i „olśnienia”, przeżycia, których nie mogliby doznać nigdzie indziej, tylko „tu”. Są to przecież godziny, w czasie których zyskujemy jedyną i niepodzielną uwagę kogoś, kogo przeżywamy jako autorytet. Dobry psychoterapeuta też w swoim czasie był pacjentem, więc wie, jakie gratyfikacje, fascynacje i inne przyjemności może dawać własna terapia. Może właśnie dlatego wybrał ten zawód…
Chwile złe i gorsze
Ale w terapii oprócz chwil przyjemnych przeżywamy też kryzysowe. Kryzysy w trakcie psychoterapii są konsekwencją dotykania bolesnych miejsc – i właśnie o to chodzi, aby do nich dotrzeć, bo to tam jest źródło tego, co dziś utrudnia nam życie, a co manifestuje się na przeróżny sposób – zrywaniem kolejnym związków, brakiem zaufania do ludzi, „złą” pracą, omdleniami w miejscach publicznych, albo „tylko”- wrzodami żołądka lub bólami głowy, na które nie ma lekarstwa. Ujawnianie wypartych do podświadomości treści może się wyrażać przejściowym nasileniem objawów i dolegliwości. Kryzysy w czasie psychoterapii, a nawet wątpienie w jej skuteczność (bo przecież oczekujemy, że poczujemy się lepiej, i to szybko) to znak, że psychoterapia idzie w dobrym kierunku, i nie należy jej pochopnie przerywać. W tym momencie, w najlepszym przypadku, jesteśmy pewnie dopiero w połowie procesu.
Jeśli masz fantazje, że Twój terapeuta jest „surowy”, „że Cię nie rozumie”, że „terapia jest nieskuteczna”, bo czujesz się gorzej – powiedz mu o tym. Na terapii możesz powiedzieć wszystko, co myślisz, o wszystkim i o wszystkich. Również o tym, że „zakochałaś się”, „zakochałeś się” w terapeucie (bez względu na jego płeć). Również taki etap jest czymś zupełnie normalnym.
Terapia ma kilka faz, warto przejść je wszystkie. Może czasem przypominać ustawienie przez psychoterapeutę swoistego, wydawałoby się, że złośliwego, toru przeszkód – pacjent dostaje „zadania” oraz przepracowuje sytuacje, których wolałby uniknąć. Dzięki temu, że terapeuta mu towarzyszy, wspiera go, analizuje przyczyny ewentualnych niepowodzeń, proces doprowadza do trwałych, pozytywnych zmian. O ile go pochopnie nie przerwiemy. I jeśli w ogóle zwrócimy się o pomoc.
Aleksandra Przychodzeń
***
Mgr Aleksandra Przychodzeń jest psychoterapeutką, przyjmuje w Krakowie, www.aleksandraprzychodzen.pl