„Przyszedł na randkę z mamą”. Aplikacje randkowe bez cenzury – prawdziwe historie (część 9)
Zamiast romantycznej kolacji, wyszło szydło z worka
Niektóre historie randkowe mogłyby posłużyć jako scenariusze komedii romantycznych… a inne, jako scenariusze czarnych komedii. W filmie „Aplikacje randkowe bez cenzury”, główną rolą gra zwykle jakaś ona i jakiś on. Ale zamiast fajerwerków, romantycznych kolacji i długich spacerów w świetle księżyca, oglądamy walkę o przetrwanie.
Randka, czy sesja? (Maja)
Poznałam Tomka na aplikacji randkowej, nie rozpisywaliśmy się za bardzo, tylko postanowiliśmy się od razu spotkać. Spodobało mi się jego zdecydowanie, bo lubię, gdy facet wykazuje inicjatywę. Na co dzień pracuję jako terapeutka, o czym zdążyłam go poinformować przed spotkaniem. Tomek wydawał się spoko: ładnie uśmiechnięty, mało zdjęć z imprez, a więcej z psem. W opisie klasyczne „kocham zwierzęta i górskie wędrówki”. Typowy gość o duszy Golden Retrievera. Umówiliśmy się na kawę. A przynajmniej taki był plan.
Gdy spotkaliśmy się w kawiarni, już po pierwszych minutach miałam przeczucie, że coś dziwnego się zadzieje na tej randce. Zamiast klasycznych pytań w stylu: „Czym się zajmujesz?”, „Jakie masz hobby?”, Tomek zaczął rozmowę od opowiadania o swojej ex. Potem, jak domino, posypały się wszystkie jego traumy i inne historie.
Okazało się, że zamiast na picie kawy, przyszłam na darmową sesję terapeutyczną. Z każdą minutą było gorzej. Tomek pytał mnie, dlaczego kobiety są takie wymagające, opowiadał mi o swoich doświadczeniach i prosił, żebym mu wyjaśniała, co zrobił źle w danych sytuacjach. Facet nie zamierzał przestać. Po godzinie zrozumiałam, że mój balans między empatią, a chęcią ucieczki, nie utrzyma się dłużej. Powiedziałam Tomkowi, że na co dzień, ludzie płacą mi za terapię i że nie po to się z nim spotkałam. A potem poszłam do domu.
Polecamy:
Dzięki, pa (Karolina)
Spotkałam się z Rafałem po wielu dniach pisania. On był od początku mocno zaangażowany, przed spotkaniem dzwoniliśmy do siebie kilkukrotnie, ogólnie rzecz biorąc, zapowiadało się całkiem poważnie. W końcu umówiliśmy się na spacer i na późniejszą kolację. Od początku spotkania, Rafał wydawał się bardzo zadowolony. Skomplementował mój wygląd, pocałował w policzek i cyk, zaczęliśmy spacerować. Gadka się kleiła, śmialiśmy się ze swoich żartów i miałam wrażenie, że wszystko idzie gładko. Po jakiś 30 minutach przyjemnej rozmowy na temat filmów i książek, przeszliśmy na poważniejsze tematy. On opowiedział mi trochę o swoich poprzednich relacjach, ja opowiedziałam mu o swoich. Nic drastycznego. Mimo to, gdy minęło dokładnie 45 minut od naszego spotkania, Rafał nagle powiedział „ Wiesz co, chyba nie jestem jednak gotowy na to, żeby randkować. Ale dziękuję, że pomogłaś mi to zrozumieć”. No cóż, przynajmniej mnie nie zghostował.
Game over (Alicja)
Zwykle nie przygotowuję się długo do randek. Tym razem było inaczej, bo wyjątkowo mi zależało. Alek wydawał się wymarzonym facetem i robił dokładnie te same rzeczy, co ja. To nie mogło się nie udać (jasne…). Wypiękniona, wymalowana, wyubierana, wyszłam w końcu z domu i dotarłam do baru, w którym się umówiliśmy.
Siedziałam tam 15 minut, potem kolejne 15 , aż w końcu zaczęłam się niepokoić, że Alek nie przyjdzie. Na początku, rzecz jasna, pomyślałam, że jednak nie chce mnie widzieć. A potem, że może jednak zapomniał. Więc postanowiłam do niego zadzwonić.
Jego odpowiedź, gdy odebrał telefon, zwaliła mnie z nóg. „ O, hej, już wychodzę, tylko kończę rundkę w grze”. Serio? Facet spóźnił się ponad godzinę, a kiedy wreszcie dotarł na miejsce, wydawał się kompletnie nieświadomy, że zrobił coś nie tak. „Wiesz, grałem z kumplami, no i nie mogłem przestać w środku meczu. Ale już jestem, więc nie ma problemu, nie?”. Poinformowałam go, że owszem, jest to problem, bo czekałam na niego dobrą godzinę. Wtedy Alek się obraził i stwierdził, że skoro dla mnie godzina to zbyt duże poświęcenie, to on nie wie, czy możemy się spotykać. I wyszedł. Pewnie wrócił grać w grę.
Zobacz także:
Miał w tym samym czasie 5 innych kobiet. Dowiedziałam się z Internetu
Randka z mamą (Karolina)
Umówiłam się na kawę z Maćkiem. Złe przeczucie pojawiło się, gdy on napisał do mnie w dniu spotkania, że ma nadzieję, że nie będzie mi przeszkadzało, jeśli kogoś na chwilę przyprowadzi. Wyobraziłam sobie jednak znajomego, albo może współlokatora, który przypadkiem wpadnie po drodze na kawę. Albo psa, mógłby też przyjść z psem. W najgorszym wypadku, pomyślałam, ma dziewczynę i szukają partnerki do trójkąta, co, po dłuższym zastanowieniu, wcale nie byłoby taką złą opcją. Niestety, było dużo gorzej, bo Maciek przyszedł ze swoją mamą. „To moja mama, zawsze spotykamy się w piątek na kawę” – wyjaśnił z dumą, a mama uśmiechnęła się ciepło i zaczęła zadawać mi pytania, jak podczas rozmowy kwalifikacyjnej. „Ile masz lat? A co robisz zawodowo? Czy planujesz mieć dzieci?”. Nie chciałam sprawić jej przykrości, ale z każdą kolejną minutą coraz bardziej miałam ochotę stamtąd uciec. W końcu postawiłam na własny komfort i powiedziałam tej uroczej dwójce, że chyba lepiej będzie, jeśli zostawią swoją cotygodniową tradycję dla siebie.