Przepis na dietę cud
Jak być chudą, ale tak, żeby za jednym zamachem od razu na dwie wiosny z rzędu? Nic prostszego! Wystarczy zajść w ciążę gdzieś z końcem grudnia.
Jak być chudą, ale tak, żeby za jednym zamachem od razu na dwie wiosny z rzędu? Nic prostszego! Wystarczy zajść w ciążę gdzieś z końcem grudnia.
Do końca stycznia jest spokój, za to luty i marzec – niczym bramy do raju bezboleśnie odchudzających się. Nie da się nic zjeść, a jeśli już się da, to na pewno nie da się tego utrzymać w żołądku dłużej niż kwadrans. Można przetrwać na galaretkach owocowych – gładko przechodzą przez przełyk, i to w obie strony. Dzięki temu kwiecień przynosi jakieś pięć do sześciu kilogramów mniej. Skutkiem ubocznym jest niestety żółto-zielony odcień skóry oraz to, że gdy tylko podchodzicie do znajomych na ulicy, ci z nagła przerywają rozmowy i zaczynają się rozpływać w uśmiechach i gratulacjach. Potem nadchodzą letnie miesiące, o których nie warto wspominać, a wraz z nadejściem jesieni zmieniacie status z „kobieta w ciąży” na „matka karmiąca”. Na początku słyszycie, że żadna dieta, żadne odchudzanie, żadne ograniczanie – że wszystko w granicach rozsądku, zbilansowane posiłki i różnorodność w imię zasady „twoje dziecko jest tym, co jesz”. Zatem patrzycie na swoje zapakowane w pieluchy i śpiochy banany, drożdżówki z budyniem, jogurciki i serki na pieczywie pełnoziarnistym, a pochłaniane przez was jedzenie w akcie przemienienia staje się mlekiem. Jecie i chudniecie. Podwójny cud! Ale to dopiero początek. Przy odrobinie szczęścia wasze dziecko wylosuje skazę białkową, co od razu wyeliminuje z waszej diety wszelki nabiał. I co, że niby bez nabiału człowiek chudnie? Przecież jest milion innych rzeczy do jedzenia! Kiedy już odkryjecie, że opychając się bez umiaru dżemem truskawkowym, dżemem malinowym, dżemem brzoskwiniowym i kurczakiem, można przez pół roku sporo schudnąć, zapomnicie o zbilansowanych posiłkach i zaczniecie wyciągać z szaf stare ubrania – te, w które nie mieściłyście się od paru ładnych lat. Jeśli wprowadzając się jakiś czas temu do mieszkania, wykazałyście się myśleniem perspektywicznym, to mieszkacie na trzecim albo czwartym piętrze w bloku bez windy. Dzięki temu teraz codziennie możecie popylać z wózeczkiem pod pachą cztery pięterka w dół, cztery pięterka pod górę. A że zakupy też trzeba zrobić, bo kto niby kupi wam tę zgrzewkę dżemu truskawkowego?, to pod jedną pachą wózeczek, pod drugą dziecko, a pod trzecią siaty. Ruch i odruch wymiotny na widok dżemu powinny sprawę załatwić, ale dla wyjątkowo opornych natura przygotowała zestaw nocnych ćwiczeń dodatkowych. Wykonuje się je od zmierzchu do świtu z płaczącą kilkukilogramową hantlą – wraz z upływem czasu hantle podmieniamy na coraz cięższe, a początkowe zwykłe noszenie zamieniamy na skłony, przysiady, kołysanie itp. Kiedy minie pół roku, do wyżej wymienionych czynności dochodzi jeszcze stres związany z powrotem do pracy, a jak wiadomo, nie ma lepszej diety niż stres. Po pierwsze, nie wiadomo, czy na pewno macie dokąd wrócić (nie dość że w czasie ciąży byłyście specjalnie traktowane, nie dość że na macierzyńskim za obijanie się dostawałyście sto procent pensji, to pewnie jeszcze będziecie chciały wychodzić do domu o całą godzinę wcześniej, co?). Po drugie, zanim na dobre rozpoczniecie pracę, musicie się zająć kwestią opieki nad dzieckiem. Tydzień u jednej babci, tydzień u drugiej, i z głowy. Ale jeśli jakiś czas temu wykazałyście się myśleniem perspektywicznym, to wyprowadziłyście się do innego miasta i teraz na samą myśl, że macie zostawić swe dziecię w rękach obcej osoby, od razu chudniecie o dodatkowe pół kilo. I nawet same nie zauważacie, kiedy z kolejną wiosną kupujecie ubrania w rozmiarze omatkoboskajakjazeszczuplałam.
I tak oto łapiecie dwie sroki za ogon (ale nie zrozumcie tego dosłownie, bo grozi wam proces za znęcanie się nad zwierzętami) – chudniecie, no i będzie komu zarabiać na wasze emerytury.
Karolina Macios