Przemysław Osuchowski:Dlaczego nie chcę być kobietą…
A zresztą… choćbym nawet chciał, to jak mam nią być, skoro umiem jeździć samochodem? A nawet sprawia mi to przyjemność. Podczas gdy kobiety…

Przemysław Osuchowski: Dlaczego nie chcę być kobietą / ilustracja Andrzej Politowicz
A zresztą… choćbym nawet chciał, to jak mam nią być, skoro umiem jeździć samochodem? A nawet sprawia mi to przyjemność. Podczas gdy kobiety…
Znam pewną blondynkę (kolor jej włosów oczywiście nie ma żadnego znaczenia!), która na szosie tak sprytnie zamykała bagażnik swego mercedesa, że przytrzasnęła sobie klapą palec. Że blondynka (pal sześć jej włosy!) była nieduża, a merc spory, stała na poboczu z palcem w bagażniku i nie była w stanie sięgnąć do klamki owego. Do kluczyków też nie, bo oczywiście zostawiła w stacyjce… Ta sama blondynka (nie, nie, nie chodzi wcale o włosy!) wpierw kupiła garaż, a dopiero potem mercedesa. Niestety był dłuższy od garażu o 20 centymetrów… To nie żart! Służę adresem i telefonem! Mieszka w Tyńcu (teraz już z większym garażem!) i wcale nie w klasztorze. Nadal ma kłopoty z kolejnymi samochodami… Blacharze ją uwielbiają!
Inna blondynka (oczywiście przypadek!) kiedyś mnie o mało nie zabiła, bo przy prędkości 130 km/h szkoda jej było małej kózki przebiegającej przed maską. Poślizg chyba cudem nie skończył się dachowaniem. Kózka przeżyła. Ta sama blondyna (piękny kolor!) notorycznie dewastowała drzwi mojego garażu i urywała lusterka. Innym jej talentem było tak umiejętne wjeżdżanie na krawężnik, że przecinała opony na amen!
Znam kilka blondynek (fatum jakieś czy co!), które za cholerę nie są w stanie odróżnić strony lewej i prawej. Jedna (służę telefonem!) twierdzi, że w lewo to „tu, tu”, a w prawo „tam, tam”. A może na odwrót? Niesamowicie jest słuchać jej instrukcji dojazdowych przez telefon! Inna (oczywiście, że blond!) nie używa zwrotów „w prawo” ani „w lewo”, ale macha mi przed oczami (ostatnio często!) dłonią i krzyczy „w tę rękę!”.
Wszystkie wspomniane blondynki (a jestem pewien, że i pozostałe!) nie wiedzą, gdzie w samochodzie są bezpieczniki, a zaledwie jedna wie, gdzie jest lewarek podnośnika. Wszystkie mylą kierunkowskaz z manetką wycieraczek. Wszystkie używają wewnętrznego lusterka wstecznego do poprawiania makijażu (w czasie jazdy!), a o wstecznym prawym nigdy nie słyszały. Wszystkie palą sprzęgło nawet na mazowieckich nizinach. Tylko jedna z nich wie, czy ma napęd przedni czy tylny. Żadna nie pamięta, że auto trzeba tankować. Najlepsza z nich (nie odcieniem blond, ale umiejętnościami szoferskimi) przejechała 45 tysięcy kilometrów bez sprawdzenia oleju w nowym aucie. Oleju (jego resztek!) zostało pół litra, silnik szlag trafił. Żadna nie używa zestawu głośnomówiącego. Wszystkie ubierają się pod kolor karoserii. Żadna w czasie jazdy nie lubi dotykać prawą ręką lewarka zmiany biegów (a ja lubię!, i nie wstydzę się!, to nie jest „zły dotyk”!). Wszystkie w trakcie jazdy trzymają kierownicę kurczowo dwiema rękami. Po co, jedna nie wystarczy? Każda, gdy siedzi koło kierowcy, hamuje razem z nim (a nawet mocniej!) – mam już dziury w dywaniku i wgniecenia w podłodze. Wydają przy tym dźwięki paszczą głośniejsze (takie z sapaniem!) niż przy porodzie. Wszystkie przy kluczykach mają jakieś fikuśne breloczki. Żadna nie zna numeru rejestracyjnego swego auta ani pojemności silnika. Wszystkie prowadzą w butach na gigantycznym obcasie. Żadna nie potrafi odnaleźć auta na dużym parkingu, a jedna nawet ma (chyba z tego powodu, bo przecież nie chodzi o megalomanię!) wielką naklejkę z nazwiskiem na burcie! Każda subtelna, ale drzwi auta zamyka z tak tytaniczną siłą, że odpadają dekle! I oczywiście żadna z nich nie płaci mandatów – policjanci są najwyraźniej ślepi na ich karkołomne wybryki (o ten blond chodzi?).
Fascynuje mnie nie tyle ich blondynowatość (w każdym razie nie za kierownicą!), ile absolutna odporność na nabycie umiejętności parkowania tyłem… Nie ma takiej możliwości! One to robią zawsze przodem i zawsze ze szkodą dla aut już zaparkowanych… Prawdopodobnie dlatego, że od zarania wmawiamy im, iż kwintesencja męskości, czyli „coś” wielkości kciuka, to… 20 centymetrów. Hm, czyli w sumie… nasza wina!
Przemysław Osuchowski