„Przegrał nasze pieniądze, a potem mnie” – Prawdziwa historia
Wszystko zaczęło się od pieniędzy

Prawdziwe historie Miasto Kobiet / fot. Freepik
Na początku nic nie wzbudzało jej podejrzeń. Bartek zawsze był oszczędny, nie wydawał pieniędzy pochopnie, a gdy kupował coś droższego, tłumaczył to koniecznością. Nowy laptop? Do pracy. Droższa kurtka? Będzie na lata. Ola podziwiała jego rozsądne podejście do finansów – w końcu w świecie, gdzie tak łatwo popaść w konsumpcjonizm, dobrze było mieć u boku kogoś, kto potrafi myśleć długofalowo.
Pierwsze sygnały
– Wszystko zaczęło się od pieniędzy. Oboje mieliśmy stabilną pracę, nigdy nie zastanawiałam się ile dokładnie zarabia Bartek, ale na wszystko nam wystarczało z nawiązką. Z czasem to zaczęło się zmieniać.
Gdy w sklepie chciałam zapłacić jego kartą, mówił nagle, że on woli gotówkę. Rachunki domowe zaczęły leżakować po kątach dłużej niż powinny.Tłumaczyłam to wszystko jego roztargnieniem. Bartek od kilku lat zajmował się naszymi finansami, mieliśmy wspólne konto z którego płaciliśmy za wszelkie wspólne wydatki. Ja rzadko tam zaglądałam – mówi Ola.
A potem, gdy jej partner zaczął coraz więcej czasu spędzać poza pracą, zaczęła się interesować trochę bardziej. Bartek zawsze zmieniał temat, nie chciał rozmawiać o zarobkach. Podsumowywał każda konwersację stwierdzeniem, że niczego im nie brakuje i na tym trzeba się skupić. Ola myślała, że to męska duma. Podejrzewała, że jej partner zarabia po prostu mniej niż ona. Ale z czasem domysły przestały jej wystarczać.
Zaczęło się niewinnie – przypadkowe odkrycie, które w innej sytuacji pewnie uznałaby za drobnostkę.
Bartek zostawił na stole dokumenty, w których bank upominał się o jakiś dług. Obok leżał jego telefon z otwartą aplikacją bankową. Gdy Ola weszła do kuchni i pochyliła się nad stołem, on szybko podbiegł, porwał dokument i wygasił ekran telefonu. „To nic takiego, po prostu moje oszczędności” – rzucił, gdy zauważył jej spojrzenie. Nie miała powodów, by mu nie wierzyć. Przecież ufała mu we wszystkim – dlaczego miałaby nie ufać w kwestii pieniędzy? Ale im dłużej o tym myślała, tym więcej szczegółów zaczynało się nie zgadzać. Dlaczego nagle przestał dorzucać się do zakupów?
Czemu wspólne konto, które miało być bazą bezpieczeństwa, powoli, ale systematycznie się opróżniało, zamiast zapełniać?
Ona też miała prywatne oszczędności, ale wspólne konto zawsze miało pierwszeństwo. W końcu to z niego opłacali kredyt mieszkaniowy, zakupy i inne codzienne wydatki. Początkowo usprawiedliwiała Bartka – może po prostu źle oszacował wydatki, może parę razy zapomniał przelać pensję. Ale coś jej tutaj nie pasowało, więc postanowiła dokładnie przejrzeć ich wspólne konto bankowe.
Polecamy:
„Ona była żmiją.” O kobiecie, która miała plan
Niepokojące odkrycie
Najpierw skupiła się na podstawowych transakcjach – rachunki, zakupy, paliwo. Wszystko wyglądało normalnie. Dopiero gdy przejrzała historię dokładniej, zauważyła powtarzające się przelewy na anonimowe platformy. Kwoty nie były duże – 100, 200, czasem 500 zł – ale razem tworzyły obraz, którego nie dało się zignorować. Potem Ola zaczęła przeszukiwać dom w poszukiwaniu korespondencji męża.
– To było jak uderzenie pięścią w brzuch. Kasyna online, szybkie pożyczki, tony zdrapek… a obok nich, wezwania do zapłaty za nasz prąd, kredyt i inne wydatki. Okazało się, że to co Bartek robił z naszymi finansami było dalekie od „zarządzania”
– wspomina. Nie chciała od razu robić awantury. Zamiast tego, przez kolejne dni zaczęła uważniej go obserwować.
– Chciałam dać mu szansę na przyznanie się do winy. Myślałam, że to tylko chwilowa słabość. Ale tygodnie mijały, a pieniądze z konta ciągle znikały. Nie mogłam tak tego zostawić.
Ola długo zastanawiała się, jak zacząć tę rozmowę. Wiedziała, że nie może po prostu rzucić w Bartka zarzutami – musiała to zrobić spokojnie, racjonalnie. Ale jak zachować spokój, gdy wszystko w co wierzyła waliło się jak domek z kart? Wieczorem usiadła naprzeciwko niego w salonie. Telefon położyła na stole, historię transakcji miała zapisaną w głowie.
– Powiedziałam mu, że musimy porozmawiać. Bartek podniósł na mnie wzrok i od razu zobaczyłam w jego oczach coś, co sprawiło, że serce zaczęło mi bić dwa razy szybciej. On wcale nie był zdziwiony. Nie udawał, że nie wie, o co chodzi. Wiedział doskonale, że mamy problem.
Po chwili westchnął i oparł głowę na dłoniach. Przez chwilę milczał, jakby kalkulował, ile prawdy może mi powiedzieć. W końcu rzucił, że to nie aż tak dużo pieniędzy i że jemu się uda je odzyskać – opowiada Ola, kręcąc głową. Wtedy okazało się, że długi wykraczały poza jej wyobrażenie. Byli w plecy prawie pięćdziesiąt tysięcy złotych, a to wszystko z ich wspólnego konta. Przez chwilę Ola miała ochotę wstać i wyjść, trzasnąć drzwiami i nigdy nie wracać. Ale została. Nie dlatego, że wierzyła, że może uratować sytuację. Została, bo chciała usłyszeć całą prawdę.
Zobacz także:
/porada-od-bezdomnego-tak-spedzilam-sylwestra/
Czas się pożegnać
– Bartek powiedział mi, że gra prawie codziennie. Zakłady, maszyny, karty – wszystko, jak leci. Mówił, że sobie poradzi z tą stratą pieniędzy i że wszystko odda na nasze konto. Ale ja wiedziałam, że to nieprawda. On zupełnie nie dostrzegał problemu. Nie przeprosił. Nie powiedział, że żałuje. Nie zapewnił mnie że wszystko się ułoży. Po prostu stwierdził fakt. Jakby to, co zrobił, było czymś zupełnie akceptowalnym.
Tej nocy, Ola nie spała ani chwili. Wpatrywała się w sufit, analizując każdą opcję. Kochała Bartka – to nie ulegało wątpliwości. Przeżyli razem piękne chwile, planowali przyszłość.
Czy to wystarczy, by odbudować zaufanie? Przez kolejne dni przyglądała się Bartkowi, szukając w nim czegoś, co mogłoby dać jej nadzieję. Chciała zobaczyć skruchę, chęć naprawy, gotowość do zmiany. Ale on nie robił nic. Nie szukał pomocy. Nie rozmawiał. Jakby czekał, aż wszystko samo się rozwiąże. Któregoś dnia po awanturze, spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Widziała zmęczone oczy, twarz kogoś, kto dźwigał na barkach ciężar nie do uniesienia. Wtedy dotarło do niej, że to nie ona powinna ratować Bartka. Że to nie jej zadanie. Podjęła decyzję. Spakowała swoje rzeczy, zostawiła klucz na stole i odeszła. Bartek nie próbował nawiązać z nią kontaktu, zupełnie jakby rozpłynął się, razem ze swoim długiem.
Problemem było mieszkanie, którego byli współwłaścicielami, a także kredyt, którego jeszcze nie spłacili. Ola nie mogła po prostu spalić za sobą mostu.
Wiedziała, że będzie musiała w końcu skontaktować się z Bartkiem i uporządkować sprawy. Ale na ten moment, to nie było dla niej ważne.
Nie przegap: