Postanowienia noworoczne. Rozczarowanie gwarantowane
To co, drogie panie, robicie w tym roku? Rozwodzicie się? Zmieniacie pracę?
To co, drogie panie, robicie w tym roku? Rozwodzicie się? Zmieniacie pracę? Zachodzicie w ciążę? Zakładacie swoją firmę? Coś zrobić trzeba, czas noworocznych postanowień to nie przelewki.
Pal licho, czy coś z nich wyjdzie, ważne, by się w ogóle pojawiły. Bez nich święta nie są świętami, sylwester to po prostu zwykła impreza, a Nowy Rok oznacza wyłącznie kaca. A gdzie rytuał żegnania starego i witania nowego? Gdzie podsumowanie i zamykanie? Gdzie pełne wiary w nowe szanse i możliwości celebrowanie początku? To wszystko kryje się właśnie w cieniu postanowień noworocznych.
W postanowieniach nie chodzi wcale o cel, kierunek, drogę rozwoju – to tylko mydlenie oczu. Prawdę znają nieliczni: postanowienia noworoczne to esencja waszego bytu. To one prowadzą was każdego dnia. One są miarką waszych wartości, moralnym drogowskazem.
Dzięki nim przez cały rok czujecie na karku lodowaty oddech rozczarowania sobą (Cholera, miałam schudnąć, a znowu wpieprzam czekoladę. Cholera, miałam zacząć biegać, a znów siedzę i wpieprzam czekoladę. Cholera, miałam spakować mu walizkę i wymienić zamki w drzwiach, ale zamiast tego znów wpieprzam czekoladę).
Zobacz też: Jak schudnąć bez diety
Dzięki nim każdy alkoholowy szum w głowie zamienia się w użalanie się nad sobą (Cholera, jestem taka żałosna, że tylko siedzę i wpieprzam czekoladę, i nic ze sobą nie robię! Dobijcie mnie! Dobijcie! Dajcie więcej czekolady!).
To one zapewniają temat do rozmów z przyjaciółmi (Pamiętasz, jak ci mówiłam, że chcę się rozwieść? No właśnie, nic się w tej kwestii nie zmieniło. A co u ciebie? Może trochę czekolady?).
Stabilizują spotkania z psychoterapeutą (Zawsze, kiedy sięgam po czekoladę, mam ochotę zwinąć się w kłębek i analizować moje relacje z matką). Być może nawet przyczyniają się do wzmocnienia waszej duchowości (Na spowiedzi ostatni raz byłam… To było, zanim zaczęłam kompulsywnie objadać się tym dziełem szatana, czekoladą!).
Może nawet inicjują zupełnie nowe ścieżki duchowych poszukiwań (O, święta, najsłodsza, jedyna czekolado! Strzeż mnie i zbaw ode złego).
Teraz widzicie, nie chodzi tu wcale o wyzwanie rzucone samej sobie w ten smutny noworoczny poranek. Nie chodzi też bynajmniej o czekoladę. Chodzi o Życie, Istnienie i odpowiednią dawkę Metafizyki, wszystko w granicach rozsądku, rzecz jasna.
Zobacz też: Jak nie być niewolnikiem postanowień
Ja na przykład postanowiłam, że w nowym roku odstawię czekoladę, i tym samym gwarantuję sobie zarówno rosnący z każdym dniem roku samozachwyt (nie złamałam się i nie sięgnęłam, bo nie lubię i najzwyczajniej w świecie nie jadam, ale to akurat nie jest ważne), nieustający temat do rozmów ze znajomymi (No jak to? Ale serio nie jesz czekolady?!), jak i dowartościowanie (No wiesz, wcale nie musisz odstawiać czekolady, wyglądasz fantastycznie!).
Jedno małe postanowienie noworoczne, a ile radości! Nie wspominając o oszczędnościach.
Zatem, drogie panie, przemyślcie swoje postanowienia noworoczne, zanim je podejmiecie. Stary rok czy nowy – żaden z nich nie przyniesie wam przyjemności, o ile same się o to nie postaracie.
Karolina Macios