Polska milcząca. Dlaczego nie potrafimy rozmawiać o seksie?
O seksie, pusiach i brzoskwinkach
„Kobiety są świadome swojej seksualności. Podobnie jak mężczyźni wiedzą, czego chcą. Można by stereotypowo powiedzieć, że większą wagę przywiązują do uczuć, ale patrząc na bohaterów mojej książki, widać, że dla mężczyzn uczucia też są niezwykle istotne.” O seksie, pusiach i brzoskwinkach czytamy w książce Ewy Wąsikowskiej-Tomczyńskiej Polaków seks powszedni
„– Wiesz, że dziś będziesz moją suką i zerżnę ciebie jak pieprzoną dziwkę… Na pewno tego chcesz? – po twoim ciele przeszedł dreszcz.
– Chcę.
To jedno słowo mi wystarczyło. Chwyciłem twój biust i rozerwałem opinającą się na nim bluzkę. Guziki potoczyły się po całym pokoju. Obróciłem się i spojrzałem prosto w oczy.
– Wiem, że na co dzień jesteś damą, ale teraz będziesz moją suką”.
To fragment jednej z wielu historii z książki pod niebudzącym większych kontrowersji tytułem Polaków seks powszedni. Powszedni, czyli codzienny. Zdrady, kręcenie porno, nietypowe fantazje… Czy tak wygląda nasza polska łóżkowa codzienność?
Czym dla Polaków jest seks?
– Jedną z najważniejszych sfer życia i podstawową potrzebą do zaspokojenia – mówi autorka książki. – Coraz większe znaczenie ma jego jakość. Pokolenie naszych babć czy mam traktowało seks jak dopust boży i obowiązek. Dziś kobiety potrafią się nim cieszyć i coraz częściej jest on dla nich podstawowym elementem udanego związku – dodaje. W trakcie pisania książki Ewa Wąsikowska-Tomczyńska poznała wiele historii, opinii i doświadczeń związanych z życiem seksualnym Polaków. Wysłuchała 22 osób, spisała 43 opowiadania. Całość podzieliła tematycznie – od definicji seksu, przez jego inicjację, zdrady, fantazje, porno, aż po seks seniorów. Po każdym rozdziale mamy okazję uporządkować myśli dzięki rozmowie autorki z psycholożką, Sylwią Bartczak.
Czy Polacy potrafią mówić o seksie?
– Potrafią, czego dowodem jest moja książka. Wielu czytelników może być zaskoczonych otwartością bohaterów, bo o swoich seksualnych doświadczeniach opowiadają ze szczegółami. Nie tylko emocjonalnymi, ale również fizjologicznymi. Zachowałam język, którego używają na co dzień – przekleństwa, określenia kobiecych i męskich miejsc intymnych… Bardzo zależało mi na autentyczności – odpowiada Ewa.
Język bohaterów Polaków seksu powszedniego i kwestia jego autentyczności stały się w naszej redakcji źródłem wielu burzliwych dyskusji. Cipa? Przecież to wulgarne! Pusia? Infantylne… Brzoskwinka… Serio? Określenia wzięte z książki, która, jak twierdzi autorka, jest „odważna i bez cenzury”, wydają nam się oderwane od rzeczywistości. Bo kto mówi „pusia”?!
Z drugiej strony, dlaczego nie pusia? Dlaczego nie cipa, cipka, brzoskwinka, joni? Może jesteśmy zbyt oceniające? W pierwszym odbiorze wszystkie wymienione określenia budzą pewien dyskomfort, ale postawmy się na miejscu bohaterów. Jak w swojej opowieści nazwałabyś własne miejsce intymne?
Każdy język, jakkolwiek infantylny, wulgarny czy książkowy by nam się nie wydawał, jest lepszy od żadnego. Od nierozmawiania. A rozmawianie o seksie wciąż jest w Polsce problematyczne.
Seks na ustach Polaków
– W wielu rodzinach do tematów związanych z seksem wciąż podchodzi się jak do jeża – mówi Sylwia Bartczak. – U podstaw takiego stanu rzeczy leżą przede wszystkim konotacje religijne. Według doktryny katolickiej seks powinien być uprawiany tylko po ślubie i to najlepiej w celach prokreacyjnych. Broń Boże nie dla przyjemności! Dlaczego? Bo odczuwanie przyjemności to grzech, brak pokory. Jeśli pojawia się przyjemność, to lepiej nikomu o tym nie mówić. Do tego dochodzi stygmatyzacja miejsc intymnych, fizjologia z nimi związana. Wpajanie dzieciom wstydu za własną seksualność jest bardzo szkodliwe – tłumaczy.
Jak rozmawiać o seksie?
Według autorki Polaków seksu powszedniego podstawą swobodnej rozmowy na tematy związane z seksualnością jest zaufanie – i nie dotyczy to tylko młodszego pokolenia, które przez to, że od wczesnych lat obcuje z pornografią, ma nieco lżejszy stosunek do nagości. W książce jest rozdział o seksie seniorów. Otwartość bohaterów, którzy w nim występują, naprawdę porusza – zapewnia. Czyli jeśli chcemy, to potrafimy. Zaufanemu rozmówcy jesteśmy w stanie zdradzić nawet najbardziej pikantne szczegóły. Tylko po co? Po co mielibyśmy komukolwiek opowiadać o tym, co dzieje się w naszej sypialni? Kto chciałby dzielić się z całą Polską swoimi łóżkowymi igraszkami?
– Szukanie bohaterów do książki było żmudnym zadaniem. Tym bardziej, że chciałam, aby bohaterowie mieli różne doświadczenia i pochodzili z różnych pokoleń, środowisk. Bardzo pomógł mi w tym internet. Dzięki portalom i aplikacjom randkowym mogłam dotrzeć do naprawdę różnych i niesamowicie ciekawych ludzi – mówi autorka.
Tinder w akcji
Aplikacje randkowe to dziś skarbnica informacji o ludziach, ich fantazjach i upodobaniach. W „realu” mamy pewne opory przed odkrywaniem siebie, za to w internecie puszczają wszelkie hamulce. Znikają problemy z komunikacją intymną, „pusie i brzoskwinki” przeczytane na czacie nie irytują tak, jak te w książce. Może to sprawa kontekstu; w końcu on też ma wpływ na to, jak się wyrażamy. U ginekologa „pochwa” nie brzmi tak pretensjonalnie, jak podczas gry wstępnej. A może przez to, że nie potrafimy „na żywo” rozmawiać o seksie, szukamy opcji alternatywnej? Miejsca, gdzie moglibyśmy użyć wszystkich tych wulgarnych i infantylnych słów naraz, wyrazić wszelkie swoje smutki i żale, otworzyć się? Po co zakładamy aplikacje randkowe?
Damian, 26 lat
„Kiedy miałem 18 lat, związałem się z pewną dziewczyną. Szalałem za nią. Angażowałem się nie w stu, a w stu dwudziestu procentach. W zamian dostawałem może trzydzieści. (…) Na koniec zerwała ze mną wysyłając SMS-a (…). Krótko potem założyłem konto na jednym z portali randkowych. Jasne kolory strony internetowej były takie pozytywne i zachęcające. Uśmiechnięci ludzie biegnący po plaży. Słońce, lato – oni wyglądali na takich, którzy znaleźli już swoją drugą połówkę. Też tak chciałem”.
Czy internet może być dobrym narzędziem w poszukiwaniu stałego partnera?
– Myślę, że to równie dobre narzędzie do poszukiwania drugiej połówki, jak każde inne – odpowiada Sylwia Bartczak. – Zwłaszcza w dobie technologii, portali społecznościowych, przenoszenia znajomości do wirtualnej rzeczywistości. Ludzie coraz rzadziej zawierają spontaniczne znajomości w tramwajach, na spacerze czy w kawiarni. Odczuwają większy lęk, gdy nie chroni ich ekran komputera i telefonu. To nie za dobry trend, jednak coraz bardziej rzeczywisty. Dostosowany do naszych czasów – dodaje.
Seksrandka dla higieny psychicznej?
– Jakieś trzy lata temu doszłam do wniosku, że z facetami lubię robić tylko dwie rzeczy – pieprzyć się i się z nimi śmiać. W stałych związkach za dużo jest dramatów – to słowa jednej z bohaterek książki. W dobie Tindera znajomości typu „friends with benefits” nie są już niczym zaskakującym. Zasada trzeciej randki (czyli czekanie ze zbliżeniem do trzeciego spotkania) przechodzi do lamusa, użytkownicy portali randkowych nie próbują nawet zachowywać jakichkolwiek przejawów romantyzmu. „Poszukuję mojej drugiej połowy, kogoś do tulenia, oglądania z nim seriali i bezwarunkowej miłości… Nie no, żartuję, po prostu chcę się z kimś bzykać” czy „Dodaj mnie na Snapchacie:) Lubię Netflix, a seks analny od czasu do czasu jest całkiem miły” to tylko niektóre ze znalezionych tam opisów. Lepsze to niż nic?
– Wszystko jest dla ludzi – odpowiada Sylwia Bartczak. – Seks to jedna z podstawowych potrzeb człowieka i jeśli nie ma możliwości realizacji jej ze stałym partnerem, a obie strony się na to zgadzają, to dlaczego nie? Sprawa komplikuje się, gdy seksrandki zaczynają zastępować trwałą relację. Wtedy zaspokajanie potrzeb fizycznych może nie wystarczać i powodować wewnętrzne deficyty emocjonalne.
Seks to nie wszystko
Deficyty emocjonalne mogą pojawiać się też w związku. Seks to w końcu zaspokajanie nie tylko potrzeb fizycznych, ale też psychicznych. Relacja może być stała, ale jeśli brakuje w niej bliskości emocjonalnej, nie będziemy się w niej czuć dobrze. A jeśli nie jest nam dobrze, to jesteśmy w stanie zrobić wiele, by było…
Kasia, 45 lat
„Od kilkunastu lat doświadczam samotności. Samotności w małżeństwie. To okropne uczucie, zwłaszcza kiedy powstało na zgliszczach związku, który był kiedyś pełen namiętności, pasji i bliskości. Niestety, wszystko umarło. Pozostała jedynie odpowiedzialność za dziecko. Ale ja wciąż żyję i postanowiłam o siebie zawalczyć. (…) Kochanka poznałam przez internet (…)”.
Czy można wytłumaczyć zdradę?
Opierając się na darwinowskim podejściu ewolucyjnym, zdrada jako dążenie do przedłużenia gatunku jest poniekąd zgodna z naturą. Jednak człowiek jest istotą wysoce inteligentną, zdolną do zarządzania swoimi popędami, przewidywania konsekwencji działań i określania życiowych priorytetów. Dlatego nie można jej usprawiedliwić popędem, bo każdy dopuszcza się jej świadomie i powinien brać pod uwagę zagrożenia, jakie mogą się z nią wiązać. Zdrada jest zawsze poprzedzona decyzją. Nikt nie przystawia nam lufy do skroni i nie każe zdradzać. To najczęściej wynik jakichś deficytów, łaknienia, by zaspokoić niespełnione potrzeby. Bywa skutkiem niefrasobliwości, chwilowej namiętności lub tego, co dzieje się w trwałej relacji; efektem zaniedbań, czasem niedojrzałości lub konfliktów wewnętrznych
– mówi psycholożka.
Deficyty i niespełnione potrzeby
Czego brakuje nam w związkach tak bardzo, że uciekamy się do zdrady?
– Z opowieści moich bohaterek wynika, że urozmaiconego życia seksualnego. Polki chcą być pożądane i uwodzone. Są otwarte na nowości. Pragną, by partner był wobec nich empatyczny, by nie myślał o zaspokojeniu tylko swoich potrzeb. Chcą szczęśliwego związku opartego na miłości i zaufaniu, połączonego ze śmiałym seksem. Polki najbardziej boją się rutyny. A przecież pary, które są ze sobą wiele lat, mogą mieć najlepszy seks z możliwych! Znają swoje ciała, reakcje, wiedzą gdzie dotknąć, gdzie pocałować. Tylko czasem brakuje chęci i pomysłu – mówi autorka książki.
Brakuje chęci, pomysłu – ale przede wszystkim wiedzy i odwagi. To, że Polacy zaczynają mówić o swoich łóżkowych perypetiach, to już coś. Mimo wszystko seks w Polsce to nie temat powszedni. Rozmawiamy o nim rzadko – jeśli już, to pod pseudonimem z autorką książki, zamiast ze swoim partnerem/partnerką. Nie wiemy, jak nazywać miejsca intymne. Nie mamy nawet w czym wybierać, bo brakuje nam odpowiednich, nieżenujących ani niewulgarnych określeń. Choć tu bardziej poszkodowane są kobiety, do „penisa” nie możemy się przyczepić. Pasuje przy każdej okazji.
Polacy wciąż spowiadają się z masturbacji! Niech edukacja seksualna, zamiast kontrowersji, budzi w nas chęć poznawania swojego ciała. Niech antykoncepcja przestanie być czarną magią, a słowo „seks” zaklęciem wywołującym rumieniec i zamykającym usta. Na pytanie, czy spodziewała się tak pikantnych historii, jak te, które usłyszała, autorka Polaków seksu powszedniego, odpowiada, że nie – zdecydowanie bardziej „grzecznych”. Nie spodziewajmy się po sobie niczego! Nie zakładajmy, że jesteśmy nudni i niezdolni do łóżkowego szaleństwa. Pytajmy, rozmawiajmy, bądźmy ciekawi innych, inspirujmy się. Do odważnych świat należy!
Marta Dylich
free vbucks 31 sierpnia, 2019
So this was really a great way for us and we were looking for it.
Naturale 12 września, 2019
Ciekawe !
Anna 28 października, 2019
Jesteś bardzo głupia. Kościół katolicki nie ma nic przeciwko przyjemności seksualnej. Jesteś niedouczona i głupia
Anna Maria 6 sierpnia, 2021
Kościół Katolicki to raczej ma wiele przeciw przyjemnością seksualnym, to raczej Bóg nie ma nic przeciw – bo po cóż dałby ludziom orgazm!!!!!!!!