Płeć: inna. Czym jest niebinarność?
Osoby niebinarne to te, dla których nie ma odpowiedniej szuflady
O osobach niebinarnych mówi się coraz więcej, nieraz ze strachem. Co to za wynalazek? Jak do nich mówić? Czy chcą przejąć władzę nad światem? Na te pytania muszę odpowiadać na co dzień, ponieważ jestem jedną z nich
Osoba niebinarna: Pan czy pani?
Płeć jest dla mnie zagadką. Nigdy nie rozumiałom, czym jest i dlaczego ma mnie definiować. Przez wiele lat wydawało mi się, że to kwestia mojego feminizmu. Faktycznie, nienawidzę stereotypów, ale chodzi też o coś więcej. Ja płci po prostu nie mam. Według dowodu jestem kobietą, ale gdybym jutro obudziło się, wyglądając jak mężczyzna, nic by to dla mnie nie zmieniło. Czasami nie podoba mi się moje ciało. Chciałobym wtedy wyglądać mniej kobieco. Innym razem cieszę się, że jestem takie, jakie jestem. Najbardziej odpowiadają mi ubrania, które sprawiają, że obcy ludzie nie wiedzą, czy nazywać mnie panem czy panią. Lubię, kiedy nie da się mnie przypisać do jednej z kategorii.
Jestem osobą niebinarną. To znaczy, że nie pasuję do podziału na kobiety i mężczyzn. Nie ma w tym nic nienaturalnego. Wręcz przeciwnie: przyroda nigdy nie działa zero-jedynkowo. Płeć biologiczna również posiada więcej niż dwa warianty. Codziennie na całej ziemi rodzą się osoby z fizycznymi cechami kobiecymi i męskimi. Nazywamy je interpłciowymi. Skoro płeć biologiczna jest czymś skomplikowanym, czemu płeć psychologiczna miałaby być prosta?
Niebinarność – co to? Komoda wielka jak świat
Wyobraźmy sobie komodę z dwiema ogromnymi szufladami. Na jednej jest napis: „kobiety” a na drugiej: „mężczyźni”. Większość ludzi odnajduje się w jednej. Trans-kobiety i trans- mężczyźni to osoby, które wpadły do niewłaściwej szuflady. Bardzo cierpią, ponieważ nie są na swoim miejscu. Ale jeśli przeprowadzą odpowiednie operacje i uzgodnią swoją płeć w dokumentach, trafią tam, gdzie trzeba. Dla odmiany osoby niebinarne to te, dla których nie ma odpowiedniej szuflady. Niezależnie, czy będziemy uznawane za mężczyzn, czy kobiety, nie będzie to oddawać naszej pełnej tożsamości.
Niektórzy wcale nie mają płci. Są też tacy, którzy identyfikują się z obiema i tacy, którzy są gdzieś pomiędzy. Ponieważ jest nas dużo i każdy jest inny, wielu myśli, że nie wiemy o co nam chodzi. Faktycznie, dla niektórych proces identyfikacji jest burzliwy. Nie każdy od początku wie, kim jest. Ale sposób odczuwania płci jest czymś wrodzonym i dla większości przychodzi moment, kiedy odkrywamy swój własny. Z zewnątrz może się on wydać skomplikowany, ale my wiemy o nim sporo.
Osoby niebinarne żyjące, powiedzmy, sto lat temu, miały z tym większy problem. Przypuszczam, że miały poczucie, że nigdzie nie przynależą, ale nie umiały go nazwać. Wyrażenia, którymi obecnie się opisujemy, są stosunkowo nowe, a świadomość dopiero zaczyna rosnąć. Tak przynajmniej jest w Europie. Wiele kultur od dawna posiada w swoim języku więcej niż dwa wyrażenia na płeć. Choćby tajlandzka tradycja wyróżnia mężczyzn (phui-chai), kobiety (phu-yoin) i kathoey, czyli wszystkich innych. Tzw. trzecia płeć obecna w różnych kulturach to temat na całą książkę. Taka zresztą istnieje – jej autorem jest antropolog Waldemar Kuligowski.
Kultury uwzględniające więcej niż jedną płeć stworzyły dla nas coś w rodzaju trzeciej szuflady. Podobne próby podejmuje się również w Europie. Coraz częściej w ankietach przy pytaniu o płeć pojawiają się trzy kategorie: kobieta, mężczyzna, inna. Unia Europejska niedawno wydała zalecenie mówiące, że w dowodzie powinna być możliwość wpisania „X” zamiast płci. Polski Rząd zapowiedział niestety, że się do niego nie zastosuje. Można się jednak spodziewać, że wkrótce będzie to standard w większości krajów Unii. Innym sposobem na tworzenie dla nas nowych przestrzeni jest neutralny płciowo język.
Osoba niebinarna. Czy tak jest poprawnie?
Ilekroć robię coming out, spotykam się z pytaniami o to, jak do mnie mówić. Jest to bardzo dobry zwyczaj. Nie ma skuteczniejszego sposobu na dowiedzenie się, jakie formy odpowiadają danej osobie. Niestety, mam wrażenie, że wielu ludzi stresuje się na zapas.
Niektórym wydaje się, że osoba niebinarna nazwana w nieodpowiedni sposób nagle zmieni się w trzygłowego smoka.
Jedni mają więcej cierpliwości, inni mniej. Ogółem jednak nie wiem, skąd wziął się stereotyp, że obrażamy się za każdą pomyłkę. Według moich obserwacji jest dokładnie odwrotnie. Osoby niebinarne wiedzą, że nauczenie się nowej odmiany jest dla innych trudne. To raczej heteronormatywna większość uważa zaimki za kwestię honoru. Jeśli spotkam na ulicy przypadkowego mężczyznę, pomylę go z kobietą i zawołam „proszę pani!”, dopiero wtedy robi się niebezpiecznie.
W języku neutralnym nie ma form poprawnych i niepoprawnych. Są tylko formy, których dana osoba używa albo nie. Czytałom ostatnio artykuł, którego autorka zastanawiała się, czy niebinarna osoba z Ameryki to „Amerykanu” czy „Amerykanum”. Odpowiedź mogę dać od ręki: obie formy są w porządku. Być może z czasem jedna z nich zadomowi się w języku, a druga nie. Na razie wszystko jest nowe i zostawia mnóstwo miejsca na radosną twórczość.
Wiele osób niebinarnych używa powszechnie znanych form męskich i żeńskich. Mogą to robić w sposób zgodny z płcią przypisaną lub nie. Przykładem jest aktywistka Margot Szutowicz, używająca zaimków ona/jej. Taka sytuacja nie wymaga uczenia się nowej odmiany. Jedynie przełamania przyzwyczajeń i używania form żeńskich do osoby, która wcale nie musi wyglądać na kobietę.
Ja używam rodzaju neutralnego (znanego powszechnie jako rodzaj nijaki). Moje zaimki: ono/jego, są w języku polskim od dawna. Po raz pierwszy zobaczyłom je użyte w pierwszej osobie w opowiadaniu Stanisława Lema nie mającym nic wspólnego z niebinarnością. Pochodziły od maszyny, która nie była jeszcze zaprogramowana na bycie kobietą ani mężczyzną. Literatura ma zresztą wielki wkład w tworzenie form neutralnych. Wspomniane wcześniej wyrazy kończące się na „u” (np. Amerykanu) nazywamy dukatywami. Są inspirowane książką Jacka Dukaja, gdzie końcówką „u” posługują się kosmici.
Tworzenie nowych, neutralnych płciowo określeń w języku polskim to ciężka praca. Nie tylko dla ludzi z zewnątrz. My, osoby używające ich na co dzień, także kiedyś potrzebowałyśmy się tego nauczyć i nieraz musimy stworzyć jakiś wyraz od nowa. Pomagają nam w tym takie inicjatywy, jak Słownik Neutratywów Języka Polskiego na stronie zaimki.pl. Polecam ją serdecznie każdemu, kto chce dowiedzieć się więcej.
Może cię zainteresuje: Polski Stonewall?
Ale ja nie rozumiem!
Nie liczę, ile razy spotkałom się z komentarzami typu: „nie rozumiem” albo „uczono mnie inaczej”. Osoby, które dopiero dowiadują się, czym jest niebinarność, mają prawo być oburzone. Tyle, że… nie na nas. Raczej na system, który do tej pory ukrywał przed nimi różnorodność ludzkiej natury. Od dzieciństwa mówi się nam, że istnieją tylko kobiety i mężczyźni, w dodatku całkiem od siebie różni, jakby pochodzili z osobnych planet. Taki przekaz słyszymy w domu, szkole, kościele. Odkrycie, że żyło się w kłamstwie, może być szokujące. Pytanie, czy to powód, żeby zabijać posłańca?
Ja z kolei nie rozumiem wielu rzeczy, które robi większość. Kobiety – w tym feministki – poświęcają mnóstwo czasu na to, żeby być „wystarczająco kobiece”. Robią makijaż, depilują nogi, chodzą w szpilkach. Panowie również wiele poświęcają, żeby inni uważali ich za „prawdziwych mężczyzn”. Nie rozumiem tego, ale wiem, że życie zgodne z własną tożsamością jest ważne. Nigdy nikomu nie zabroniłobym używania właściwego imienia, zaimków czy robienia czegokolwiek, co pozwala mu być sobą.
Chciałobym tylko, żeby świat stał się bardziej gościnny.
Czynności, które powszechnie są kojarzone z płcią, powinny być kwestią wyboru, nie przymusu. Marzę o świecie, w którym kobieta z włosami na nogach nie jest uważana za brzydką, a mężczyzna może ubierać sukienki, kiedy tylko chce. Chciałobym, żeby mężczyźni, kobiety i wszyscy inni byli oceniani ze względu na to, jakimi są osobami, a nie ze względu na płeć. Fakt, że w XXI w. kobiety wciąż zarabiają mniej niż mężczyźni na tym samym stanowisku, to dla mnie czysty absurd. Podobnie zakaz aborcji, dotyczący nie tylko kobiet, ale każdego, kto może zajść w ciążę.
Wszystko to sprawia nie tylko, że zamurowujemy się w szufladach z napisem „kobieta” lub „mężczyzna” ale też, że warunki w damskiej szufladzie są gorsze. A ja chciałobym, żeby było po równo oraz żebyśmy mogli odwiedzać się nawzajem. Dlatego walczę o swoje prawo do życia pomiędzy i przecierania szlaków dla kolejnych osób, które chcą wydostać się na zewnątrz. Jeśli ktoś uważa, że niszczę perfekcyjnie dobrą komodę i ma mnie za nic więcej, jak kornika drukarza, trudno. Mogę być kornikiem, jeśli dzięki temu wszyscy mamy dostęp do powietrza i światła.
Milo Migacz
Zobacz też: Co to jest aseksualizm, jakie są jego przyczyny i objawy