Piosenka na lato
Walki, podskórne lub jawne, toczą się między biurami podróży, które z uporem wcale nie godnym lepszej sprawy próbują przekonać skołowanych urlopowiczów do swojej oferty.
Wakacje to czas zmagań – aż dziwne, że ktoś wówczas wypoczywa
Walki, podskórne lub jawne, toczą się między biurami podróży, które z uporem wcale nie godnym lepszej sprawy próbują przekonać skołowanych urlopowiczów do swojej oferty. Podobne manewry w mniejszej skali wykonują góralki czatujące na turystów wysypujących się z autobusu na dworcu w Zakopanem. Szczególnie krwawe zmagania toczą się w świecie popkultury. Pozornie mamy do czynienia z martwym sezonem. Nikt o zdrowych zmysłach nie spróbuje zrobić książkowego bestsellera w lipcu, choć plaża czy schronisko górskie wydają się idealnym środowiskiem do lektury. Premiery filmowe są nieliczne i drugiego sortu, teatry nie przyjmą nikogo w swe chłodne podwoje.
Istnieje jeden wyjątek. Świat muzyki. Płyt oczywiście jest mniej, co trudno dostrzec o tyle, że nikt nie kupuje już kompaktów. Za to mamy liczne festiwale plenerowe usiłujące przyciągnąć maksymalną liczbę zainteresowanych, co owocuje rozdźwiękiem stylistycznym i ogólnym bałaganem. Festiwale to nie kłopot, można pojechać na wszystkie lub wybrać ten najbliżej. Ale letnia piosenka, ho ho, to już zupełnie inna para sandałów. Bo taka może być tylko jedna.
Funkcje takiego utworu muzycznego pozostają jasne: ładna melodia obrobiona produkcyjnie zapada w ucho i nie puszcza. Jak słusznie zauważył mistrz gatunku letniego Olek Klepacz, musi się dać ją zagwizdać. Uniwersalny charakter utworu skłania do gwizdania zarówno nad Morzem Czerwonym, jak i w Tatrach. Innymi słowy, mamy do czynienia z precyzyjnym, choć emocjonalnym produktem, który uczyni nasze życie lepszym, niejako spoi wszystkie dobre wrażenia z wakacji i pozostanie zapamiętany. Walczymy o coś więcej. O miejsce w historii.
Z tego względu wesoła piosenka wakacyjna kojarzy mi się z ponurym domem z piwnicą pełną narzędzi tortur. Po radiowy puchar wali tłum rozochoconych wykonawców. Każdy ma świadomość trudności, z którymi będzie musiał się zmierzyć. Należy przecież zdobyć producenta, zarezerwować studio, jeśli nie mamy go w domu, dopchać się z gotowym numerem, gdzie trzeba, aby był słyszalny, czyli grany non stop. Cały ten bieg dokonuje się w harmidrze i tłoku niby ucieczka przed bykiem w Pampelunie: tysiące przeciwników próbuje odepchnąć, przewrócić prosto pod rozpędzone kopyta.
Te trudne warunki skłaniają do skomponowania utworu o zgoła odmiennym wydźwięku: mam na myśli, powiedzmy, jakiś kawałek gotycki o tempie marsza pogrzebowego, ewentualnie coś w stylistyce Rammstein. Niestety, wymagania wakacyjne zmuszają do wesołości. W ciągłym biegu, napięciu, mając pełną świadomość nieprzyjazności otoczenia, trzeba stworzyć maksymalnie pogodną melodię, opatrzyć wesolutkim tekstem, który na koniec trzeba zaśpiewać tak, jak śpiewa się tylko o rzeczach najcudowniejszych: miłości lub milionie dolarów. Nie chcę nawet myśleć, ile trudu, wylanych łez kosztuje jedna taka próba.
A piosenek wakacyjnych powstają tysiące, rok w rok.
Negatywne emocje nagromadzone podczas nagrywania odbijają się nie tylko na twórcach i ich otoczeniu. Straszliwe skutki dotykają nas wszystkich. Liczni eksperci od zmian klimatu wskazują coraz to nowe przyczyny zaburzeń pogodowych: huraganów, powodzi, śniegu w maju. Mówili o dziurze ozonowej, złym gospodarowaniu energią, nawet o wulkanach. Wszystko to nieprawda, przyczyna kryje się w biznesie muzycznym, który w pocie czoła poddałem dogłębnej analizie. Nienawistna energia nagromadzona podczas nagrywania ogromnej liczby kawałków kandydujących do miana wakacyjnego przeboju obraca swą niszczycielską siłę ku temu, co nam najdroższe: ku wakacjom. Najlepiej, żeby zniknęły w burzy, deszczu i gradzie. Niech oceany wystąpią z brzegów, góry przemienią się w doliny, niech stanie się cokolwiek, bylebyśmy nie musieli nagrywać – tak skrzeczą dusze muzyków zamkniętych w studiu. Żeby tylko ich! Podobne nastroje towarzyszą współpracownikom, rodzinie, przyjaciołom. Ta potężna energia psychiczna sprawia, że z roku na rok pogoda w wakacje jest coraz gorsza.
Zastanawiałem się, jak zwalczyć ten problem. Najprostszym rozwiązaniem byłoby przygotowanie wielkiej społecznej kampanii przeciwko słuchaniu piosenek na lato. Biorąc pod uwagę jakość tych ostatnich, twierdzę, że przedsięwzięcie zakończyłoby się powodzeniem. Zyskałem jednak nieoczekiwanego sojusznika w postaci pstrokatej Lady Gagi. Ta genialna gwiazda będzie nagrywała letnie przeboje jeszcze za lat 50, a gdy wreszcie zamilknie, ludzie zremiksują stare numery. Jej bezdyskusyjna dominacja skłoni konkurentów do zaprzestania produkcji przebojów wakacyjnych. Bo po co? I tak nie mają szans.
I wreszcie pogoda w lipcu i sierpniu będzie naprawdę piękna.
Łukasz Orbitowski / Miasto Kobiet nr 4/2010
안전바카라 14 stycznia, 2020
… [Trackback]
[…] Information to that Topic: miastokobiet.pl/piosenka-na-lato/ […]