Thursday, January 16, 2025
Home / Ludzie  / Kre-aktywne  / Pani inspektor na straży braci mniejszych

Pani inspektor na straży braci mniejszych

Na cierpienie zwierząt jest bardzo wyczulona. "Z premedytacją działa jedynie człowiek" – mówi Aleksandra Wołek, inspektor z Krakowskiego Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami.

Na cierpienie zwierząt, które nie są przecież w stanie obronić się same, jest wyczulona jak mało kto. – Z premedytacją działa jedynie człowiek – mówi Aleksandra Wołek, inspektor z Krakowskiego Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami.

Inspektor z kotem LEAD

Aleksandra Wołek podczas koncertu charytatywnego na rzecz zwierząt zorganizowanego z okazji Dnia Kota | fot. Dorota Ostrowska

Jesteś tuż po pracy, co ciekawego się dziś działo?
Mój dzień rozpoczął się od zabrania psiaka z hotelu dla zwierząt. Zawiozłam go na badania, w międzyczasie dostałam zgłoszenie od straży miejskiej, że ktoś porzucił psa. Możliwe, że próbował iść  instynktownie za właścicielem. Później kolejne zgłoszenie – pies w stanie tragicznym. Właścicielka próbowała podjąć leczenie, ale nie było jej na nie stać. Pies wyglądał strasznie, cały w pchłach, prócz tego prawdopodobnie miał drożdżycę, był cały pokaleczony, ocierał się o wszystko, byle złagodzić świąd..

Traktujesz to bardziej jako pewien rodzaj misji niż pracy.
Zdecydowanie. Jestem przeszczęśliwa ponieważ robię to, co kocham. Jestem osobą energiczną, a tutaj codziennie dzieje się coś innego, codziennie jest inne zgłoszenie, inne zwierzę, które potrzebuje pomocy. Czasami praca bywa nieprzyjemna, jednak nigdy nie brakuje mi do niej zapału.

Jak wygląda zwyczajny dzień pracy inspektora?
Przychodzimy do biura i jeżeli nie ma nowego zgłoszenia, zajmujemy się interwencjami, których nie udało się zrealizować poprzedniego dnia. Zgłaszane jest wszystko – zaczynając od pokaleczonych gołębi, poprzez porzucone psy, koty, źle traktowane konie, na pustułkach i innych rzadkich ptakach kończąc. Oczywiście, nie wszystko leży w naszych kompetencjach, dzikimi zwierzętami zajmuje się w Krakowie firma Kaban i Dzika Klinika. My interweniujemy w sprawach z terenu gminy Kraków. Czasem, jeśli jest jakiś drastyczny przypadek, którego nikt inny nie chce się podjąć poza gminą, także reagujemy.

Dlaczego wybrałaś akurat taki zawód?
Naszą rolą jest budowanie świadomości, bo to nie sztuka nakrzyczeć na kogoś, zabrać mu psa i wywieźć do schroniska. Bywają przypadki, w których zwierzę krzywdzone jest nieświadomie, ponieważ niektórzy nie wiedzą, że jego pupil może cierpieć. Cel, który nam przyświeca to dobro zwierząt, a nie wszystkich stać na ich utrzymanie, mimo szczerych chęci. Wtedy zalecamy, aby napisać do nas podanie. Chętnie pomagamy, częściowo refundujemy zabiegi, ofiarujemy karmę. Lubię pomagać i kocham pracę ze zwierzętami. Nie wyobrażam sobie pracy w innej branży.

Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że to bardzo trudna praca.
Trzeba mieć bardzo mocne nerwy, bo czasem zwierzęta są w krytycznym stanie. Czarek był pierwszym psem, jakiego odebrałam. Przetrzymywano go w stodole, był dosłownie przykuty do bron. Niedożywienie psa oraz miejsce w jakim przebywał przyczyniły się do tego, że oślepł. Buda się rozpadała, o ociepleniu nie było mowy – warunki były straszne. Trafił do hotelu i po roku znalazł szczęśliwy, odpowiedzialny dom. W tej pracy nie należy dać zwodzić się pozorom. Zgłoszono do biura, że pewna suczka jest źle traktowana przez właściciela. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być w porządku – kojec ładny, buda też. W toku dalszej interwencji okazało się, że w kojcu do jedzenia była jedynie surowa, świńska noga, brakowało miski z wodą, a zwierzęciu z pyska kapała krew. Podczas badania zobaczyliśmy krwawe wybroczyny na brzuchu – w wywiadzie wyszło, że był bity młotkiem i obrzucany kamieniami. Został odebrany  przy interwencji policji, podczas której właściciel cały czas się śmiał. Wszczęto postępowanie o popełnieniu przestępstwa, sprawa jest w toku. Czasem trafi się na właścicieli, którzy dobrowolnie oddają zwierzę, ale niekiedy interwencja policji, czy powiatowego lekarza weterynarii jest niezbędna.

Zdarzają się chwile zwątpienia, kiedy macie świadomość, że nie możecie pomóc?
Bardzo często, niedawno mieliśmy dwie takie interwencje. Jedna z nich to  zgłoszenie, że pies jest w opłakanym stanie – zakrwawiony, na łańcuchu, skóra zdarta z połowy pyska. Dzwoniliśmy do drzwi, ale nikt nie otwierał. Nie możemy wejść na teren posesji. Zwierzę wyraźnie cierpiało, a my nie mogliśmy mu pomóc. Zostawiliśmy wezwanie, aby się z nami skontaktowano, ale bezskutecznie. Właściciele odważyli się odezwać, kiedy podjęli leczenie psiaka. Przestraszyli się wezwania, czasami jednak to nie działa… Druga sytuacja, jaką mieliśmy to wychudzony wyżeł w kamienicy, mający poważny problem z poruszaniem się. Byliśmy na miejscu kilka razy, zostawiając wezwania. Także bez rezultatu. Najświeższe zgłoszenie to potrącony kot, połowę tułowia miał zmiażdżoną. Założyłam grubą, skórzaną rękawicę na jedną rękę, a na drugą cieńszą, lateksową, żeby mieć większy zakres ruchów. Złapałam go, ale bardzo się wyrywał i był agresywny, poranił mi całą dłoń. Zawiozłam go do schroniska. Niestety, stan był na tyle ciężki, że musiał zostać uśpiony. Miałam ogromne poczucie beznadziei, dałam sobie pokaleczyć dłoń i na nic się to zdało. Pocieszam się, że nie konał gdzieś pod drzewem, tylko w humanitarnych warunkach.

Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami podczas Wielkiej Kwesty na Rzecz Zwierząt | fot. archiwum prywatne

Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami podczas Wielkiej Kwesty na Rzecz Zwierząt | fot. archiwum prywatne

Codziennie spotykasz się z ludzkim okrucieństwem i bezmyślnością. Czy praca zmieniła Ciebie i Twoje spojrzenie na innych?
Nauczyła mnie, aby nie oceniać po pozorach. Zdarza się, że jedziemy do biednej osoby, która mimo niedostatku dba o pupila, odejmując sobie od ust, a często u osób mających trzy samochody, zwierzę jest uwiązane na łańcuchu, bez jedzenia i wody. Czasami mam wrażenie, że ubodzy potrafią docenić, że zwierzę kocha nie za to, co mamy, tylko za to jacy jesteśmy. Niektórzy oddają serce pupilowi, a inni traktują jak rzecz.

Jak traktowana jest młoda, atrakcyjna kobieta w poważnej roli inspektora?
(śmiech) Różnie to bywa. Byłam na jednej interwencji u kobiety, która miała wyraźny problem z alkoholem. Pies był kompletnie wyrwany z rzeczywistości, nie wiedział, co się z nim dzieje. Wchodził w ściany, puszczały mu zwieracze. Pani, jak twierdziła, leczyła go Apapem. Po ciężkiej batalii z właścicielką odebraliśmy psa i trafił do schroniska w stanie krytycznym i niestety został uśpiony. Podczas interwencji wyzywała mnie od smarkul i innych. Nie każdy traktuje mnie poważnie, do tego zmagam się ze stereotypem blondynki. Staram się ubierać mało wystawnie, żeby dodać sobie powagi. Plusem jest to, że kiedy spieszę się na interwencję, panowie pobłażają mi wymuszanie pierwszeństwa na jezdni. Na interwencje zazwyczaj jeździmy w parach, zawsze mam przy sobie kolegę, dzięki temu czuję się bezpieczniej.

Masz własne zwierzaki?
Tak, obecnie mam trzy psy i kota, troszkę tej ferajny jest, ale daję radę. Niedawno wżeniłam swojego chłopaka w kotka, którego ktoś przyniósł nam do okna życia, które mamy w Towarzystwie. Przygarnęłam go wstępnie na 3 dni, ale docelowo wiem, że kicia z nami już zostanie. Nie mam rodzeństwa, więc te wszystkie zwierzaki traktuję jak swoją rodzinę i dbam o nie najlepiej, jak tylko potrafię.

Bardzo dużo pracujesz. A co robisz w wolnym czasie?
Kiedy mogę – odsypiam i chodzę na siłownię. Poza tym, to, co robię poza pracą, paradoksalnie się z nią łączy. Prowadzę m.in. profil na facebooku Krakowskiego Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami, zachęcam serdecznie do polubienia go. Dodajemy zdjęcia podopiecznych, relacje z interwencji.  Piszemy co się działo, zachęcamy do udzielania pomocy, także finansowej. Jest u nas wiele zwierząt chorych, które jedzą tylko specjalistyczną  karmę, która jest bardzo droga. Prosimy często, by przynieść chociaż jeden worek takiej karmy. Jesteśmy organizacją pożytku publicznego, więc utrzymujemy się wyłącznie z darowizn z 1 proc. i z opłaty za posiadanie psa.

Jak jeszcze można wspomóc Towarzystwo?
Kupując karmę, którą można przeznaczyć najbardziej potrzebującemu zwierzęciu. Także dokonując wpłaty darowizny oraz odpisując 1% podatku ( KRS: 44704) – wszystkie pieniądze przeznaczane są na pomoc naszym podopiecznym. Niektórzy poddają w wątpliwość, czy kwotę faktycznie przekazujemy zwierzętom. Pracujemy tam nie dla zysku, bo jak się można domyślić, w organizacji non profit niewiele się zarabia – robimy to dla własnej satysfakcji. Na stronie www.ktoz.krakow.pl można dowiedzieć się więcej o Towarzystwie. Jeśli ktoś zechciałby pomóc, do czego gorąco zachęcam, na portalu jest zakładka kontakt. Z góry serdecznie dziękujemy.

rozmawiała Oktawia Stachowicz

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ