Osuchowski: Dlaczego nie chcę być kobietą…
Bo nie będę się nigdy mizdrzył do aparatu fotograficznego! Zdjęcie paszportowe robię w 30 sekund (28 marnotrawi ten, kto pstryka), a pamiątkowe z wakacji lub komunii w pięć! Nie przeszkadza mi fryzura „wkurzonego Chopina” ani

Przemysław Osuchowski: Dlaczego nie chcę być kobietą ... / ilustracja Andrzej Politowicz
Bo nie będę się nigdy mizdrzył do aparatu fotograficznego! Zdjęcie paszportowe robię w 30 sekund (28 marnotrawi ten, kto pstryka), a pamiątkowe z wakacji lub komunii w pięć! Nie przeszkadza mi fryzura „wkurzonego Chopina” ani trzydniowy zarost. Na zdjęciach jestem zwykle przygarbiony, z wypuszczonym „mięśniem piwnym”. Ubranie pomięte, buty zakurzone. W ręce papieros, spojrzenie „bykiem”, a i mina jakaś taka… niezbyt myśląca.
Ale wyjmijcie aparat fotograficzny przy kobiecie. Na bank usłyszycie ryk ranionego łosia: Nieuczesana jestem! Potem niezmiennie następuje deklaracja, że ona zdjęć nie lubi, że może nie jest to najlepszy moment. Że znowu wyjdzie źle jak zawsze, że wszystkie albumy pod kluczem musi trzymać, że dzieci się śmieją… Ale jednak podrywa się energicznie i… zaczyna się kabaret.
Najpierw znika z kadru, żeby tylko przypudrować nosek. To znaczy, że robi sobie fryzurę, pełny, ślubny makijaż oraz że się przebiera. Z przebieraniem wiadomo, jak jest. Żadna przecież nie ma się w co ubrać, ale po półgodzinie (zaraz, zaraz, sekunda, dwie!) przymiarek wygląda już jak kameleon. Kolory dostosowane do otoczenia, pory roku, pogody, krój odpowiednio maskujący lub eksponujący. Wszystko dopasowane do powabów (im obfitsze, tym bardziej stringi prześwitują) i stroju ewentualnych konkurentek, by je przyćmić. One zresztą na wyścigi czynią to samo. Wyścig zbrojeń! Perfumować się do zdjęcia?!
Nadchodzi dostojnie… Obcas niebotyczny. Jakiś głupawy szal, niby niedbale zarzucony, powiewa. Pies zaczyna skomleć, bo pani chyba coś się stało… W ręku koniecznie musi mieć (ona, nie pies) jakiś rekwizyt. Nie, nie, to nie jest nigdy siatka z zakupami! To są okulary plażowe, wielgachny kapelusz, tomik poezji, kwiecie jakieś badziewiaste lub wianuszek. Skąd ona to bierze?!
Gdy już stanie przed obiektywem, jej ciało przechodzi prąd. Kilka tysięcy woltów! W sekundę robi się wyższa! Podbródek podniesiony, szyja… ona ma szyję! Ramiona w tył, biust podskakuje do góry i pręży się, a kręgosłup gnie (Ramona?), brzuch niebezpiecznie się kurczy, biodra lekko skręcone, jedna noga kolanem do przodu… Na siedząco zaś zakłada nogę na nogę ekwilibrystycznie… No przecież spadnie zaraz! A nie spada… I wysiłku na twarzy nie widać! Czy to na pewno ona?
I teraz sakramentalne: Daj znak, kiedy pstrykniesz!
Uwaga, teraz – wołam. W okamgnieniu coś dziwnego dzieje się z jej twarzą! Brwi odjeżdżają do góry, oczy robią wytrzeszcz (nawet pod słońce, co ślepotą grozi!), policzki się zasysają, a usta puchną! I wtedy ręka wykonuje niedbały gest poprawiania włosów… Ale tak, żeby ani rekwizyt w dłoni nie zniknął, ani pomalowane paznokcie nie przestały razić. I jeszcze słychać takie… ni to westchnienie ssące, ni to podmuch z głębi trzewi. Zupełnie jak Serena Williams przy oburęcznym backhandzie.
Pstryk…
Czekaj, czekaj, chyba zamknęłam oczy! Powtórz!
A potem:
Pokaż… No tak, oczywiście jest źle i trzeba powtórzyć… – i wcale nie jest ważne, że w tle błysnęła błyskawica, wybuchł wulkan, słońce plunęło czerwienią zachodu, przeleciał orzeł bielik i przejechał na rowerze prezydent państwa. – Eee, jakoś grubo wyglądam. Skasuj. Natychmiast! Nie masz pojęcia o robieniu zdjęć…
No, chyba nie mam. I pewnie dlatego coraz częściej fotografuję tramwaje. One nic nie mówią. Najwyżej skrzypią na zakrętach. Ale tego na zdjęciach na szczęście nie słychać…
Przemysław Osuchowski