Choinka, czyli dlaczego nie chcę być kobietą…
Kobiety stroją się i przyozdabiają, by i tak skończyć ostatecznie jako bożonarodzeniowa choinka. Osuchowski znów prowokuje na święta
Dlaczego nie chcę być kobietą?
Bo gdy chcę wyjść w gości lub gości w dom przyjąć, biorę prysznic, wkładam czystą koszulę, umiarkowanie znoszone buty, sprawdzam długość paznokci i zarostu, odgarniam z czoła włosy i… jestem świątecznie gotowy. A gdy chcę kupić choinkę, wybieram gęstą, dorodną. Stawiam i ewentualnie przyozdabiam… ćwiartką talii kart. W tym roku będą to kiery. I już!
Kobieta, nawet gdy do ludzi nie wychodzi, marnuje większość swojego czasu na maskowanie i pozorację oraz na rzekome przyozdabianie tego, co Pan Bóg w swej prostocie genialnej i w naiwności również boskiej stworzył. Zacznijmy od stóp… Ona maluje tam paznokcie! Z obydwu stron. Tworzy fetysz. A potem wkłada ów do butów. Znęca się nad stopami! Rżnie brzytwą, trze pumeksem do krwi, smaruje kremami. I buch w skarpetki, rajstopy, pończochy. Ona w dodatku co dwa, trzy dni goli nogi! Nawet jak jej nic tam nie rośnie. I znów kremuje (krem nr 2). Na to samoopalacz (krem nr 3). Ubranie dopiero potem. Co dwa, trzy miesiące męczy łydki i uda laserowym ogniem. Blizn się nie boi, bo na blizny jest krem nr 4. Jeszcze staranniej pastwi się kobieta nad tym miejscem, do którego tylko księżyc zagląda parną nocą. Wzgórek Wenery, mimo że skryty, jest poligonem kosmetycznych wojsk pancernych. Ona najdelikatniejszy cud świata bombarduje: ogniem i mieczem, zbrodnią i karą, czerwonym i czarnym, wojną i pokojem, mistrzem i Małgorzatą, nagimi i martwymi, starym człowiekiem i morzem, miłością i gniewem, paragrafem 22 i rzeźnią nr 5! Tnie, podgala, szarpie, gorącym woskiem leje, wyrywa! Kremy nr 5 i 6, przed i po, zapachowe i neutralne…
Uff! A jest jeszcze krem nr 7 do stosowania wewnętrznego, i nie chodzi tylko o to, że trzyma się toto w lodówce! Nie rozumiem, na co to wszystko, skoro na wierzch i tak zakłada tylko szmatkę mniejszą od biletu do kina, umocowaną na sznurku między pośladkami… Wyżej też jest nielekko. I z kremem nr 8. Żeby nie było przypadkiem bezboleśnie, w pępku bywa kolczyk. Osobno „przygotowuje” do wyjścia biust. Masowanie i podnoszenie mojego sprzeciwu nie wzbudza, ale kolorowanie brodawek, ich kolczykowanie i pobudzanie maścią (nr 9) chłodzącą sutek, coby się prężył bohatersko, to już jakby przesada…
Przedramiona też idą pod golarkę (krem nr 2, ten co do nóg). Wierzchu dłoni nie goli, tylko sierść wyrywa… Paznokcie? Epopeję można by napisać! Profesjonalna manikiurzystka kradnie jej dwie godziny, a rezerwować termin trzeba miesiąc wcześniej. Potem jeszcze tipsy malowane jak hinduskie ciężarówki. I pewnie jakiś krem do polerowania (nr 10). Pod pachami kosiarka do trawy i krem jedenasty plus puder wcale nie wieńczą dzieła. Jeszcze antyperspiranty czy coś tam.
Szyja – masaż, krem (nr 12), kolorowe pyłki i tajemnicze zapachy. Twarz (po ogoleniu i plastrach woskowych) ma chyba najtrudniej. Na same usta idzie krem (nr 13), szminka, konturówka i błyszczyk. Na policzki podkład (to chyba też w kremie, czyli nr 14) i pudernica w ruch. Krem pod oczy (nr 15) i nad (nr 16). Potem jeszcze tusze, cienie, zawijanie rzęs i wyrywanie brwi (żeby je potem narysować!). Na finał brokat. Całość wieńczą perfumy. O fryzurze napiszę kiedyś osobno… Przed lakierem też idzie na nią jakiś krem. Siedemnasty.
No i wygląda jak… bożonarodzeniowa choinka.
A najdziwniejsze jest to, że żadna kobieta nie chce uwierzyć, że w nawet przeciętnej jodełce lub sośnie adorujemy świąteczny symbol, a nie wiszące na niej bombki. A kobiety skończenie piękne po prostu zostawiamy… mężczyznom bez wyobraźni!
Przemysław Osuchowski
Anna W 11 lutego, 2012
Przemo przyjacielu, a gdzie Ty takie kobieto podobne choinki spotykasz?:)
a