– Justyna była jak wielozadaniowy projekt, tylko że nikt nie wiedział, że do projektu przypisany jest więcej niż jeden wykonawca… Było nas trzech, a ona była żmiją – śmieje się gorzko Adam. Zaczęło się od kawy, potem był chory kot, delegacje i zupełnie niespodziewane zakończenie
Mam chorego kota
Kiedy Adam poznał Justynę, wydawało się, że los w końcu się do niego uśmiechnął. Spotkali się przypadkiem w małej kawiarni, gdzie Justyna zagadnęła go, prosząc o pomoc przy wyborze kawy. Jej pewność siebie, błysk w oku i urok osobisty zrobiły na nim piorunujące wrażenie. Jeszcze tego samego dnia wymienili się numerami telefonów. Kilka spotkań później, Justyna stała się nieodłączną częścią myśli Adama. Była energiczna, pełna pomysłów i ciągle w biegu. Jej praca była mało dochodowa i bardzo wymagająca – nie do końca rozumiał, dlaczego nie znajdzie sobie jakiejś innej. Justyna była wiecznie w trasie, co tydzień w innej delegacji. Mimo napiętego grafiku, znajdowała czas na randki, chociaż głównie w weekendy. Ale Adam też był zajętym człowiekiem, miał własną firmę i nie przeszkadzał mu chaotyczny grafik nowej dziewczyny. W drugim miesiącu związku, Justyna wspomniała, że jej kot – Figa – poważnie zachorował, a leczenie będzie kosztować fortunę.
– Nie prosiła mnie o te pieniądze, ale wiedziałem, że to dla niej ważne, a wtedy zrobiłbym dla niej wszystko. Mam dochodową firmę, sam zaproponowałem, że wyślę jej pieniądze na leczenie kota, a ona zwróci mi, gdy będzie mogła. To były dwa tysiące złotych – wspomina Adam.
Następne tygodnie mijały spokojnie, a kot wyzdrowiał. Justyna wydawała się szczęśliwa, Adam też. Uważał za bardzo urokliwe to, że jego dziewczyna jest tak dobrze zorganizowana, a równocześnie bywa taka roztargniona. Przykładowo, jednego dnia pod jej drzwiami stał kurier z paczką do opłacenia gotówką przy odbiorze, bo Justyna zupełnie zapomniała zmienić sposób płatności. Dobrze, że Adam akurat u niej nocował. Innym razem, potrafiła zadzwonić do niego w biegu, niemal płacząc, bo była umówiona do kosmetyczki a zapomniała z domu portfela.
– Śmiałem się wtedy z jej uroku, a gdy poprosiła, żebym przelał jej 300 zł, od razu to zrobiłem. Wtedy nie widziałem w tym nic podejrzanego – mówi Adam.
Polecamy:
Delegacje?
Z czasem Justyna stawała się coraz mniej dostępna. Widywali się tylko w weekendy, czasem jedynie raz w tygodniu. Adam tłumaczył to wymagającą pracą dziewczyny.
– Nigdy nie podważałem jej wersji. Miała w sobie coś, co sprawiało, że człowiek jej wierzył. Poza tym, kto by podejrzewał, że kobieta, która twierdzi, że pracuje po 12 godzin dziennie, miałaby czas na coś więcej? – opowiada Adam. Jednak w pewnym momencie zaczęły pojawiać się drobne nieścisłości. Justyna wspominała o tym, że musi lecieć do Krakowa, a na jej Instagramie pojawiło się zdjęcie z warszawskiego parku. Nie przyszło mu jednak do głowy, że mogła kłamać – bo i po co? Myślał, że zdjęcie zrobiła po prostu wcześniej. Potem jednak zaczęły dochodzić inne detale – mocny zapach męskich perfum na jej szaliku, czy paragon z miejscowej kawiarni, datowany na dzień, kiedy Justyna miała być poza miastem. Pewnego dnia, gdy dziewczyna rzekomo była w Krakowie, on zobaczył ją w centrum Warszawy, spacerującą z elegancko ubranym mężczyzną. Była roześmiana i widać było, że dobrze się bawi.
– Pamiętam, jak wtedy pomyślałem: „Może wróciła wcześniej i po prostu zapomniała mi powiedzieć”. Gdy ją zapytałem, powiedziała, że delegacja została odwołana, a to kolega z pracy zaprosił ją na szybki lunch. Niby to kupiłem, ale miałem coraz większe obawy, że umyka mi pełen obraz. Kiedy w ciągu następnego miesiąca natknąłem się na nich ponownie, byłem pewien, że Justyna mnie zdradza.
Postanowiłem poczekać, aż się rozejdą i zaczepić tego mężczyznę – dodaje.
Nie przegap:
„Znajdował kobiety samotnie wychowujące dzieci” – prawdziwa historia
Konfrontacja
Adam był pewien swojego scenariusza, szczególnie po tym, gdy zadzwonił na telefon Justyny, a ona nie odebrała. Czekał, aż spotkanie się zakończy, a gdy to się stało – pobiegł za nieznajomym. Gdy zapytał mężczyznę o to, skąd zna Justynę, dowiedział się, że nie tylko on nazywa ją swoją dziewczyną.
Nowo poznany mężczyzna, Karol, spotykał się z Justyną od pół roku, czyli mniej więcej tyle, co Adam. Po krótkiej rozmowie wyszło na jaw, że Justyna nie tylko spotykała się z oboma mężczyznami, ale też korzystała z ich finansowego wsparcia. Karol także sfinansował Justynie leczenie kota, tyle że miesiąc po Adamie. Karol mieszkał w Krakowie i przyjechał do Warszawy na miesiąc, żeby zaopiekować się mamą po operacji. Nie wiedział nawet, że Justyna mieszka na stałe w stolicy. Mówiła mu, że jest z Poznania, a do Warszawy jeździ tylko w delegacje. Gdy była w Krakowie, nocowała u niego. Adam i Karol uzgodnili, że spróbują odzyskać przynajmniej część pieniędzy. Adam wspomina, że nie chodziło nawet o kwotę, tylko o zasadę.
– Oboje czuliśmy się oszukani i wykorzystani – dodaje. Zdecydowali się pojawić w mieszkaniu Justyny niespodziewanie, licząc, że taka konfrontacja wyjaśni sprawę.
To, co zastali w mieszkaniu Justyny, przerosło ich najśmielsze wyobrażenia. Drzwi otworzył trzeci mężczyzna, półnagi. Adam wpadł do mieszkania, w którym przecież spędził tyle czasu. Zastał Justynę w kuchni, najnormalniej w świecie zmywającą naczynia.
– Gdy Justyna mnie zobaczyła, w jej oczach pojawił się strach. Ale gdy do pokoju wszedł Karol, zupełnie zastygła. Ale potem otrząsnęła się bardzo szybko, kazała temu trzeciemu facetowi wyjść i powiedziała nam: „Dajcie mi spokój. Już was nie chcę widzieć”. I tyle. Żadnych przeprosin, żadnego wyjaśnienia
– opowiada Adam.
Justyna wypchnęła mężczyzn z mieszkania i zatrzasnęła im drzwi przed nosem. Zniknęła z ich życia tak szybko, jak się w nim pojawiła. A pożyczonych pieniędzy żaden z nich nie odzyskał.