Wiadomość o powrocie ikonicznych zapachów tej japońskiej marki z pewnością ucieszyła wielu fanów, którzy zdążyli już za nimi zatęsknić. Commes des Garçons postanowiło wznowić pierwsze, uznane za najbardziej innowacyjne, kompozycje, których początek sięga 1996 roku, i wydać je w formie przypominającej olfaktoryczne archiwum marki. Teraz każdy będzie miał możliwość poznania zapachów, jeśli wcześniej nie miał z nimi styczności, albo pozwoli przypomnieć je swojemu nosowi, sprawiając mu tym samym wielką radość
Historia zaczyna się od zapachu Eau de Cologne (1996) autorstwa słynnego nosa marki – Marka Buxtona. To świeża, lekka, a zarazem pełna energii kompozycja oparta na cytrusach, bukiecie frezji i płatków róż, ostrych przyprawach korzennych i mocniejszej, żywiczno-drzewnej bazie z labdanum i drzewem sandałowym na czele.
Robimy przeskok do 2000 roku i serii zielonych zapachów o nazwie Leaves. Ideą tego konceptu było siedem zmysłów: węch, światło, dotyk, wzrok, powietrze, emocje oraz pamięć. Powrócił Calamus – niezwykle świeży i intrygujący zapach inspirowany trzciną moczarową, gdzie królują ziarna selera, pełne świeżości młode liście bambusa i jagody, a także kompozycja Lily z lekką, nieco słodką konwalią na czele.
Rok później pojawiamy się w Serii Czerwonej – koloru słońca, ognia, energii płynącej z krwi oraz bramy do Świątyni Dalekiego Zachodu, z której płynie wieczny spokój, i zaczynamy podróż z zapachem Palisander – splotem dwóch drzew pełnych majestatu: drzewa różanego z Wirginii oraz brazylijskiego palisandru. Razem tworzą głęboki, podsycony mirrą, czerwony zapach. Kończymy natomiast zapachem Sequoia, w którym króluje tytułowe, gigantyczne drzewo, w towarzystwie mocnego oudu i szklanki rumu.
I wreszcie przed nami Synthetic (2004) – jedna z najbardziej ikonicznych serii. Zapachy łamiące tradycyjne zasady, dla niektórych może i niepojęte, acz niezwykle fascynujące. To kompozycje odwzorowujące miejsca i rzeczy stworzone przez człowieka. Odwiedzamy Garage, gdzie roznosi się zapach benzyny wymieszany z cedrem i wetiwerem. Poznajemy Sodę – zapach cytryny z pieprzem i imbirem, a także Tar, czyli smołę – tutaj mocny gaz koksowniczy wymieszany jest z palącymi się papierosami i bergamotką.
Naszą podróż po olfaktorycznym archiwum kończymy na serii Sweet (2005). Słodycz w najsłodszym wydaniu odnajdziemy w Sticky Cake, czyli w ciastku ulepionym z migdałów, płatków śniadaniowych i pistacji, oblanych sowicie miodem. Nomad Tea to już słodkość uciekająca nieco w egzotykę: napar z liści zielonej herbaty i mięty, posłodzony dziesięcioma łyżeczkami cukru.
Premiera zapachów miała miejsce w maju, a od czerwca dostępne są w Perfumeriach Lulua w Krakowie i Katowicach.