„Odnajdę swojego syna”. María Guadalupe wstaje z tą myślą codziennie od 13 lat
Dlaczego w Meksyku znikają ludzie?
„Nazywam się María Guadalupe. Jestem mamą José Luisa Arana Aguilara, który zaginął 17 stycznia 2011 roku w Guadalajarze, w stanie Jalisco, w Meksyku” – tak rozpoczyna swoją opowieść prawie siedemdziesięcioletnia kobieta, która 13 ostatnich lat swojego życia poświęciła na poszukiwanie zaginionego syna. Razem z tysiącami innych meksykańskich kobiet, które straciły w podobny sposób bliskich, domaga się sprawiedliwości. Porwania, tortury, zabójstwa, zbiorowe mogiły i obojętność władz, powiązanych ze światem przestępczym, to codzienność Meksyku, o której świat wolałby nie wiedzieć.
María Guadalupe Aguilar Jáuregui przyjechała do Krakowa z córka Blancą Araną Aguilar, aby w Willi Decjusza w Krakowie odebrać Polską Nagrodę im. Sérgio Vieira de Mello, Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka, w kategorii „Organizacja pozarządowa”, przyznaną założonej przez nią Familias Unidas por Nuestros Desaparecidos en Jalisco (FUNDEJ).
Doña Lupita (zdrobnienie od Guadalupe) potrafi odtworzyć tamten dzień, 17 stycznia 2011 roku, z dokładnością co do minuty. Mówi, że Pepe (zdrobnienie od José) wyjechał z domu o 11:30.
– Na godzinę 12:00 był umówiony z moim drugim synem, Oscarem, z którym prowadził firmę. Gdy nie dojechał, Oscar zadzwonił: „Słuchaj, mamo, sprawdź, co się dzieje z Pepe, bo nie dotarł na spotkanie. Rozmawiałem z nim przez telefon i nagle połączenie zostało przerwane”. Poszłam od razu do domu mojej synowej i przejechałyśmy całą trasę, którą Pepe musiał się poruszać, sprawdzając, czy nie było jakiegoś wypadku, ale nie znalazłyśmy żadnych śladów. Pojechałyśmy więc do przedszkola, z którego Pepe miał odebrać dzieci o 13:00. Kiedy minęła pierwsza godzina, potem druga, a potem trzecia, a on się nie pojawił, wiedziałam, że stało się coś złego.
Kiedy Guadalupe czekała w przedszkolu, jej córka Blanca obdzwaniała wszystkie szpitale i pogotowia ratunkowe.
– Potem z młodszym bratem pojechaliśmy do kostnicy oglądać ciała o podobnej charakterystyce. Nie chcieliśmy mamie o tym mówić, dopóki nie przekonaliśmy się, że nie ma wśród martwych ciał naszego brata. Dopiero potem spotkaliśmy się z mamą i wtedy tak naprawdę zaczął się największy koszmar naszego życia. Policja powiedziała: „Nie wychodźcie z domu, zainstalujcie sobie specjalny telefon, bo być może ktoś do was zadzwoni z żądaniem okupu”. Ale nikt nie zadzwonił. Wówczas w Meksyku było dużo porwań. Nie mogliśmy spać myśląc o tym, że mogło to spotkać mojego brata, że leży teraz gdzieś zziębnięty i głodny.
Może Cię zainteresuje:
Mój brat utknął po śmierci między światami
Pepe zniknął, a Guadalupe szuka go nieustająco od 13 lat, mierząc się z obojętnością i brakiem aktywności ze strony władz, równocześnie próbując zrozumieć mechanizmy działania przestępczości zorganizowanej w Meksyku.
– Zgłoszenie zaginięcia na policji było przygnębiającym doświadczeniem. Oddział do spraw zaginionych to było maleńkie biurko, dookoła którego piętrzyły się skrzynie z dokumentami osób zaginionych. Nasza teczka wylądowała na górze tego stosu z numerem 250, a był to dopiero początek roku. W tamtym momencie miałam przebłysk zrozumienia tego, z czym będę musiała się konfrontować, i powagi tego, co nas spotkało. Pomyślałam, że jeżeli 17 stycznia jest już 250 podobnych zgłoszeń, to coś bardzo złego dzieje się w tym kraju. Powiedziałam sobie jednak, że ja odnajdę mojego syna. I to jest największa frustracja mojego życia, bo minęło 13 lat, a ja go wciąż nie znalazłam.
– wraca do tamtego dnia.
Doña Lupita była pielęgniarką, synowie prowadzili firmę oświetleniową, córka Blanca pracowała w administracji rządowej.
– Wiedliśmy zupełnie normalne życie, byliśmy wszyscy mocno zapracowani i całkowicie nieświadomi skali problemu związanego z porwaniami/zaginięciami ludzi w Meksyku. Na początku myślałam, że jestem jedyną kobietą na świecie, która szuka zaginionego syna, ale szybko zaczęłam spotykać inne osoby, które były w podobnej sytuacji. Chodziłam na komisariat i tam nagle zaczęłam natykać się na znajomych. „Co ty tu robisz?”, pytałam. „Przyszłam zgłosić zaginięcie mojej córki”. „Co ty tu robisz?”, pytałam kolejną osobę. „Zaginął nasz syn”. Uświadomiłam sobie, że nie jestem sama.
Co gorsza, krąg osób, którym też porwano kogoś bliskiego, zaczął się zacieśniać. Po 13 latach od zaginięcia Pepe, każdy ma już w rodzinie lub wśród przyjaciół kogoś, kto został ofiarą porwania. Blanca wyjaśnia, że problem porwań nasilił się od czasów prezydentury Felipe Calderóna, jako skutek uboczny wypowiedzenia wojny kartelom narkotykowym.
Przez kolejne miesiące, a potem lata, Guadalupe, uczyła się, jak wymuszać na władzy działanie, jak zdobywać informacje, a nawet jak identyfikować ciała zmarłych. W 2013 roku założyła Familias Unidas por Nuestros Desaparecidos Jalisco (FUNDEJ), fundację zaangażowaną w niezależne poszukiwania (bez wsparcia służb publicznych) osób zaginionych w stanie Jalisco w Meksyku. Kluczową postacią na początku tej drogi był jeden z najbardziej znanych meksykańskich poetów, Javier Sicilia, którego syn Juan Francisco został zamordowany w marcu 2011 roku razem z 6 przyjaciółmi. Wszyscy mieli około dwudziestu lat. Ich śmierć zadała kłam propagandzie Felipe Calderóna, że tego typu zabójstwa dotyczą wyłącznie osób związanych ze światem przestępczym.
– Javier w swojej rozpaczy, bezradności i wściekłości, gdy znaleziono ciało jego syna, zakutego w kajdanki i uduszonego w bagażniku samochodu, stworzył Ruch na rzecz Pokoju ze Sprawiedliwością i Godnością (MPJD). Szukałam kogoś z kim mogłabym krzyczeć i dołączyłam do zorganizowanej przez Javiera Karawany Pokoju, która wyruszyła z południowych stanów w Meksyku, na północ, do Stanów Zjednoczonych. Chcieliśmy uwidocznić ten problem i prosić Stany Zjednoczone o pomoc, ale nie poszło nam to dobrze. W Waszyngtonie mieli nas przyjąć kongresmeni, taki był nasz cel, ale nie wpuszczono nas do Białego Domu, wręcz postawiono przed nami podwójne ogrodzenie, abyśmy się nie przedostali. Na spotkanie z nami w Kongresie oddelegowano mało istotnych urzędników, pokazując w ten sposób, że ta sprawa ich nie obchodzi. A powinna – opowiada Guadalupe.
Co ma kongres amerykański do meksykańskich porwań? Między tymi krajami trwa wymiana prowadząca do coraz większego wzrostu organizacji przestępczych. Ogromny popyt na narkotyki w USA napędza narkotykowy biznes w Meksyku. W jedną stronę przemycane są narkotyki, w drugą broń – amerykańscy producenci czerpią ogromne zyski ze sprzedaży jej gangom, i nawet projektują ją z myślą o potrzebach karteli narkotykowych. W przestępczość zorganizowaną w Meksyku uwikłane są władze, policja, a porwania oraz zabójstwa są jednym z elementów systemowego terroru.
– Udział w Karawanie Pokoju nie poszedł jednak całkiem na darmo. Do Waszyngtonu jechały dwa autobusy. W jednym Javier Sicilia i dziennikarze, a w drugim 40 matek, którym zaginęły dzieci. Przez miesiąc miałyśmy okazję, aby rozmawiać nie tylko o swojej stracie, ale też o tym, co jeszcze możemy zrobić i jak możemy być bardziej efektywne. W drodze powrotnej Javier powiedział mi: „Słuchaj, nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi, kiedy będziesz sama, musisz się połączyć z innymi kobietami i musisz wymóc na władzach, żeby ci dawały jakąkolwiek informację na temat zaginionego dziecka”. Wtedy obiecałyśmy sobie, te wszystkie czterdzieści matek, że każda z nas w naszym regionie będzie działać na rzecz zaginionych.
Zobacz koniecznie:
„Zwycięstwo jest bliskie”. Narges Mohammadi – tegoroczna laureatka Pokojowej Nagrody Nobla
Kolejnym krokiem było „wymuszone” spotkanie z prezydentem. Felipe Calderón przyjechał we wrześniu 2011 roku do Guadalajary, aby wygłosić specjalne orędzie do narodu. Blanca, dzięki swojej pracy w administracji rządowej, zorganizowała dla mamy specjalną wejściówkę. W ten sposób Guadalupe znalazła się, razem z najwyższymi oficjelami w państwie, bardzo blisko prezydenta. Na tyle blisko, aby… przerwać jego przemówienie.
– Kiedy prezydent zaczął mówić o kwestii bezpieczeństwa publicznego, wstałam i powiedziałam: „A kto mi pomoże znaleźć mojego syna? Bo w tym stanie nikt mi nie pomógł, ani gubernator, ani sekretarz, ani żadna inna władza, nikt”. Od razu wyrosła przy mnie służba bezpieczeństwa i chcieli mnie stamtąd wyrzucić. Na to prezydent powiedział: „Chwila, moment, skończę moje przemówienie, po czym się panią zajmę”. Zabrano mnie do jakiegoś pomieszczenia i przez moment przestraszyłam się, że zrobią mi krzywdę. Córka, która patrzyła na to z górnej galerii, też się przeraziła, że matka zniknie, podobnie jak wcześniej zniknął jej brat. Siedziałam cichutko w małym saloniku, a obok mnie dwóch generałów. Kiedy prezydent w końcu przyszedł, usiadł obok mnie i powiedział, zdrabniając moje imię: „Okej, Lupita, teraz opowiedz, o co chodzi”
– Guadalupe uśmiecha się na to wspomnienie.
– Byłam tak przejęta, że nie mogłam nic wykrztusić, tylko zapytałam „czy mogę łyka wody?”. Potem, wiedząc, że jego czas jest ograniczony, szybko nakreśliłam mu sytuację, i dałam przygotowaną wcześniej karteczkę z informacjami o Pepe. Myślę, że nie byłam pierwszą osobą, która do niego trafiała w sprawie zaginięć, bo powiedział: „Nic się nie martw, na pewno pomożemy ci znaleźć twojego Pepe. Powstanie specjalna instytucja, która będzie się zajmowała zaginionymi ofiarami”. Przekazał kartkę ode mnie generałom i powiedział „Obiecałem Lupicie, że się tym zajmiemy i że rozwiążemy jej problem”. Bardzo dobrze się wtedy poczułam – taka upewniona, że jak największy autorytet w państwie, ktoś komu ufasz, coś ci obiecuje, to na pewno to zrobi. Tak jakby on miał jakąś czarodziejską różdżkę…
– śmieje się gorzko.
Przez dwa miesiące Doña Lupita miała otwarty kanał komunikacyjny z generałami, aż pewnego dnia ich telefony zamilkły, a rok później nastąpiła zmiana władzy. Ale ten czas wystarczył, by zdołała przetrzeć drogę do stołecznych instytucji. Wcześniej nawet nie wiedziała, że istnieje federalna policja śledcza, że w prokuratorze jest podjednostka specjalizująca się tylko w porwaniach zorganizowanych przez siatki przestępcze. Po latach okazało się, że ludzie zarządzający tymi jednostkami także mieli powiązania ze światem przestępczym. Wiele z osób, z którymi Guadalupe wtedy się kontaktowała, obecnie siedzi w więzieniu lub jest poszukiwanych przez wymiar sprawiedliwości.
Wśród nich są Jesús Murillo Karam oraz Tomas Zerón. Ten pierwszy został aresztowany w 2022 roku pod zarzutem współudziału w zaginięciu 43 studentów w Iguala jeszcze w 2014 roku, gdy pełnił funkcję prokuratora generalnego. Drugi, były szef Agencji Śledczej ds. Kryminalnych, oskarżony o utrudnianie śledztwa w tej sprawie, uciekł przed wymiarem sprawiedliwości do Izraela. Głośna sprawa studentów, których ciała w większości nie zostały odnalezione do dziś, odbiła się szerokim echem nie tylko w Meksyku, lecz również do świata zewnętrznego przebiła się wreszcie informacja o skali problemu, trudno rozwiązywalnego, gdyż skorumpowane władze, powiązanie ze światem przestępczym, blokują śledztwa.
– Z tych 13 lat poszukiwań syna mogłabym opowiedzieć wam wszystko, każdy dzień i rok po kolei, ale musiałybyśmy wtedy siedzieć tutaj wiele dni. Nigdy w życiu sobie nie wyobrażałam, że dotrę do tego miejsca, w jakim jestem i że będę nadal miała siłę. Moje zdrowie bardzo się pogorszyło i są takie momenty, kiedy kładę się spać i myślę, że już nie wstanę, ale rano wstaję i zaczynam od nowa.
Siłę daje jej sama myśl o synu, modlitwa oraz świadomość, że jest potrzebna innym kobietom, które też szukają bliskich. Przez kolektyw, który stworzyła, przewinęło się już ok. 500 osób.
– Na początku problem zaginięć dotyczył głównie mężczyzn, teraz w takim samym stopniu padają jego ofiarą kobiety i dzieci. Wyobraźcie sobie, jak się czuję, kiedy przychodzą do fundacji matki, zgłaszając zaginięcie córek, które już miały własne dzieci. Jedna z kobiet powiedziała mi płacząc: „Ja nie mogę iść szukać córki, bo muszę się opiekować jej dziećmi”. Bardzo często mężowie czy partnerzy tych kobiet odchodzą i to na babcie spada ciężar utrzymania wnuków – nie tylko takiej podstawowej opieki nad nimi, jak mycie, karmienie, odprowadzanie do szkoły, ale też zarobienie pieniędzy na ich utrzymanie. Te wszystkie zbrodnie najbardziej dotykają warstw społecznych, które już i tak bardzo cierpią i które są najmniej przygotowane do stawiania czoła przeciwnościom. Sporo jest nadal osób niepiśmiennych, więc one nawet nie mają jak szukać informacji. Trudną sytuacją są też zniknięcia mężczyzn, którzy byli jedynymi żywicielami rodziny. To właśnie motywuje mnie do działania. Można powiedzieć, że jestem w uprzywilejowanej pozycji, synowa dba o dzieci, ja mam gdzie mieszkać, mam emeryturę i czas na działanie.
Blanca opowiada, że w związku z zaginięciem brata otrzymała stypendium umożliwiające studia magisterskie z zakresu praw człowieka.
– W pracy dyplomowej skupiłam się na narzędziach i strategiach działań kolektywów matek, które poszukują zaginionych. Gromadząc informacje i statystyki do badań, trafiłam na ciekawą koncepcję, opisaną przez hiszpańską pisarkę, filozofkę i feministkę Carmen Magallón. Zakłada ona, że wszystkie kobiety, które walczą o prawa człowieka i pokój na świecie, mają wspólną cechę, określaną słowem „maternaje”. Bycie matką implikuje konkretne działania, w tym determinację w podtrzymywaniu życia, zarówno w czasach wojny, jak i pokoju. To kobiety sprzeciwiają się wojnom, są budowniczymi pokoju, sprawują „społeczne macierzyństwo”. W Meksyku istnieje coś, co można nazwać „polityką matczyną”. Matki mają ogromne wsparcie społeczne. Kiedy władze zamykają ulice, bo matki demonstrują, i tworzą się korki, kierowcy nie są na nie źli. Są wkurzeni na władzę, że nie słucha matek, że ignoruje ich postulaty.
Kobiety, którym porwano dzieci, mają różne strategie poszukiwań. Najpierw zbierają się, by się pocieszyć, wzmocnić i wspólnie móc występować z postulatami wobec rządu. Tworzą sieci wsparcia, także psychologicznego, dla siebie i dla dzieci osób zaginionych. Siadają przy jednym stole wspólnie z przedstawicielami władzy, tworząc grupy robocze w celu poszukiwania zaginionych. Dużo się modlą, także wspólnie. Używają też symboli, które identyfikują je jako grupę, takich jak trójkątne, zielone chusty, pañoletas.
W 2014 roku miał swoją premierę meksykański film dokumentalny pt. „Retratos de una búsqueda” („Portrety pewnego poszukiwania”) w reżyserii Alicii Calderón, poświęcony matkom zaginionych w Meksyku, w którym występuje również Guadalupe Aguilar. Film z angielskimi napisami można obejrzeć na YouTube:
Przez 13 lat dużo się zmieniło. Guadalupe podkreśla, że na początku poszukiwań syna władze ją ignorowały, a teraz siada z nimi przy jednym stole, co więcej, wymaga, żeby jej słuchali. Jednocześnie z grupy 40 kobiet, z którymi umówiła się po Karawanie Pokoju na organizowanie grup wsparcia we własnych rejonach działania, pozostało tylko 5.
– Niektóre się rozchorowały, niektóre już umarły, a niektóre zostały zamordowane.
Pytana, czy odczuwa zagrożenie swojego życia, opowiada łamiącym głosem:
– Zdecydowanie tak. Dlatego mieszkam sama. Nie chcę być blisko moich dzieci z obawy, że mogłoby im się stać coś złego.
Przestępcy już raz włamali się do jej domu, żeby ją zastraszyć. Zabrali wtedy dokumenty, zostawili groźby na piśmie. Ale teraz Guadalupe, jako obrończyni praw człowieka, przysługuje ochroniarz z urzędu, któremu ona jednak nie ufa. Zresztą obie kobiety nie ufają nikomu z przedstawicieli oficjalnych władz. Nawet prezydentowi. O tym, który aktualnie sprawuje władzę, doña Lupita mówi, że jest najgorszym z trzech, z którymi już miały do czynienia.
– Ten prezydent nie udzielił żadnego wsparcia zaginionym, nigdy nie przyjął w pałacu prezydenckim żadnej z ich rodzin
– dodaje Blanca.
O przestępczości zorganizowanej i kartelach narkotykowych w Meksyku napisano już wiele książek, ale na pytanie, dlaczego ludzie są porywani, jak dokładnie działa ten mechanizm, obie kobiety rozkładają bezradnie ręce. Guadalupe próbuje to wyjaśnić:
– Nie wiemy, nie da się do końca zgłębić logiki tego procederu. Jestem pielęgniarką i nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę musiała studiować inne rzeczy, aby spróbować zrozumieć przyczyny tej sytuacji. Po pierwsze, dlaczego ich porywają? Po drugie, dlaczego ich mordują? Po trzecie, dlaczego ćwiartują ich ciała? Mężczyźni najczęściej porywani są do niewolniczej pracy, kobiety na handel żywym towarem, dzieci na handel organami. Wszystkie te sytuacje związane są z przestępczością zorganizowaną. Innymi słowy, ciebie użyję do tego, ciebie do tamtego, a ciebie jeszcze do czegoś innego. Porwani giną, bo przestępcy zatrudniają ich jako niewolników do wytwarzania narkotyków, do wykonywania wielu zakazanych prac. Ale z czasem ci „pracownicy” chorują, bo są niedożywieni, źle traktowani. A kiedy już stają się nieprzydatni, morduje się ich.
Zawsze podejrzewałam, że mojego syna porwano w ramach handlu organami. Dlaczego? Bo nie palił, nie pił, ćwiczył i ogólnie był zdrowy jak byk. Kiedy zaginął, przeanalizowałam zapisy wszystkich kamer na trasie. Jechała za nim biała furgonetka i był taki moment, że w jednej kamerze Pepe był jeszcze widoczny, a w drugiej za kierownicą jego samochodu już siedział ktoś inny. Cała akcja odbyła się więc bardzo szybko.
Blanca tłumaczy, że nie da się zrozumieć logiki przestępców.
– Mama odwiedzała więzienia i próbowała rozmawiać z kryminalistami, starała się ustalić, czy znają Pepe lub wiedzą, gdzie on jest. Ze zdobytej także w ten sposób wiedzy wynika, że logika przestępców w niczym nie przypomina logiki, którą kierują się normalni ludzie. Nie ma jednego powodu ich działania, ale wspólny jest ten brak ludzkiej logiki, czyli logiki, której osoby nie biorące narkotyków, nie są w stanie zrozumieć. Na przestępczość w Meksyku ma też wpływ sytuacja ekonomiczna. Jest wielu młodych ludzi, którzy nie mają możliwości pracy, a przestępcy ogłaszają, że ich zatrudnią za bardzo sensowne pieniądze. Trudno się temu oprzeć. I werbują ludzi, niby jako strażników albo kogoś do personelu, a w rzeczywistości ci młodzi kończą jako handlarze narkotyków.
Kilka dni temu w Zacatecas, które sąsiaduje z Jalisco, znaleziono 15 osób, które wykonywały przymusową pracę dla przestępców. Żywych. A to… rzadki przypadek. Guadalupe mówi, że 90 procent osób, które zaginęły, odnajduje się martwych, np. w zbiorowych mogiłach, często rozczłonkowanych, trudnych do identyfikacji. W praktyce więc matki szukające zaginionych, szukają… ich ciał.
– Ale wykonaliśmy dużo pracy. Mamy już krajową komisję ds. poszukiwań. Opracowaliśmy też wspólnie – rodziny i władze – protokół poszukiwawczy. Pierwszy krok tego protokołu jest następujący: poszukiwanie musi być natychmiastowe. Pierwsze 30 dni decyduje o tym, czy istnieje szansa na odnalezienie porwanych żywych. Oficjalna strona FUNDEJ na Facebooku codziennie publikuje zdjęcia osób zaginionych, mężczyzn, kobiet i dzieci:
Kiedy matki zgłaszają w fundacji zaginięcia, otrzymują od doñi Lupity rysunek ciała, na który nanoszą wszelkie charakterystyczne znaki, np. tatuaże. Drugi syn Guadalupe, po zniknięciu brata, wytatuował na ciele swoje imię i nazwisko w wielu miejscach, aby kiedyś, gdyby i on padł ofiarą porwania, można było go zidentyfikować. Szczególnie, że cały czas jest problem z badaniami genetycznymi.
– W 2018 roku miał miejsce tak zwany kryzys kryminalistyczny. Guadalajara ma około 5 milionów mieszkańców, a tylko jeden instytut medycyny sądowej, Instituto Jalisciense. Miałam do niego dostęp, gdy zaczęłam studiować identyfikację zwłok i genetykę człowieka. Natknęłam się tam na zamknięte pokoje, a gdy spytałam, co w nich jest, okazało się, że to pokoje pełne materiałów dowodowych, do których nie mieliśmy dostępu. Zdałam sobie również sprawę, że w instytucie tylko jeden genetyk, co wzmogło moją czujność.
Instytut otrzymywał tak wiele niezidentyfikowanych ciał, że brakowało już miejsca, żeby je pomieścić. Blanca opowiada:
– Matki szukały ciał w szpitalach, a one były w instytucie medycyny sądowej, ale badania DNA w Meksyku są bardzo drogie, a 10 lat temu były jeszcze droższe, kosztowały około 20 000 pesos, czyli około 1000 USD, więc ich nie robiono. Ciała nie mieściły się już w chłodniach instytutu. Kiedy pewnego dnia zaginęła córka dyrektora instytutu, który nie dostawał obiecanych funduszy na badania, wtedy zdesperowany dyrektor kazał zapakować w dwie ogromne ciężarówki-chłodnie niezidentyfikowane ciała w plastikowych workach i wywieźć z miasta. Wywołało to ogromne oburzenie, bo nagle opinia społeczna odkryła, że nie ma państwowych funduszy na identyfikację ciał, i że jest ich tak wiele, że nie mieszczą się w instytucie medycyny sądowej. Zareagowały też instytucje zajmujące się obroną praw człowieka, a wszystkie matki zaginionych pomyślały, że może ich dziecko tam jest… Zidentyfikowano 242 ciała z około 800.
Przeczytaj też:
Czym jest patriarchat i jaki ma wpływ na nasze życie?
Mimo iż o sprawie porwań w Meksyku jest głośno na świecie, a w samym Meksyku powstaje coraz więcej instytucji, które zajmują się tą sprawą, proceder ma się bardzo dobrze i jest jednym z głównych problemów i elementów przestępczości zorganizowanej tego kraju. Co musiałoby się zmienić, żeby zmieniła się ta sytuacja?
– Musiałoby się znaleźć więcej osób zainteresowanych prawami człowieka. Kilkanaście lat temu nie wiedziałam nic o prawach człowieka, myślałam, że wszystko, co jest potrzebne do godnego życia, jest zapisane i gwarantowane przez konstytucję Meksyku
– mówi Guadalupe, a Blanca dodaje:
– Przemoc stanowi część systemu patriarchalnego. Carmen Magallón też o tym pisze. Systemowa przemoc związana z płcią i przemoc wobec płci to stały element świata przestępczego.
Rozmowę przeprowadziły: Aneta Pondo i Marta Eloy Cichocka