O jednej nodze w grobie, czyli witaj, trzydziestko
Za tydzień minie trzydzieści lat, odkąd dołączyłam do Systemu Ewidencji Ludności
Kobiety mają z definicji wiele problemów. Jednym z nich jest wiek. Zawsze są albo za stare, albo za młode. Gdy są starsze, twierdzą, że sypią się jak próchno, młode zaś nie mogą się doczekać, kiedy zaczną być poważniejsze, mądrzejsze, dojrzalsze. No i ja właśnie o tym
Za tydzień minie trzydzieści lat, odkąd dołączyłam do Systemu Ewidencji Ludności. Biorąc pod uwagę statystykę i zdrowy rozsądek, jestem mniej więcej w połowie swojego ziemskiego znoju. Przypomniało mi się dzisiaj co myślałam o Przyszłej Mnie dwanaście lat temu, kiedy dusiłam w ręku świeżutki dowód osobisty i z wypiekami kupowałam najsłabsze piwo.
Wróżby młodości, czyli oczekiwania kontra rzeczywistość
Jednym z pewników było to, że jako trzydziestolatka będę ustatkowana. Znaczy się dom z ogrodem, pies i wspaniały mąż. Wyśrubowane wymagania, żadnych półśrodków. Dom trzysta metrów, ogród jak u Gucwińskich. Pies mądry, ładny i grzeczny. Mąż bogaty i przystojny. Tak ma być, to przecież dorosłe życie.
Dziś cieszy mnie, że mieszkanie to nie taka znowu melina, że podłoga się dziś nie klei, że obiad jem ze stołu, a nie z paździerza w kuchni. Że mięta na balkonie całkiem nieźle rośnie.
Że pies niby gryzie, ale nie zawsze do krwi. Że konkubent może i bywa dziwny, ale ma wszystkie zęby, a w moim wieku nie wypada już w zasadzie wybrzydzać. Wszak na wysypisku trzydziestoletnich singli mogłabym wybierać między babą z brodą a potworem z Loch Ness modląc się, żeby choć jedno z nich nie było bezrobotne.
Drugi pewnik to wyszukany gust i smak, którego nabiorę za dekadę z hakiem.
Jako nastolatka wyglądałam jak połączenie wiejskiego festynu ze zlotem satanistów i wiedziałam, że to przejściowe, że niedługo nadejdzie pora garsonki, koka i Pani Walewskiej.
Tymczasem dziś zastanawiam się, gdzie wcisnąć osiemnasty tatuaż, czy łeb posiwiał już na tyle, że warto go farbować, czy na konferencji będzie mi strasznie wstyd, jeśli założę adidasy. Fantazja i smak pozwala mi na łączenie kolorów według zasady jeden człowiek = jeden kolor. Pomadka Diora rozmazuje się na gębie tak samo jak ta za dziesięć złotych. Ciężko być lampucerą, jeszcze trudniej nią nie być.
via GIPHY
Trzecie na pewno to kariera. W trzy dychy będę miała już na koncie Pulitzera, a przynajmniej coś na tyle poczytnego, żeby dostać w łapę więcej, niż pięćdziesiąt złotych od babci za fatygę. Świetna praca, doskonałe zarobki, praca naukowa, kariera rozpędzona jak karuzela pchana przez Roma w podmiejskim lunaparku. Dziś robię rachunek sumienia i zastanawiam się, czy warto było odrzucać tę fuchę przy redagowaniu etykiet na środki czystości. Czy warto dziś siąść i coś napisać, czy może lepiej zarobić pieniądze? Czy wywalili mnie już z uczelni? Czy widzę siebie za pięć lat w państwa firmie? Jezus Maria. A apetyczne, dojrzałe ciało? Przynajmniej nie mam dużo żylaków. Nienaganna kindersztuba? Na szczęście umiem nie zwymiotować publicznie po dwóch piwach. Perfekcyjna pani domu? Cóż, już nie płaczę przy parowaniu skarpet i potrafię odkurzyć. Ciekawe, co będzie w czterdzieści. Mam nadzieję, że felietonu za dziesięć lat nie zacznę słowami: „Witajcie, dziś wypadł mi przedostatni ząb i opowiem wam o moim cewniku”.
Grażyna 20 maja, 2020
Jakbym czytała o sobie, poza tatuażami, choć mentalnie mam ich już kilkanaście