Na co się wybrać do kina, podpowiada dla Miasta Kobiet, Piotr Mirski.
Głód opowieści
„U niej w domu” – przedostatni z filmów taśmowo kręconych przez François Ozona – opowiada o opowiadaniu. O narracji, która staje się sposobem na nudę, narzędziem kształtowania rzeczywistości i narkotykiem. Scenariusz ma szkatułkową budowę: oto podstarzały, zgorzkniały nauczyciel (Fabrice Luchini) dostaje od ucznia (Ernst Umhauer) wypracowanie, w którym ten opisuje swoje wizyty w domu bogatego kolegi, szydzi z niego i przejawia niezdrowe zainteresowanie jego matką. Zaciekawiony pedagog nakłania ucznia do kontynuowania relacji i udziela mu pisarskich rad, jakby cała historia była fikcją, a nie sprawozdaniami z kolejnych eskapad. Z czasem odkrywa, że on sam jest częścią tej opowieści. Pierwsze sceny „U niej w domu” zapowiadają, że będziemy mieć do czynienia z osadzonym w szkolnych realiach kinem społecznym spod znaku „Klasy” lub „Pana Lazhara”. Ozon bardzo szybko rozbija jednak realistyczną konwencję, czyniąc z niej jedynie ironiczną ramę dla historii, której prawdziwość jest cały czas kwestionowana. Pobrzmiewają tu echa także innych jego filmów. Demonicznie uśmiechnięty uczeń burzy spokój burżuazyjnej rodziny tak, jak robił to pewien szczur w „Sitcomie” (który z kolei był trawestacją „Teorematu” Pasoliniego). Sztuka żywi się tu życiem (i vice versa) w podobnym stopniu, co w hitchcockowskim z ducha „Basenie”. Ozon cytuje innych twórców i samego siebie, buduje kolejne poziomy fikcji, prowadzi narrację na wzór telewizyjnego serialu i – o dziwo – cały czas pozostaje pewny i skupiony. Francuski reżyser bawi się, ale tak, żeby widzowie mogli się bawić razem z nim. Brak tej wzajemności był bolączką niektórych jego poprzednich filmów – np. „Angel” lub „Ricky’ego” – które okazywały się opowiedzianymi dla prywatnej uciechy żartami, zbyt autystycznymi, żeby można było dzielić radość ich twórcy. „U niej w domu” jest natomiast dziełem komunikatywnym, a do tego pełnym energii. Cały czas balansuje na granicy czarnej komedii i thrillera, do końca nie przechylając się ostatecznie w żadną ze stron. Podszczypuje klasę średnią, ale podszczypuje także podszczypujących. Jest równocześnie ironiczne i autoironiczne.
Piotr Mirski