NimfoMatka. Czy nimfomanka może być dobrą matką?
Jeśli osoba cierpiąca na nimfomanię jest świadoma swoich problemów, chce pomóc sobie w walce z uzależnieniem, które, jak każde inne, nie może nie mieć dewastującego wpływu na najbliższych, a więc i dziecko, i chce podjąć

Czy nimfomanka może być dobrą matką? / fot. Dainis Graveris / Unsplash
Nimfomania – stan ustawicznej gotowości seksualnej, „schizofrenia od pasa w dół”. Zaburzenie to oznacza ciągłą, wyniszczającą i uporczywą potrzebę uprawiania stosunków płciowych, która stopniowo coraz bardziej przysłania inne sfery aktywności człowieka. Czy nimfomanka może być dobrą matką?
MILKA (31) nie potrafi dokładnie policzyć mężczyzn na swoim koncie: taksówkarz, roznosiciel pizzy, ochroniarz, ciemnoskóry z przystanku, stomatolog…
Hurtowe zaliczanie mężczyzn rozpoczęła dekadę temu. Miała 21 lat, gdy przyjechała do Warszawy z postanowieniem zamknięcia w swoim życiu etapu szarej myszki. W ciągu dnia przedłużała klientkom włosy, a wieczorem dorabiała, tańcząc w nocnym klubie. Pierwsze większe pieniądze wydała na poprawienie nosa, potem powiększyła sobie biust i usta. Będąc turboblondynką, nie miała problemu z zaciąganiem mężczyzn do łóżka. Mówi, że mogło być ich nawet dwa tysiące! Nie pamięta imion, bo jak spamiętać tyle twarzy? Dla bezpieczeństwa do wszystkich mówi „kochanie” i „misiu”.
Potrafię zdobyć każdego. To jest krótka piłka: wyrywam faceta, zaliczam go u siebie i czuję ulgę. Po szybkim numerku najczęściej mówię: „wyjdź i zapomnij o tym adresie”. Nie mam problemu z poznaniem kilku mężczyzn w tygodniu. Ciężko jednak znaleźć kogoś na tyle kompletnego, żeby się zakochać i mieć z nim dziecko. Mój zegar biologiczny tyka, a na horyzoncie nie ma potencjalnego tatusia. Wiem, że będę dobrą mamą, przeleję całą swoją miłość na małą istotkę, dla bobasa zrobię wszystko. O macierzyństwie myślałam już przed zabiegiem powiększenia biustu. Pierwsze, o co zapytałam, to czy będę mogła karmić. Stąd też implanty włożone pod mięśnie.
SABINA w wieku 15 lat zorientowała się, że ma większe potrzeby seksualne niż inne kobiety. Nie wystarczały zabawki z sex shopu, szybko więc zamieniła brzęczące wibratory na prawdziwe „narzędzia pracy”. Miejsce nie miało znaczenia: plaża, budka telefoniczna, schody w kamienicy, winda. Ochotę miała zawsze, nawet podczas okresu.
Na „krwawe dni” też jest sposób: przycina się pół tamponu, moczy go w zimnej wodzie, która tamuje krew, i facet nawet się nie orientuje. Ten motyw podsunęła mi znajoma. Po dwóch latach intensywnego eksperymentowania zaszła w ciążę. Poroniła w trzecim miesiącu. – Nie wiedziałam, czyje to dziecko. Teraz nie ma to znaczenia, ale gdybym urodziła, wychowywałabym brzdąca i dalej robiła to, co lubię.
KAROLINA (27) jest w siódmym miesiącu ciąży. Przyznaje, że nie potrafi opanować apetytu na seks – do tego stopnia, że zbagatelizowała zalecenia lekarza, który z powodu zagrożenia ciąży zabronił jej miłosnych igraszek w ostatnim trymestrze. –
Dostałam jakieś pigułki, a gdy tylko przestałam krwawić, kochałam się mimo wszystko. Nie wiem, jak przeżyję tych sześć tygodni po porodzie, gdy nie będę mogła uprawiać seksu! Myślałam już nawet o cesarce, ale tam, gdzie miałoby przebiegać cięcie, mam tatuaż, nie będę więc ruszać tego miejsca, zresztą potem wszystko długo się goi. Wyjęłam tylko kolczyk z pępka ze względu na rosnący brzuszek. Daję sobie pół roku na dojście do siebie po porodzie. Jak mi zostanie wisząca do kolan skóra, to machnę sobie operację. Przy maluchu trzeba będzie siedzieć, ale tak sobie myślę, że jak przestanie jeść z cyca, załatwię mu nianię.
ANIA (24) pięć lat temu została matką. Wyszła za mąż za ojca swojego dziecka. Dziś się rozwodzą. W czasie ciąży uprawiała seks prawie do samego rozwiązania, a dwa tygodnie po porodzie, ze świeżą raną, poszła w tango. Pamięta ból, jednak potrzeba była silniejsza. Kocha seks grupowy i od kilku lat jest stałą bywalczynią klubów dla swingersów. Chętnych do igraszek znajduje również za pośrednictwem ogłoszeń towarzyskich. Często jednak jest rozczarowana wyłowionymi z sieci kochankami.
Wkurza mnie, że robią z siebie ogierów, a w praniu okazują się marnymi „kciukami”. Mimo ciągłego podniecenia, rzadko mam orgazm i wracam nienasycona. Zdarza się, że panowie proszą ją o pokazanie papierka, czy jest zdrowa, dlatego też regularnie, co trzy miesiące się bada.
Nimfomania – schizofrenia od pasa w dół
Nimfomania jest błędnie kojarzona z mitem zrodzonym z męskich marzeń. Oscar Wilde wykreował archetyp femme fatale, twierdząc, że nimfomanka to zepsuta kobieta, której mężczyźni nigdy nie mają dosyć. Profesor Zbigniew Lew-Starowicz, najbardziej znany polski seksuolog i psychoterapeuta, opisuje nimfomanię jako stan ustawicznej gotowości seksualnej, „schizofrenię od pasa w dół”. Zaburzenie to oznacza ciągłą, wyniszczającą i uporczywą potrzebę uprawiania stosunków płciowych, która stopniowo coraz bardziej przysłania inne sfery aktywności człowieka. Nadmierny popęd seksualny połączony z poszukiwaniem nowych partnerów i podejmowaniem współżycia w każdej, nawet niesprzyjającej temu okoliczności bywa wyrazem zakłócenia kontroli impulsów. Często wiąże się z potrzebą przeżywania napięcia w sytuacjach skrajnego ryzyka. Dla nimfomanki seks jest wszystkim, podobnie jak butelka dla alkoholika. Badania naukowe dowodzą, że hiperseksualność dotyczy od 5 do 17 proc. populacji, z przewagą mężczyzn (satyriasis). Ale to tylko statystyki. Rzeczywista liczba osób dotkniętych tym zaburzeniem nie jest znana.
Cena, jaką nimfomanki płacą za swoje uzależnienie, jest bardzo wysoka: choroby weneryczne, problemy finansowe, zszargana reputacja, moralny kac. Ale czego się nie robi, żeby zaspokoić swój wewnętrzny głód. Zdaniem Moniki Dreger, psycholożki z Warszawskiej Grupy Psychologicznej, nimfomanki nie są zazwyczaj zdolne do budowania prawdziwych związków i stałych więzi. Nie tylko z mężczyzną, ale także z dziećmi. Osobom uzależnionym ich problemy wypełniają prawie całą przestrzeń życiową, więc i przestrzeń dla innych maksymalnie się kurczy lub w ogóle jej nie ma.
Przejdź na drugą stronę