Nie chciałam dziecka. Unieszczęśliwiłam męża i zawaliłam jako człowiek
Mąż uważa, że jak z biedy wyrośliśmy, to w tej biedzie powinniśmy zostać
Znak rozpoznawczy – ciężka biżuteria, z charakterem, przywożona z dalekich i bliskich podróży. I głos – niski, dźwięczny, z doskonałą dykcją; taki, o którym się mówi „radiowy”. Natalia opowiada, że nareszcie jest w miejscu, w którym zawsze chciała być. Bardzo dobrze zarabia, otaczają ją przyjaciele, podróżuje. Poukładała się nawet z rodzicami, których wspiera finansowo na tyle mocno, że wytrąciła im z ręki argument, że „nic nie osiągnie w życiu”. Jeden tylko klocek nie pasuje do tej układanki. Mąż.
– Nie powinnam była wychodzić za mąż. Wiedziałam, że należę do kobiet, które nie są stworzone do małżeństwa. Powtarzałam Mariuszowi, że na pewno go unieszczęśliwię. O tym, że nie chcę dzieci, też uprzedzałam. Ale on się uparł, myślał pewnie, że się zmienię. Żałuję, że dałam się przekonać.
Może Cię zainteresuje:
Kocham moje dzieci, ale żałuję, że je urodziłam
Wyjście za mąż to pierwszy błąd, za który dziś Natalia płaci. Będą jeszcze trzy inne. Mariusza poznała na pierwszym roku studiów ekonomicznych. On ich nie skończył. Według Natalii, nie wytrzymał presji egzaminów, chociaż po latach zarzucił jej, że ktoś z nich dwojga po prostu musiał zrezygnować i pójść do pracy, żeby ich utrzymać. Jednak żadne z nich długo nie potrafiło wystarczająco dobrze zarabiać, ani ona ze studiami, ani on bez studiów.
– Byliśmy biedni. A nawet skrajnie biedni. Chwytaliśmy się każdej pracy, ale średnio nam wychodziło zarabianie. Nawet wyjazdy za granicę tego nie zmieniły, a może zmieniły, ale na gorsze, bo uwierzyliśmy, że możemy kupić mieszkanie na kredyt. Tyle tylko, że był to kredyt we frankach. Ale kochaliśmy się, tak myślę, że to była naprawdę miłość, więc trudności w tamtym momencie tylko cementowały nasz związek. Znalazłam w końcu dobrą pracę, kredyt spłaciliśmy.
Dobra praca oznaczała harówę, ale Natalia podkreśla, że dla stabilizacji, czyli stałej pensji na koncie, warto było ją znosić. Przez kilka lat miotała się między poczuciem, że ciągle niewiele potrafi w pracy zrobić, a przekonaniem, że daje się wykorzystywać. Kiedy wygrało to drugie i postanowiła się zwolnić, okazało się, że jest niezbędna. Szef jej nie wypuścił, awansował ją i podwoił pensję. A to i tak był dopiero początek jej dobrej finansowej passy. Dzisiaj przez jej ręce przechodzą wielomilionowe kontrakty, a w dobrym miesiącu spływa na jej konto czasem więcej niż kiedyś była w stanie zarobić w ciągu roku. Dzięki temu mogli z Mariuszem nareszcie zrealizować swoje podróżnicze plany. Zaczęli od weekendów we wszystkich stolicach Europy, aż w końcu poniosło ich dalej, Meksyk, Galapagos, Kenia, Malediwy. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie pragnienie Mariusza, by zostać ojcem, które z wiekiem było coraz mocniejsze. Natalia jednak – jak to nazywa – nie miała w sobie „genu matki”, co traktuje jako poważny defekt, a Mariusz poznał kobietę, która tego defektu nie miała. Rozwiedziona, z dwójką dzieci, ciepła, gotowa do stworzenia Mariuszowi domu, jakiego pragnął.
Przeczytaj całą historię w Onecie:
https://www.onet.pl/styl-zycia/miasto-kobiet/natalia-nie-miala-genu-matki-jej-maz-poznal-kobiete-ktora/bt6vent,30bc1058