Neochrześcijaństwo
Odlot, obłęd, ogień – tak spotkania modlitewne opisują młodzi, którzy po modzie na buddyzm, duchowość Wschodu coraz częściej i liczniej wracają do Kościoła.

Ilustracja: Dorota Paciorek
Odlot, obłęd, ogień – tak spotkania modlitewne opisują młodzi chrześcijanie, którzy po modzie na buddyzm, neopogaństwo i duchowość Wschodu coraz częściej i liczniej wracają do Kościoła. Bynajmniej nie sami. Zabierają ze sobą popkulturę, trendy, muzę i lifestyle.

To, co się dzieje w ostatnich latach w Kościele, to totalny odlot. Raz to ilość nowych wspólnot: odnowowych, neokatechumenalnych czy monastycznych. Dwa to zaangażowanie / Ilustracja: Dorota Paciorek
Wygląda to tak: kilkadziesiąt osób leży bezwładnie na posadzce, kilka innych wije się ze śmiechu, reszta z rękami podniesionymi w kierunku nieba śpiewa, wrzeszczy i sylabizuje niezrozumiałe słowa. Totalna euforia, radość, zachwyt. Ktoś mógłby powiedzieć: najarali się dobrej trawy. Albo upili młodym winem. Ale właśnie tak wyglądało chrześcijaństwo dwa tysiące lat temu. I równie dobrze miewa się dzisiaj.
KATO-SQUAT
– To, co się dzieje w ostatnich latach w Kościele, to totalny odlot – mówi Piotrek Żyłka, dziennikarz i publicysta, twórca projektu „FaceBóg” oraz mającego blisko dwieście tysięcy fanów profilu papieża Franciszka na Facebooku. – Raz to ilość nowych wspólnot: odnowowych, neokatechumenalnych czy monastycznych. Dwa to zaangażowanie. Bo przecież tu nie chodzi tylko o pójście w niedzielę do kościoła. Czasami bycie we wspólnocie oznacza wspólne zamieszkanie z ludźmi, a nie tylko pobożne składanie rączek raz na jakiś czas.
Przymierze Miłosierdzia swój pierwszy dom życia zbudowało pośród brazylijskich slumsów. Wprowadzić się do niego mógł każdy. Bezdomni, narkomani, prostytutki. Mimo radykalnego ubóstwa i braku zaplecza medialnego ta wspólnota ma dziś zasięg globalny. Do jednego z jej szczecińskich oddziałów należy Sonia Świacka, założycielka marki odzieży Bóg wie co. – Po nawróceniu całe moje życie przewróciło się do góry nogami – mówi. – Rzuciłam pracę, zmieniłam miasto… No i odkąd mam świadomość Jego istnienia w moim życiu, nie jestem w stanie o Nim nie mówić. Tak powstało Bóg wie co, ugruntowane w duchowości Przymierza Miłosierdzia i w słowach „Duch Pana Boga nade mną, bo mnie namaścił, abym ubogim niósł dobrą nowinę” (Iz 61,6). Dla mnie ubodzy to nie tylko narkomani w favelach, ale też ubodzy w duchu – choć często bogaci w sensie materialnym.
Jeszcze kilka lat temu Sonię drażniła sama myśl o Kościele. Wnerwiali ją księża i ich kazania, a jeśli już za namową mamy znalazła się przypadkiem na mszy, nie była w stanie dotrwać do końca. Dziś służy swoim braciom poprzez pracę i modlitwę, prowadząc w Szczecinie sklep Bóg wie co. Raz na jakiś czas wychodzi też ze swoją wspólnotą do miasta: do podupadłych dzielnic, na ulice prostytutek, do pijackich melin. Nie oceniają nikogo, nie krytykują, nie pouczają. Są. Gdy ktoś poprosi o modlitwę, kładą na niego ręce i modlą się o nadzieję dla niego, o radość, o nowe życie. Czasami ktoś odpyskuje, czasami popłacze, cicho podziękuje. Ale zdarza się również, że pod wpływem modlitwy ktoś upada na podłogę, czyli, jak tłumaczą charyzmatycy, zasypia w Duchu Świętym. Wtedy Pan Bóg bez żadnych przeszkód dokonuje zmian w samym sercu człowieka. I dzieją się rzeczy wielkie.

Jeszcze kilka lat temu Sonię drażniła sama myśl o Kościele. Wnerwiali ją księża i ich kazania / Ilustracja: Dorota Paciorek
LIFESTYLE +
Gdyby nie cuda, z powodzeniem moglibyśmy określić chrześcijaństwo jako pewien nowy, wysoce entuzjastyczny trend – styl życia, który propaguje miłość, wolność, braterstwo. Ale katolicki lifestyle oznacza przede wszystkim życie z Bogiem. Potwierdza to m.in. Jola Szymańska, autorka bloga Hipster Katoliczka:
– Katolicy od dwóch tysięcy lat mają swój styl, który się oczywiście zmienia, ale ma pewne główne właściwości, jak osobista relacja z Panem Bogiem, świadoma wiara, modlitwa, cieszenie się życiem, wolnością, bycie eko nie tylko w odniesieniu do jedzenia, otwartość na drugiego człowieka, autentyczność. Święty Franciszek z Asyżu, Jan Paweł II, święta Faustyna, ba, JEZUS – oni tak żyli. Tak wygląda życie z Bogiem.
To mocne doświadczenie żywej wiary to według ks. Pawła Bogdanowicza, związanego z Ogólnopolską Szkołą Ewangelizatorów, efekt nie nowej mody, ale raczej nowej Pięćdziesiątnicy, nowego zesłania Ducha Świętego, czyli nic innego, jak spełnienie się proroctw zawartych w Apokalipsie.
– Świadomość, że zarówno w niebie, jak i na ziemi trwa walka z Antychrystem o każdą duszę, dopiero powraca do ludzi. Żyją z Jezusem jako Panem, uwielbiają Go i dzięki otwartości na Ducha Świętego mają moc czynienia Jego cudów – tak jak apostołowie.
To, co przez 20 wieków chrześcijaństwa zarezerwowane było dla mistyków, staje się powoli udziałem Kościoła powszechnego, czyli wszystkich wierzących. A cała tajemnica, jak tłumaczy ks. Paweł, ukryta jest w naszej wierze. – Podczas chrztu każdy otrzymuje władzę króla, proroka i kapłana, czyli ma możliwość bycia „Bogiem na ziemi”. To, czy będziemy uaktywniać tę moc zawartą w sobie, zależy od nas. Pan daje na zachętę charyzmaty – jednym dar spojrzenia w przyszłość (my to nazywamy proroctwem albo darem poznania), innym łaskę uzdrawiania – kładą na chorych ręce i ludzie są uzdrawiani. Bóg otwiera jakby niebo, bo przecież w niebie wszyscy będziemy zdrowi, nikt nie będzie chory, nikt nie będzie kaleką. Bóg chce już tu i teraz pomagać swojemu ludowi. Wystarczy tylko uwierzyć w to, że On nas kocha, a skoro kocha, to chce naszego dobra, a tym dobrem jest uwolnienie od zniewoleń i pokus oraz cielesne uzdrowienia z chorób.

Wczoraj byłem na mszy. Z zewnątrz normalna, spokojna msza, a ja myślałem, że zdechnę ze szczęścia / Ilustracja: Dorota Paciorek
CHURCHING
W krakowskiej wspólnocie, po charyzmatycznym spotkaniu modlitewnym, chwila na niezobowiązujące after party. Wygodne sofy, dywan, kawałek parapetu. Towarzystwo rozsiada się, sączy soczki, planuje termin kolejnego wielbienia.
– Jest mnóstwo ludzi w Krakowie, w Warszawie, w branży muzycznej, medialnej, telewizyjnej, którzy osiągnęli w życiu bardzo dużo, ale też w pewnym momencie zaczynają zadawać pytania: „No dobra, wszystko mam, i co dalej?” – mówi Piotr Żyłka. – Dla takich ludzi też jest oferta, by przeżyć w Kościele coś konkretnego, pięknego i głębokiego, począwszy od słuchania świetnie głoszących księży: Szustaka, Kaczkowskiego czy biskupa Rysia, poprzez ewangelizacje na stadionach i wielbienia po wspólnoty. Na przykład to, co się dzieje w krakowskim Głosie na Pustyni – co środę ludzie spotykają się w zwykłym pawilonie na osiedlu, żeby razem ze sobą być, modlić się, rozmawiać. Jeżeli to nie zaspokaja potrzeb, można pojechać do benedyktynów na medytację, nawet taką połączoną z jogą, na rekolekcje oparte na technikach mnichów starożytnego Kościoła albo rekolekcje oczyszczające, wzorowane na diecie proroka Daniela. Zabieganym warszawiakom polecam Wspólnoty Jerozolimskie, gdzie świeccy, mnisi i mniszki żyją pod jednym dachem, w domu między ruchliwą ulicą a stadionem Legii, skoncentrowani na kontemplacji w ciszy. Można do nich przyjść i na chwilę odciąć się, zresetować. A konotacji chrześcijańskich nie trzeba się bać. Nikt tu do niczego nie zmusza. W Kościele znajdziecie naprawdę superrzeczy.
Do superrzeczy zaliczyć możemy również popkulturowe grafiki, designerskie gadżety i modę. Koszulki „Moje w niej upodobanie” czy T-shirty „Bogu ducha winny” projektu Bóg wie co albo solniczki „Miejcie sól w sobie” produkcji DAYENU design for God. Wszystko robione w Polsce, wykonane z wysokiej jakości materiałów, z dbałością o każdy, najmniejszy szczegół.
– Katolicki design jest z potrzeby serca i oka – śmieje się Hipster Katoliczka. – Ale jest to też wyraz wolności i poszukiwania autentyczności w wierze. Wyrażania jej w świeży, radosny sposób. I łączenia pasji z miłością.
Jak mówi ks. Paweł Bogdanowicz, w przypadku gadżetów religijnych i rekwizytów (jak kultowe już bransoletki „I am second”) miłość to nade wszystko dawanie świadectwa o Jezusie. Ludzie zaczynają dostrzegać wartość w przyznaniu, że Bóg działa z wielką mocą. I to codziennie.
Opowiada Piotrek Żyłka:
– Wczoraj byłem na mszy. Z zewnątrz normalna, spokojna msza, cichy kościół, ksiądz. A ja myślałem, że zdechnę ze szczęścia. Było kilka takich momentów, że czułem namacalnie obecność Ducha Świętego – ale to są rzeczy, których nie da się opisać. Odlot, obłęd, ogień? Masz takie wrażenie, jakbyś był w raju.
– Duchowo czy fizycznie?
– Nie, to jest tak… pomiędzy. Taki stan, który pozwala czuć się tak błogo, tak ciepło, że chciałbyś zostać w nim do końca życia. Stan niech-tak-będzie-zawsze.
Dorota Paciorek
Artykuł pochodzi z czasopisma „Miasto Kobiet”. Zobacz, gdzie możesz dostać magazyn drukowany [DYSTRYBUCJA MK]