
Natalia_Sikora /fot. Łukasz Pęcak/Makata
„Teatr daje możliwość pewnego bezpieczeństwa, bo jesteś schowany w jakąś postać. Co innego piosenka – obnażasz swój autorski świat, pokazujesz światopogląd. Jednak to właśnie najbardziej w życiu mnie cieszy”, mówi Natalia Sikora, która niedawno wydała swoją autorską, rockowo-bluesową płytę „Ailatan”
Tytuł jest jej imieniem pisanym wspak. Artystka tłumaczy, że zaczyna wszystko od końca. Tym końcem jest zajęcie się sobą.
Jestem konstrukcją bardzo wrażliwą i postanowiłam zostawić teatr i zacząć od końca, czyli wreszcie skupić się na swojej twórczości. Dojrzałam do tego, aby podzielić się z ludźmi swoimi przemyśleniami w tekstach i muzyce
– mówi. Jednym z przełomowych dla niej momentów było spotkanie z legendarnym gitarzystą zespołów Breakout i Perfect, Dariuszem Kozakiewiczem, który skomponował trzy piosenki na tę płytę. Gdy pytam o współpracę, Natalia odpowiada: fantastyczna. Darek jest wulkanem wyobraźni i dobra, zarówno jako człowiek, jak i artysta. Wykazał się niezwykłą dbałością o każdy szczegół płyty. Pierwszą, a zarazem ulubioną piosenką Natalii jest „W ogniu”.
Darek zadzwonił do mnie i powiedział, że skomponował mi bluesa, i dobrze by było, gdybym napisała do niego tekst. Przywiózł mi go, włączyłam i oniemiałam – był wspaniały. Musiałam się przestawić i napisać słowa do istniejącej melodii, bo zawsze pracowałam odwrotnie.
Z tą piosenką wiąże się też najzabawniejsza historia z okresu nagrywania płyty.
Nagrywał z nami Paco Sarr, który jest Senegalczykiem. Bardzo dobrze zna język polski, francuski i angielski, ale czasem się przejęzycza. W pewnym momencie chcieliśmy poprawiać jeden fragment wokalny. Popatrzył na nas i spytał, czy ten ze słowami puszilulu
– śmieje się Natalia. I wyjaśnia: – On po prostu zlepił trzy polskie słowa (Spójrz ilu ludzi) w jedno. Do dziś na tę piosenkę mówimy w zespole właśnie puszilulu.
Sikora nie rezygnuje jednak całkowicie z gry w teatrze. Rola Edith Piaf w sztuce „Piękny nieczuły”, wystawianej w Teatrze Polskim, pokazała jej, że na deskach teatru może poczuć taką samą energię, jak podczas koncertów. Dlatego jest w trakcie przygotowań do kolejnego spektaklu, gdzie Janis Joplin i Jim Morrison czekają w zaświatach na Boba Dylana.
Leszek Gnoiński