„Z każdą spotykał się tylko raz, spał z nią i wracał do mnie”
Byłam świadoma tego, jakim nonsensem i patologią jest ta relacja, a jednak w nią brnęłam
Dominika opowiada, że takiego dopasowania nie czuła z nikim wcześniej. Przestraszyła się, gdy poczuła, że się zakochuje, a przecież wiedziała dobrze, że nic dobrego z tego związku nie wyniknie. Posłuchajcie jej opowieści.
Pierwsza faza
Nie minął jeszcze rok od kiedy go poznałam. Mieliśmy matcha na tinderze, on był wtedy w pracy za granicą, na jakiejś łódce, pracował jako kucharz. Na początku więc tylko pisaliśmy ze sobą, mieliśmy dużo wspólnego i rozmowy ciągnęły się całymi dniami. Był bardzo charyzmatyczny, inteligentny i zabawny, opowiadał mi o tym, jak to nie ma swojego miejsca na ziemi, bo pochodzi z Brazylii, gdzie nie chce wracać, a przez pochodzenie nie może nigdzie zagrzać miejsca bez karty pobytu. Pisaliśmy codziennie, po jakimś czasie napisałam mu, że nie wiem, czy będę czekać tak długo żeby go poznać osobiście. Chciałam być szczera, powiedziałam mu, że dwa miesiące (bo tyle miał być poza Polską) to za dużo i że nie mogę mu nic obiecać.
Problem polega na tym, że on się tym nie przejął – po prostu napisał, że to rozumie i że w takim razie nie ma sensu żebyśmy dalej rozmawiali. Wtedy w mojej głowie pojawił się typowy dla mnie mechanizm reakcji na odrzucenie i zafiksowałam się, że muszę go spotkać. Więc znów do niego napisałam. I tak rozmawialiśmy ze sobą codziennie, godzinami, przez dwa miesiące.
Przeczytaj koniecznie:
Związek z narcyzem. Byłam taka szczęśliwa! (prawdziwe historie)
Mój narkotyk
Potem przyjechał do Polski, a nasza pierwsza randka trwała cztery dni. Miałam wrażenie, że rozumiemy się doskonale. Uzupełnialiśmy się nawzajem, czułam że mogę rozmawiać z nim o wszystkim, seks też był świetny. I tak zaczęliśmy się spotykać, przez następne pół roku spędziliśmy ze sobą praktycznie każdy dzień. Byłam jak pod wpływem jakiegoś narkotyku, wszystko robiliśmy razem. On opiekował się mną, gotował mi, motywował mnie do rozwoju i przy tym cały czas dawał mi poczucie, że mam kogoś kto kompletnie mnie rozumie.
Był tylko jeden szczegół – cały czas spotykał się z innymi dziewczynami, tylko na seks. Był uzależniony od seksu i to zupełnie nie na takiej zasadzie, że miał potrzebę poznania jakiejś nowej osoby. On spotykał się z każdą dziewczyną tylko raz, spał z nią i wracał do mnie.
Spędzaliśmy razem całe dnie, z wyjątkiem 2/3 godzin, kiedy wychodził na „randkę”, uprawiał seks i wracał. Kiedyś powiedział mi, że seks nie sprawia mu żadnej przyjemności. Po prostu musiał to robić, miał potrzebę do zaspokojenia. Ale nie czuł żadnej satysfakcji z seksu z tą samą osobą więcej niż jeden raz. Zawsze miał ten sam schemat, o którym opowiadał mi wielokrotnie. Umawiał się na randkę niedaleko swojego mieszkania, po dłuższej chwili rozmowy mówił, że coś tam zostawił i pytał kandydatkę, czy wejdzie z nim na górę, czy woli czekać na dole. Zwykle wchodziły na górę, wtedy był seks, a potem mówił, że musi wyjść i zamawiał dziewczynom taksówkę do domu. Wiedziałam, że to robi i godziłam się na to, nie byliśmy oficjalnie parą.
Polecamy:
Zobaczyłam narzeczonego z dzieckiem. Nie moim
Miał być ślub
W międzyczasie uzgodniliśmy, że pomogę mu z pobytem w Polsce. Namówił mnie na wzięcie ślubu, tylko na pokaz. Opowiadał mi o tym, że nie ma nikogo. Że nie ma przyjaciół, ani nikogo bliskiego. Że przez tę pracę tuła się i nie może znaleźć swojego miejsca na świecie. A mi było go bardzo żal i widziałam w nim ofiarę losu, której trzeba pomóc i którą można naprawić. Ja i mój syndrom zbawcy. Mieliśmy pomieszkać trochę razem na wypadek kontroli i tyle. Co może być w tym trudnego? Niech nikt tego nigdy nie robi, nie polecam. Jednak ja zdążyłam już uzależnić się emocjonalnie. On miał osobowość skrajnie narcystyczną i egocentryczną, którą jak się potem okazało, sprawnie wykorzystywał do manipulacji i przetrzymywania mnie w tej chorej relacji. Wydaje mi się, że miał skłonności psychopatyczne albo przynajmniej socjopatyczne – nie odczuwał zupełnie emocji innych ludzi, nie potrafił ich zarejestrować. Był świetny w zgrywaniu ofiary i umiał sprawić, żebym czuła, że to ja go potrzebuję. Znalazł sobie idealną ofiarę, bo ja zawsze tłumaczyłam przed sobą wszystkie jego zachowania i nie miałam w tym żadnych zdrowych granic. Wszystkie moje problemy: lękliwość, codzienną nieporadność i potrzebę grania roli zbawcy, on dokładnie uzupełniał. Był dla mnie ramieniem i wsparciem we wszystkich strefach życia, w których sobie nie radziłam na co dzień, sprawiając że czułam się uzależniona od jego obecności. A ja w zamian grałam rolę zbawcy. Spędzaliśmy razem każdą sekundę. Budziliśmy się razem, szliśmy razem na śniadanie, potem na siłownię, potem na obiad. Spałam u niego średnio 6 dni w tygodniu. A on w tym czasie jeszcze dodatkowo wychodził i zaliczał laski. Spał z ponad 50 dziewczynami w czasie gdy się spotykaliśmy. Na szczęście małżeństwo okazało się dużo trudniejsze do zrealizowania niż było w założeniu i ostatecznie się to nie wydarzyło, jednak mieliśmy otwartą sprawę w urzędzie przez wiele miesięcy, przez co też musieliśmy pozostawać w kontakcie.
Gdy pojawią się uczucia
Chciałam się wycofać z tej relacji niemal od samego początku, ale poważnie zrobiło się dopiero wtedy, gdy doszłam do wniosku że zaczynam się w nim zakochiwać. Zaznaczam, że byłam świadoma tego, jakim nonsensem i patologią jest ta relacja. A robiło się ze mną coraz gorzej. Gdy miałam jakiekolwiek negatywne emocje, jakieś zastrzeżenia do tego co robi i jak mnie traktuje, nie jako do partnera (którym przecież oficjalnie nie był), tylko zwyczajnie jako do osoba z którą spędzam czas, mówił że skoro tak się czuję, to może nie powinniśmy się danego dnia widzieć. Mówię tu o różnych drobnych rzeczach, które robił, a które powodowały, że było mi przykro albo że czułam się niekomfortowo. Zawsze gdy zwracałam mu na coś uwagę, odpowiadał że jestem zazdrosna, a przecież nie mogę być zazdrosna, bo nie tak się umawialiśmy i że mamy sprawy w urzędzie do ogarnięcia, a jak ja będę zazdrosna to zniszczę mu życie. Innym razem mówił, że przez moją „zmienność i niestabilność emocjonalną” boi się, że zostawię go na lodzie z tymi urzędowymi sprawami i że przez to będzie deportowany. Stworzył taką dynamikę, że przez pół roku nie spałam, bo bałam się cokolwiek mu powiedzieć, tłumiłam w sobie wszystkie negatywne emocje. Czasem wychodziłam do łazienki, płakałam z bezradności – długo, czasem kilka godzin i wracałam do łóżka.
Czas na pożegnanie
W końcu gdy sprawa w urzędzie została zamknięta, powiedziałam mu, że nie możemy dłużej się spotykać, bo mam do niego uczucia i nie jestem już w stanie akceptować tego, że spotyka się z innymi dziewczynami. I wtedy stała się najgorsza możliwa rzecz – gdy ja byłam gotowa na odejście, on zadeklarował, że zrezygnuje ze swoich przyzwyczajeń. Mówił mi, że relacja ze mną jest wyjątkowa, że jestem jedyną osobą w jego świecie, że nikt nigdy poza mną nie wyciągnął do niego ręki i żebym go nie zostawiała. Nie potrafiłam od niego odejść. Następne dwa miesiące trwałam w tej chorej relacji, ze świadomością, że nieważne co on powie czy zrobi, ja nigdy, przenigdy, nie będę w stanie mu zaufać. W akcie ostatecznej próby ucieczki, postanowiłam wyjechać na miesiąc do Tajlandii. Tego samego dnia w którym wyjechałam, on był już z inną dziewczyną. Napisał mi, że „przecież wiesz jak jest”. To wreszcie przeważyło szalę goryczy i dało mi realną szansę na zakończenie relacji z nim. Gdy wróciłam do Polski, próbował kontaktować się ze mną niemal codziennie. Pisał, że nie chce być przeze mnie kochany, ale że potrzebuje mnie jako przyjaciółki. Stwierdził, że przecież możemy robić wszystko tak, jak do tej pory, tylko ze sobą nie sypiać i zupełnie nie rozumiał, dlaczego nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Może Cię zainteresuje:
Co zrobić, gdy zostawił cię facet? Dekalog dla porzuconej
Zakończenie
Koszmar skończył się dopiero trzech miesiącach od mojego powrotu do Polski. Do tego momentu zdążyłam zablokować go na wszystkich mediach społecznościowych, łącznie z mailem i linkedinem, gdzie także do mnie pisał. W międzyczasie zdarzało mu się przychodzić pod mój dom i zwyczajnie stać ze smutną miną. Potem wreszcie dostał kontrakt poza Polską i wyjechał. Mam szczerą nadzieję, że nigdy nie wróci.